1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Polsko-niemiecki „go west”

29 lipca 2010

Coraz więcej Polaków osiedla się po niemieckiej stronie granicy. Jak wyglądają ich relacje z niemieckimi sąsiadami?

Zdjęcie: AP

Całkiem nieoczekiwanie szansa na choć drobną poprawę sytuacji pojawiła się z chwilą przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Korzystając z możliwości swobodnego przemieszczania się i wyboru miejsca zamieszkania na terenie UE setki polskich rodzin i pojedynczych osób przeprowadziły się i nadal przeprowadzają na teren Meklemburgii-Przedmorza, ale także Dolnej Saksonii i Brandenburgii. Skłania ich do tego przede wszystkim trudna sytuacja na rynku mieszkaniowym i wysokie ceny wynajmu w Polsce.

Największym wzięciem wśród polskich obywateli cieszą się mieszkania w miejscowościach położonych blisko granicy z Polską jak Löcknitz, Bismark, Grambow czy w wiosce Retzin położonej około 20 kilometrów od Szczecina. W samej tylko spółdzielni mieszkaniowej Löcknitzer Wohnungsverwaltungsgesellschaft mbH w Löcknitz na ogółem 800 mieszkań 110 zamieszkanych jest przez Polaków. Zainteresowanie w dalszym ciągu jest dość duże, ponieważ ceny po niemieckiej stronie się nie zmieniły, natomiast po stronie polskiej są nadal dość wysokie, twierdzi polski pracownik administracyjny spółdzielni Konrad Modrzejewski. „Wprawdzie taka duża fala, jak była na początku kilka lat temu, minęła, ale nadal każdego tygodnia zgłasza się kilka osób. W sumie liczba Polaków jest w zasadzie stała, bo jedni się przeprowadzają, ale na ich miejsce wprowadzają się inni”, wyjaśnia Modrzejewski. Niektórzy opuszczają mieszkania w blokach, bo kupują domy jednorodzinne w miasteczkach i na wsiach. Są też rodziny, które wróciły do Polski ze względów osobistych i finansowych.

Polscy mieszkańcy likwidują pustostany i nakręcają gospodarkę

Budynek z wielkiej płyty w Retzin (Meklemburgia-Pomorze Przednie)Zdjęcie: DW

Większość mieszkań w małych miejscowościach i na terenach byłych enerdowskich PGR-ów znajduje się w blokach z wielkiej płyty i posiada minimalny standard. Niekiedy przed zamieszkaniem w nich trzeba dokonać drobnych remontów, wymalować ściany czy wyposażyć kuchnię. Niemniej dla przybyszów z Polski oznaczają one istotną poprawę jakości życia. Korzystają także na tym niemieccy mieszkańcy. Obecność polskich lokatorów zapobiega bowiem rozbiórce zamieszkanych nierzadko tylko w połowie domów. Korzystają na tym miejscowe sklepy i sieci handlowe, w których zakupów dokonują również mieszkańcy polscy. W samym Löcknitz na 3200 mieszkańców około 220 stanowią obywatele polscy, na obszarze administracyjnym Löcknitz-Penkun jest ich ponad 500. Osobny pozytywny efekt związany jest z zakładaniem małych i średnich firm przez obywateli polskich, podkreśla burmistrz Lothar Meistring. Oznacza to większe wpływy z podatków i szanse na ożywienie gospodarcze.

„Polen raus” czy „herzlich willkommen”?

Polskie nazwiska na wizytówkach przy wejściu do jednego z domów po niemieckiej stronie granicyZdjęcie: DW

Zdecydowana większość niemieckich mieszkańców Löcknitz i okolic pozytywnie patrzy na osiedlanie się tam polskich rodzin. Akty wrogości czy akcje protestacyjne ze strony działaczy skrajnie nacjonalistycznej NPD pod hasłem „zatrzymać polską inwazję” należą do rzadkości. Burmistrz Meistring jest zdecydowanie przeciwny koncentrowaniu się na takich pojedynczych incydentach zamiast na ogólnie dobrym współżyciu niemieckich i polskich sąsiadów. Wskazuje na fakt, że w ostatnich wyborach NPD zdobyła o 6% głosów mniej niż w poprzednich, kiedy uzyskała ich 18 %. „Widać, że nawet wśród nich ludzie zaczynają myśleć inaczej”, uważa Meistring.

