1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Populizm – rewanż za wygodne życie innych?

Volker Wagener
25 lutego 2017

Żyjemy w czasach populizmu. Jest wszechobecny i od dawna już cenzuralny. Ale czym jest populizm i kogo przekonuje?

Frankreich Le Pen startet Wahlkampf mit Angriffen auf die EU
W imieniu narodu! W imieniu narodu?Zdjęcie: Reuters/R. Prata

Duden, popularny niemiecki leksykon, definiuje populizm jako „oportunistyczną politykę, która próbuje pozyskać względy mas". Termin „populizm” pochodzi od łacińskiego „populus” i oznacza „lud”. Populiści uzurpują sobie prawo do przemawiania „w imieniu ludu”, co sygnalizuje przeciwieństwo elit. Pytanie, kim jest ten lud?

Jesteśmy narodem!"

Hasło poniedziałkowych demonstracji w Lipsku i pokojowej rewolucji we wschodnich Niemczech, która w 1989 roku powaliła na kolana komunistyczny reżim, nabiera dzisiaj całkowicie nowego brzmienia. Rola, jaką odegrał naród w upadku NRD, przyniosła mu status bohatera. Teraz lud, który wybiera Alternatywę dla Niemiec (AfD), opowiada się za Trumpem i Brexitem, a niedługo może zrobić z Mariny Le Pen prezydenta Francji, budzi w nas strach.

Kiedy populiści mówią o ludzie, myślą tylko o swoich zwolennikach. Czy, jak sformułował to były szef UKIP Nigel Farage, o „the real people”. Czyli tych, którzy 52 procentami głosów opowiedzieli się za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE. Pozostałe 48 procent nie należy według Farage'a do „prawdziwego ludu”. Nieco innymi słowami także prezydent USA Donald Trump regularnie dzieli naród na dobry i nieważny, a przewodniczący PiS Jarosław Kaczyński mówił wręcz o opozycji jako o „Polakach gorszego sortu”.

Na celowniku populistów: cudzoziemcy i uchodźcyZdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Schutt

Populiści nie chcą owocnej dyskusji. „Właściwą” odpowiedź już znają. Roszczą sobie prawo do bycia jedynym moralnym reprezentantem narodu. Dowód takiego sposobu myślenia dał już w 2002 roku premier Węgier Viktor Orbán, kiedy po nieoczekiwanej porażce Fideszu zareagował słowami: „Ojczyzna nie może być w opozycji. (…) To najwyżej rząd może się znaleźć w opozycji do własnego narodu”.

Powstanie prekariatu

Nauka we wzmożonym stopniu zaczęła się zajmować fenomenem populizmu z początkiem lat 90. XX wieku. Wyniki badań wzbudzają zainteresowanie jednak dopiero od niedawna.

– Przeżywamy polityczną kontrrewolucję – uważa publicysta Albrecht von Lucke wskazując na raptowne zmiany, jakie niemal na całym świecie zachodzą w starym porządku politycznym. Zdaniem von Lucke konflikt rozgrywa się między przedstawicielami społeczeństwa gotowego do zmian i protagonistami kultury odgraniczania się i separacji, oferującymi powrót do homogenicznego społeczeństwa.

Można też powiedzieć, że populiści obiecują bardziej prosty świat. Według politologa Petera Grafa Kielmansegga negują kompleksowość demokratycznych procesów politycznych. Proste rozwiązania są charakterystyczne dla populizmu, są pozorną odpowiedzią na skomplikowany świat, w którym zabrakło nagle dawnego poczucia bezpieczeństwa. Przede wszystkim w świecie pracy.

Co zostało po deregulacji

Znaczne części pracowników przemysłu odwróciły się już od partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych, skłaniając się na prawo. Niemal w całej Europie. Potwierdzają to analizy wyborcze. Czy są to Stany Zjednoczone, Polska czy Węgry – pracownicy, wśród nich wielu związkowców – od dawna już wybierają nacjonalistyczne partie. Przyczyną tej radykalnej zmiany orientacji politycznej jest deregulacja rynków pracy i wynikający z niej sektor niskich płac. W efekcie miliony zatrudnionych, choć pracując, nie są w stanie zarobić na życie. Wobec tak rozpowszechnionej obiektywnej, a przede wszystkim subiektywnej biedy, szuka się kozłów ofiarnych: politykę, elity, media i przede wszystkim: cudzoziemców. Sektor niskich płac stworzył zagrożone degradacją nowe społeczeństwo, które próbuje teraz powstania – przy pomocy kartki wyborczej.

Populizm budzi opór: społeczeństwo USA dawno nie było tak podzielone, jak nadejściu prezydenta TrumpaZdjęcie: picture-alliance/dpa/R. Bowmer

Nikt nie opisał tego lepiej niż Didier Eribon – nie w fachowym eseju, tylko w opublikowanym w 2009 roku opowiadaniu „Powrót do Reims”. Dziś książka ta znowu stała się bestsellerem, w 2016 roku ukazała się w niemieckim tłumaczeniu. Jest to autobiograficzna opowieść francuskiego socjologa i pisarza, który po 20 latach spędzonych w Paryżu wraca do rodzinnego Reims i nagle obserwuje dramatyczną zmianę nastrojów – u najbliższych, sąsiadów, starych przyjaciół. Nie poznaje ich, wszyscy jakby odkryli na nowo poczucie wspólnoty, przynależność do grupy.

Robotnicy, którzy głosują w wyborach na komunistów, są dziś w mniejszości, a dominuje Front Narodowy. Związkowe bratanie się z kolegami z zagranicy należy właściwie do przeszłości. „Wszystko to, co kiedyś myślano, teraz jest wypowiadane, głośno i w zatrważający sposób” – reasumuje Eribon. Atmosfera stała się nieprzyjazna. Zepchnięci na margines podnoszą się i domagają brutalnej równości „tak, jakby chcieli się zrewanżować za wygodne życie innych” – napisał jeden z recenzentów po lekturze „Powrotu do Reims”.

A Reims jest wszędzie: w amerykańskim „pasie rdzy", w dawnych przemysłowych regionach środkowej i północnej Anglii i także – chociaż nie tylko – na wschodzie Niemiec. Socjolodzy dawno już zidentyfikowali prototyp osobnika skłaniającego się ku populizmowi: rodzaju męskiego, ze wschodnich Niemiec, po 50-tce i jak najbardziej wykształcony. Miał ze 25 lat, kiedy upadało NRD i był już za stary na całkowicie nowy start zawodowy czy nowe wykształcenie. Nie poradził sobie z wymogami nowych warunków społecznych, politycznych i ekonomicznych kapitalizmu, został z tyłu – w każdym razie daleko za swoimi oczekiwaniami. Sfrustrowane życie, które znajduje teraz wentyl w ksenofobii i sympatyzowaniu z AfD.

Przeciw supranarodowym sojuszom

Populiści święcili triumfy w Europie na długo przed Donaldem TrumpemZdjęcie: S. Elkin

Kto myśli tymi kategoriami, znajduje sobie nową „ojczyznę” – naród. Odkrycie na nowo tożsamości narodowej jako symbolu przewagi nad innymi, okazji do rozwinięcia własnej siły, dla tych, którzy w globalnej konkurencji zostali rzekomo zepchnięci na margines, przeżywa koniunkturę w Polsce, na Węgrzech a przede wszystkim w USA Donalda Trumpa.

Podkreślanie znaczenia własnego narodu („great again”) idzie w parze z zamykaniem granic, protekcjonizmem i niebezpiecznym nastawieniem do obcokrajowców. Ponadto: partie populistyczne – czy już u władzy czy jeszcze w opozycji – dyskredytują wszelkie supranarodowe sojusze. „Literowe łamigłówki” (ONZ, NATO, UE), zdobycze współpracy międzypaństwowej, które przez dziesięciolecia były wyrazem zbieżności interesów i pokojowego rozwiązywania konfliktów, populiści wystawili na odstrzał. Gdyby to zależało od populistów, naród powinien się upajać samym sobą.

Volker Wagener / Elżbieta Stasik

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej