Przewodniczący Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Christoph Heusgen oraz byli doradcy ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch wezwali Zachód do „pójścia na całość” w udzielaniu Ukrainie pomocy wojskowej. Jak napisali w artykule gościnnym dla poniedziałkowego wydania „Tagesspiegel”, „obecny poziom stopniowego i niezdecydowanego wparcia wojskowego doprowadziłby jedynie do „impasu na polu walki”. Zwycięstwo Ukrainy „nie jest zaprogramowane” podkreślał wraz ze swoimi kolegami Heusgen – były doradca ds. zagranicznych kanclerz Niemiec Angeli Merkel. „Ukraina potrzebuje „czołgów, rakiet dłuższego zasięgu i samolotów bojowych” – piszą autorzy w berlińskim dzienniku. Podkreślają, że jest to konieczne, „aby w połączeniu z tymi systemami broni przeprowadzić udaną kontrofensywę torując drogę do ukraińskiego zwycięstwa i udanych negocjacji pokojowych na możliwych do zaakceptowania warunkach.

Zdaniem byłych doradców z kręgu Heusgena, prezydent Rosji Władimir Putin liczy na to, że „jego determinacja jest silniejsza od determinacji przeciwników, i że może wygrać wojnę na wyniszczenie”. Zachód musi po raz kolejny udowodnić, że się myli. Bo rosyjskie zwycięstwo „stworzyłoby niebezpieczny precedens dla podbojów terytorialnych w innych miejscach” – wskazują autorzy tekstu.

Sceptycyzm wobec pokojowych planów Pekinu

Ponadto autorzy artykułu gościnnego zalecają nieufność wobec Pekinu w sprawie ewentualnych negocjacji pokojowych. Chiny już wspierają Putina dostarczając mu nieśmiercionośne uzbrojenie i pozwalając Korei Północnej na dostarczanie broni do Rosji. Następnie podkreślają, że prezydent Chin Xi Jinping jest również zainteresowany w „utrzymaniu Putina u władzy”.

Oprócz Heusgena współautorami artykułu gościnnego dla dziennika „Tagesspiegel” byli: doradca Obamy James Jones, były Naczelny Dowódca Sojuszniczy NATO ds. Transformacji i francuski doradca wojskowy Stéphane Abrial, były doradca ds. polityki zagranicznej Włoch Stefano Stefanini oraz Simon McDonald, były sekretarz stanu w brytyjskim Foreign Office.

(AFP/jar) 

  Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>