Pomysłowość fiskusa nie zna granic
5 maja 2010W poszukiwaniu dodatkowych źródeł wpływów fantazja władz niemieckich miast nie zna granic. Przykładowo Duisburg z Zagłębia Ruhry egzekwuje od hotelarzy w okresie, kiedy sąsiedzkie Essen jest europejska stolicą kultury specjalną opłatę wysokości 3 euro od hotelowego łóżka za noc. Jednocześnie miasto zaciągnęło u 30 obywateli pożyczkę na milion euro na okres 5 lat przy minimalnym oprocentowaniu wysokości 2,6 procent.
Podatek od seksu
Na jeszcze lepszy pomysł wpadli włodarze Dortmundu, którym milionowa pożyczka niewiele by pomogła. Zainteresowali się miejscowymi prostytutkami, upatrując tu źródło dobrego dochodu. Te z nich, które łowią swych klientów na ulicy muszą płacić do kasy miejskiej 15 euro za dzień. Władze miasta zacierają ręce, bo dortmundzki deptak dla prostytutek odwiedzają też klienci z całego Ruhrpottu.
Klienci do kasy
Na tym nie koniec. W wyjściu z zapaści finansowej mają miastu pomóc także ci, którzy korzystają z usług kobiet lekkich obyczajów. Przy wjeździe na ulicę prostytutek pobierane jest myto i władze Dortmundu nie mają tu najmniejszych skrupułów. W końcu wcześniej wprowadziło wiele środków ochrony i bezpieczeństwa dla prostytutek ściągniętych przez miejscowych sutenerów ze środkowej i wschodniej Europy.
Podobnymi rozwiązaniami zainteresowane są także Oberhausen, Essen i Duisburg.
Tymczasem dortmundzcy włodarze przyglądają się łakomym wzrokiem również prywatnym klubom, których opodatkowanie mogłoby przynieść dodatkowe 600 tys.euro w roku.
Każde łóżko hotelowe na wagę złota
Zadłużone kasy miejskie zmuszają do szukania coraz oryginalniejszych rozwiązań. Kolonia wprowadziła także dodatkową opłatę za łóżka hotelowe, tzw. taksę hotelową. Podobnie Duisburg, który ściąga tym sposobem niebagatelną sumę 1,1 miliona euro rocznie. Również Dortmund przejmie wkrótce ten pomysł. Przy tym miasta i gminy nie mają wyrzutów sumienia. To, co wielkoduszna polityka rządu, obniżając podatek, podarowała branży hotelowej, miasta odbiorą, chociaż w części z powrotem. Dla Dortmundu oznaczałoby to dodatkowy milion euro rocznie.
Urzędnik, który szczeka
Jednak najbardziej kuriozalny sposób na zapełnienie miejskiej kasy wymyślono w Kolonii. Właściciele psów, którzy nie płacą podatku od czworonoga mogą liczyć się z tym, że któregoś dnia urzędnicy miejscy zapukają do drzwi. W sytuacji, kiedy ich, niezameldowany pies nie zareaguje na dzwonek szczekaniem, urzędnicy sami zaczynają je naśladować. Prędzej czy później każdy pies się odezwie. W ten sposób liczba zameldowanych w Kolonii czworonogów wzrosła w ostatnim roku do 31 tys., a do miejskiej kasy wpłynęła okrągła suma miliona euro.
Autor: Klaus Deuse/ Alexandra Jarecka
red.odp.: Małgorzata Matzke