Polsko-niemieckie koprodukcje filmowe
21 lutego 2008- Przez lata nie mogliśmy marzyć, że otworzy się przed polskim kinem droga współpracy międzynarodowej, zwłaszcza z Niemcami. Do tej współpracy z Niemcami obecnie jest nam bliżej niż do jakiejkolwiek innej - stwierdził Andrzej Wajda na dyskusji poświęconej filmowym koprodukcjom polsko-niemieckim w ramach Festiwalu Berlinale.
Dyskusję zorganizowały Fundacja Filmowa Nadrenii – Wesfalii oraz Instytut Polski z Düsseldorfu. Czas i miejsce wybrane zostały nieprzypadkowo. Tego dnia, na festiwalu Berlinale, w obecnosci kanclerza Niemiec Angelii Merkel, swój pokaz miał film „Katyn“.
- Niemcy są w koprodukcji filmowej w tej chwili najlepszym partnerem dla polskich producentów - twierdzi Agnieszka Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej - Jeszcze do niedawna ta współpraca układala się nieco gorzej , bo Polacy nie mieli nowoczesnego prawa filmowego. Od dwóch lat funkcjonuje jednak nowa ustawa o kinematografii, która w zasadzie zrównuje w standardach nasze prawo z prawem obowiazujacym w Unii Europejskiej. Spowodowało to większe zainteresowanie koprodukcjami miedzynarodowymi gdzie głownym partnerem są właśnie Niemcy - dodaje Odorowicz.
W zeszłym roku Polska zrealizowała wspólnie z Niemcami 5 filmow fabularnych, 2 krótkometrażowe filmy animowane oraz kilka dokumentów. Kolejne projekty są jeszcze w trakcie realizacji, na przykład film „33 sceny z życia“ Małgorzaty Szumowskiej, która wyraźnie powiedziała podczas dyskusji, że tylko dzięki kooprodukcji z niemieckim producentem może w tej chwili realizować swoje projekty filmowe. Pierwszym z nich był film „Ono“ ukończony w 2005 roku. Niestety, mimo obecności na kilku festiwalach film nie znalazł drogi do niemieckich kin. Podobnie bardzo skromnym zainteresowaniem cieszy się drugi projekt realizowany przez niemieckich producentow z filmy Pandorafilm, „Hope“ („Nadzieja“) Stanisława Muchy, który pokazywany jest zaledwie w kilku małych kinach w Niemczech.
Obecny na spotkaniu w Berlinie Raimond Goebel z Pandorafilm stwierdził, że obecnie bardzo trudno namówić niemieckiego widza do obejrzenia filmu z Polski czy o polskiej tematyce. Nawet bardzo dobrym filmom, takim jak „Sztuczki“ czy „Z odzysku“ trudno konkurować na rynku niemieckim z rodzimą, niemiecka produkcją, która w ostatnich latach przeżywa prawdziwy boom. Niemiecki reżyser Robert Thalheim, ktorego film „Am Ende kommen Touristen“ („Na końcu przyjdą turyści“), o młodym Niemcu odbywającym w obozie Auschwitz praktykę, zaakcentował problemy jakie niosą z sobą polsko-niemieckie projekty. Pomijając kłopoty językowe na planie, trudność stanowił w jego przypadku dystans polskich producentów do filmu opowiadającym o wspólnej, tragicznej przeszłości.
- Polski producent stwierdził, że na film, który porusza tak trudny temat Polacy mogą nie chcieć pójść do kina. Ponadto, według niego, typowe jest, że jak Niemcy mówią o Polsce to musi pojawić się Ausschwitz. Dlatego film powstał nie jako koprodukcja, ale jako niemiecki film z polskimi aktorami i polskim producentem wykonawczym - wyjaśnia Thalheim.
Problemów związanych z koprodukcjami polsko-niemieckimi jest jednak więcej więcej. Inne są sposoby pracy w Niemczech i w Polsce, inne tematy nas interesują, miewamy różne wyobrażenia czym powinien być dobry film i różne temperamenty. Tym bardziej berlińska dyskusja była niezwykle potrzebna. Polsko-niemieckie kooperacje mogą być, szegolnie dla młodego, polskiego filmu, olbrzymią szansą. Równocześnie mogą bardzo wiele zmienić we wzajemnym postrzeganiu Niemców i Polaków.
Krzysztof Visconti