Polskie kary i fundusze w UE
3 listopada 2022Minister Szymon Szynkowski vel Sęk zapowiedział rychły wniosek do Komisji Europejskiej o zatrzymanie licznika kar, bo – taka ma być argumentacja polskiego rządu – niedawne zmiany w sądownictwie (zainicjowane przez prezydenta Andrzeja Dudę) miałyby spełnić wymogi Trybunału Sprawiedliwości UE, z którymi związana jest ta kara. Komisja do czwartkowego południa (3.11.2022) nie otrzymała takiego pisma z Warszawy, więc nie komentuje zapowiedzi Szynkowskiego vel Sęka.
Jednak Bruksela od lipca, kiedy weszła w życie sądowa „ustawa Dudy”, wskazywała rządowi Mateusza Morawieckiego prostą drogę – wniosek wprost do TSUE. – Jeśli władze Polski uważają, że wypełniły warunki TSUE, powinny wnieść wniosek do tego samego TSUE o zatrzymanie licznika kar – powtarzali przez wiele tygodni nasi rozmówcy w Komisji Europejskiej.
Mija rok od nałożenia kary
Trybunał Sprawiedliwości UE w październiku 2021 roku nałożył na Polskę karę jednego miliona euro za każdy kolejny dzień braku podporządkowania się decyzji o zawieszeniu kluczowych elementów „ustawy kagańcowej” (w ramach środka tymczasowego). Ta kara nalicza się od 3 listopada zeszłego roku, czyli od momentu formalnego doręczenia decyzji TSUE władzom Polski, czyli w praktyce od otwarcia listu elektronicznego TSUE w polskim ministerstwie. A zatem kara w ten czwartek (3.11.2022) wynosi już 365 mln euro.
Rząd Morawieckiego odmawia jej uiszczania w zwykłym trybie, więc Komisja Europejska – to procedura administracyjna niepodlegająca rozstrzygnięciom politycznym – musi sukcesywnie potrącać ją od przelewów z budżetu UE dla Polski. Dotychczas w ten sposób ściągnięto już 267 mln euro (pieniądze trafiają do budżetu UE), ale cała reszta stanowi – zwiększającą się każdego dnia o kolejny milion euro – należność do potrącenia. W podobny sposób Bruksela ściągnęła całe 68,5 mln euro kary za lekceważenie decyzji TSUE co do kopalni Turów. Polskie władze zaskarżyły te potrącenia, gdy doszło do ugody z Czechami kończącej spór o Turów. Ale unijny Trybunał jeszcze nie wypowiedział się w sprawie sporu z Komisją o potrącenia.
Postanowienie TSUE co do ustawy kagańcowej dotyczyło nie tylko Izby Dyscyplinarnej, którą Polska zastąpiła nową Izbą Odpowiedzialności Zawodowej, lecz również m.in. kwestii związanych z testem niezależności sędziego. Pełnego wyroku unijnego Trybunału, który z definicji anuluje wcześniejsze środki tymczasowe związane z daną skargą, można spodziewać się dopiero wiosną przyszłego roku. Rekomendacja rzecznika generalnego TSUE, która poprzedza orzeczenie, jest zapowiedziana dopiero na grudzień br.
W KPO chodzi o test niezależności
Brak testu niezależności sędziego, który byłby zgodny z unijnymi wymogami, jest jedynym niespełnionym praworządnościowym warunkiem rozpoczęcia wypłat z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), na który publicznie wskazuje Komisja Europejska. – Nowa ustawa („ustawa Dudy”- przyp.red.) nie zapewnia sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka potraktowania tego jako przewinienia dyscyplinarnego. To są kwestie, które muszą być rozwiązane, by wypełnić zobowiązania (Polski), a więc odblokować pierwszą płatność – ogłosiła już na początku lipca Ursula von der Leyen, szefowa Komisji.
I wedle naszych informacji to na kwestii „testu niezależności” zawisła sprawa KPO. To rozwiązanie drażliwe dla władz Polski, bo chodzi o sprawdzanie niezależności „neosędziów” powołanych z udziałem upolitycznionej KRS.
Komisja Europejska nie wypowiada się oficjalnie, w jaki sposób sprawa „testu niezależności” miałaby zostać rozwiązania w celu odblokowania wypłat z KPO. A w negocjacjach między Warszawą i Brukselą – wedle naszych informacji – pojawiały się pomysły, że dałoby się to zrobić bez dodatkowych zmian ustawowych w Polsce. Ale wedle części z naszych rozmówców w Komisji „bardzo trudno to wyobrazić sobie bez kolejnych zmian legislacyjnych”. – Może poprawka do ustawy Dudy? Może do jakiejś innej ustawy? Potrzebujemy pewności prawnej w kwestii „testu niezależności” – tłumaczył nam niedawno jeden z urzędników UE zaangażowanych w kwestie praworządności.
Skąd opóźnienie w KPO?
Rząd Morawieckiego wciąż nie składa do Komisji Europejskiej wniosku o wypłatę pierwszej raty z KPO. A nawet nie zakończono jeszcze rozmów co do – wymaganych przed pierwszym wnioskiem o pieniądze – „uzgodnień operacyjnych” (Warszawa już latem złożyła ich projekt) co do sposobu weryfikowania wszystkich kamieni milowych. Wniosek o wypłatę uruchamia bowiem terminy – dwa miesiące na ocenę realizacji warunków z „kamieni milowych”, pół roku na ewentualną poprawę, po których może zacząć przepadać część pieniędzy. A zatem ryzykowne byłoby wnioskowanie o wypłaty bez pewności, że Bruksela – i tego dotyczą negocjacje – uzna praworządnościowe warunki KPO za spełnione. Natomiast przy braku wniosków o wypłaty z KPO jedynym końcowym terminem w praktyce jest dopiero 2026 rok, po którym wypłaty z KPO definitywnie nie będą już możliwe.
Ponadto Komisja przypomina, że wśród wstępnych warunków wypłat jest także wdrożenie informatycznego systemu Arachne pozwalającego na monitorowanie wydawani funduszy. To standardowe narzędzie wymagane także od innych krajów Unii w ramach zapobiegania przekrętom z unijnymi pieniędzmi.
Co z funduszami spójności
Szef dyrekcji budżetowej w Komisji Europejskiej przypomniał w październiku, że Polska nadal nie przedstawiła Brukseli zasad monitorowania Karty Praw Podstawowych, co jest potrzebne do wypłat funduszy spójności. To około 76,5 mld euro w unijnej siedmiolatce budżetowej 2021-27, co w praktyce oznacza dostęp do płatności z tej koperty w latach 2023-29 (obecnie polskie faktury z polityki spójności są opłacane jeszcze z siedmiolatki 2014-20). Jednak Komisja Europejska stawia na porozumienie w najbliższych miesiącach, które pozwoliłby na uniknięcie opóźnień wypłat (ich zamrożenie za pomocą tego instrumentu jest w zasadzie niemożliwe). Nasi rozmówcy w Komisji przestrzegają przed wyolbrzymieniem problemu z funduszami spójnościowymi i odżegnują się od haseł o ich „zablokowaniu”. Elisa Ferriera, komisarz UE ds. spójności, w tym tygodniu w rozmowie z dziennikiem „Financial Times” powiedziała, że fundusze dla Polski mogłyby być wypłacane po indywidulanej ocenie („case by case”), czy każdy wniosek będzie spełniać warunki dotyczące m.in. przejrzystości, praw człowieka i wymogów ochrony środowiska. To zwykłe wymogi dla wszystkich krajów UE.
Komisarz Johannes Hahn, który odpowiada za budżet Unii, w tym za procedurę „pieniądze za praworządność”, we wrześniu jednoznacznie potwierdził, że Polska nie podpada pod to postępowanie. – W przypadku Polski nie dostrzegliśmy wystarczająco bezpośredniego związku między problemami sądownictwa i (ewentualnymi) zagrożeniami dla funduszy UE. A zatem kwestią niezależności sądownictwa możemy zajmować się za pomocą innych narzędzi – tłumaczył Hahn.
Komisja Europejska obecnie toczy wobec Polski dwa związane z praworządnością postępowania przeciwnaruszeniowe, czyli w kwestii Trybunału Konstytucyjnego oraz – to dotyczy kwestii negocjowanych także w ramach KPO – niepełnego wdrożenia wyroku TSUE co do systemu dyscyplinarnego dla sędziów.