Mieszkająca wraz z czteroosobową rodziną od ponad trzech lat w Rambow koło Löcknitz Grażyna Kalińska (39) przyznaje, że jej znajomi w Polsce interesują się, jak to naprawdę wygląda na miejscu: „Pytają mnie czasem, czy rozbili mi w Niemczech samochód. A ja im odpowiadam, że niemieccy sąsiedzi pomogli nawet mi załatwić garaż”. Obecnie Grażyna Kalińska uczęszcza na integracyjny kurs języka niemieckiego w Pasewalku. Zostawia tam samochód na ulicy i nigdy nie miała w związku z tym żadnego problemu. „Nie doznałam tu żadnej przykrości ani krzywdy. Za sąsiadów mam prawie samych Niemców. I jestem bardzo szczęśliwa tutaj”, zapewnia. Kiedy wraca z zakupami, sąsiedzi ją pozdrawiają, otwierają drzwi i czasami pomagają wnieść zakupy na górę. Gdy raz o wpół do dwunastej w nocy woda zaczęła wyciekać z pralki, zadzwoniła do drzwi sąsiada i ten udzielił jej pomocy.



Razem czy obok siebie?

Ewelina Grykałowska i Grzegorz Lica w dniu przeprowadzki przed swoim nowym miejscem zamierzkania w RetzinZdjęcie: DW

Ogólnie polscy mieszkańcy nie mają problemów z niemieckimi sąsiadami, twierdzi Konrad Modrzejewski, „choć oczywiście jest i tutaj jak wszędzie między sąsiadami, raz bywa lepiej a raz gorzej i zależy też, na jakich sąsiadów się trafi”. Jego zdaniem czasami wzajemne relacje są wręcz przykładne, „gdy Polacy i Niemcy siedzą sobie przed blokiem w lecie, jedzą ciasto, pieką kiełbaski czy piją piwo. Ale bywa, że żyją tylko obok siebie i kończy się na przysłowiowym ‘guten Tag' ”.

Grzegorz Lica (29) z żoną Eweliną (27) od ponad dwóch lat wynajmują 38- metrowe mieszkanie we wsi Retzin. Sprowadzili tam się ze Stargardu Szczecińskiego i pobrali w zeszłym roku. Mieszkanie było w dobrym stanie i musieli tylko je wymalować i urządzić kuchnię. Za czynsz płacą około 220 euro. „Mieszka nam się dobrze. Nie ma problemu z sąsiadami. Czasami spotykamy się na piwo. Tak, jakbyśmy mieszkali w Polsce”, opowiada. Grzegorz pracuje sezonowo u rolnika w Niemczech zachodnich, Ewelina codziennie samochodem dojeżdża do pracy w jednym ze szczecińskich banków. „Najważniejsze, że potrafię się dogadać z sąsiadami”, podkreśla Grzegorz. Ułatwia to kontakt i zawsze może ich o coś zapytać. Zadowolona z przeprowadzki do Niemiec i – jak twierdzi - „bardzo sympatycznych sąsiadów” jest także Ewelina. Wprawdzie na początku obawiała się, że nie będzie się z nimi mogła porozumieć, gdyż nie zna niemieckiego. Okazało się jednak, że to nie taki problem i jakoś się dogaduje. „Mogę nawet powiedzieć, że mieszka mi się tu być może nawet lepiej niż z sąsiadami w Polsce”, reasumuje Ewelina.

Co kraj to obyczaj

Może kupi Polak? Dom do sprzedania w BismarkZdjęcie: DW

Do administracji spółdzielni w Löcknitz docierają niekiedy skargi niemieckich mieszkańców na polskich, ale bywa i odwrotnie, twierdzi Konrad Modrzejewski. „Niekiedy Polacy nie znają niemieckich zwyczajów, jak np. sortowanie śmieci czy sprzątanie klatki schodowej, co u nas robią lokatorzy. Ale tego rodzaju małe spięcia nie prowadzą do jakiś eskalacji”, wyjaśnia. Potwierdza to Grażyna Kalińska. Nie ukrywa jednak, że słyszała od znajomych w Löcknitz, iż niektórzy polscy mieszkańcy czasem na balkonie piją piwo, przeklinają, palą i rzucają niedopałki z balkonu. Powoduje to niesnaski. „Ale gdybym ja mieszkała w Polsce, a nad moim mieszkaniem robiłby to Niemiec, to na pewno też bym mu nie dała żyć”, zaznacza. Dla niej samej sprzątanie klatki schodowej, dokonywane raz w tygodniu przez mieszkańców każdego z mieszkań do jednego piętra w dół, nie stanowi problemu. Podobnie jak sprzątanie i odśnieżanie najbliższego obejścia przed wejściem na klatkę schodową. Przyznaje jednak, że na początku była bardzo zaskoczona, iż płacąc czynsz, muszą jeszcze sprzątać. I kiedy po raz pierwszy zobaczyła swe nazwisko na wywieszonej liście, nie wiedziała, co to oznacza. Ale jeden z sąsiadów wyjaśnił jej, o co chodzi. „I nie miałam z tym nigdy problemów, bo mi się to nawet spodobało. Dzięki temu jest tak czysto, że mogę nawet w skarpetkach zbiec na dół po pocztę”, mówi z dumą. Jedyne, co ją martwi, to fakt, że wśród sąsiadów jest dużo starszych osób, które mają kłopoty z odśnieżaniem. Dlatego Kalińscy niekiedy im nawet pomagają. Sądzą jednak, że te obowiązki powinna przejąć spółdzielnia. Życzyliby sobie też, aby spółdzielnia dokonała wreszcie remontu instalacji wentylacyjnej, która nie działa. Spółdzielnia zapewnia, że sprawa jest ponoć w trakcie załatwiania.


Praca w Polsce, szkoła w Niemczech


W gimnazjum w Löcknitz uczą się wspólnie Polacy i NiemcyZdjęcie: DW-TV

Prawie wszyscy dorośli mieszkańcy przybyli z Polski nadal zatrudnieni są po polskiej stronie granicy, a po pracy wracają do domu w Niemczech. Natomiast ich dzieci w absolutnej większości uczęszczają do szkół niemieckich. Jedną z nich jest założone już w 1995 roku Niemiecko-Polskie Gimnazjum w Löcknitz. Obecnie około 1/4 uczniów szkoły to dzieci polskie dojeżdżające tam z pobliskich miejscowości po polskiej stronie granicy, ale i dzieci polskich mieszkańców po stronie niemieckiej. Także dzięki nim gimnazjum uniknęło zamknięcia z powodu braku uczniów rodzimych, jak stało się to z wieloma innymi szkołami na terenie landu, w którym liczba uczniów szkół średnich o profilu ogólnym zmalała od roku 1990 z 290.000 niemal o połowę do 145.000.

Uwe Krüger przed swoją piekarnią w BismarkZdjęcie: DW

Dla Kalińskich możliwość pobierania nauki w szkole niemieckiej przez trójkę ich dzieci była głównym powodem przeprowadzki. Chcieli bowiem, by opanowały one perfekcyjnie język niemiecki, a na korepetycje w Polsce nie było ich stać, twierdzi Grażyna Kalińska. Teraz mają to za gratis. Po dzieci codziennie przyjeżdża szkolny autobus, który je zabiera do Löcknitz i po szkole odwozi z powrotem. Dzieci szybko opanowały język, nawiązały przyjaźnie i czują się jak u siebie. „Są zapraszane na urodziny przez kolegów i koleżanki, a ostatnio my ich zaprosiliśmy i pojechaliśmy z całą grupą do Szczecina. Mogły tam obejrzeć „Oceanarium” i były zachwycone”, opowiada z dumą.

Bliskość granicy dla polskich mieszkańców tych terenów stanowi duże udogodnienie. Dzięki temu np. można tam taniej telefonować, pozostając w zasięgu polskich sieci komórkowych. Ułatwia kontakty z rodziną i znajomymi. Nie ma też większego problemu z odbiorem polskich programów telewizyjnych. W niektórych sklepach obsługa w prosty sposób potrafi porozumieć się po polsku. Nowy trend do osiedlania się Polaków po niemieckiej stronie granicy dostrzegł jeden z okolicznych piekarzy Uwe Krüger we wsi Bismark. Już od ponad trzech lat w swej piekarni piecze chleb i bułki z mąki kupowanej taniej w Polsce. Przed piekarnią ustawił szyld po polsku i niemiecku z dużym napisem „Witamy”.

Andrzej Stach, Löcknitz/Berlin

red. odp. Bartosz Dudek

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej