Poszukiwani inżynierowie
8 marca 2008Janine Amberg ma dopiero 19 lat i niedawno podjęła trzyletnie studia w wyższej szkole inżynierskiej w Bad Mergentheim. Przyjęła ofertę jednej z tutejszych firm: praca w zamian za opłacenie studiów. W ten sposób przedsiębiorstwo inwestuje w przyszłego fachowca z najwyższej półki.
Na ten pomysł wpadli kadrowcy z pewnej fabryki maszyn. Zapotrzebowanie na inżynierów jest tu tak duże, że opłaca się zatrudniać nawet studentów pierwszego roku i płacić za ich naukę. Przedsiębiorstwo otrzymuje coraz więcej zleceń. Produkowane tu części znajdują nabywców niemal wszędzie – od przemysłu lotniczego po technikę medyczną.
- Chwilowo nie można znaleźć na rynku pracy potrzebnych fachowców. Szczególnie ciężko jest o inżynierów. I dlatego postanowiliśmy sami sfinansować potrzebny nam kierunek studiów, bo skoro nie ma fachowców na rynku - to będziemy kształcić ich sami - tłumaczy Michael Geier, szef działu kadr.
Staże w przedsiębiorstwie
Część potrzebnej wiedzy studenci zdobywają bezpośrednio w przedsiębiorstwie Tam poznają techniczne tajniki produktów. Janine Amberg jest jedną z nielicznych dziewcząt, które decydują się na trudne studia inżynierskie.
- Być może dziewczyny po prostu się boją kształcić w tym kierunku. To przecież domena mężczyzn i kobieta może się tu poczuć niedoceniona. Trudności odstraszają wiele dziewczyn. Ale myślę, że na tym właśnie polega to wyzwanie, żeby sprostać wymogom - twierdzi studentka.
Firma inwestuje 100 000 euro w każdego studenta mając nadzieję, że młodzi absolwenci zasilą kadry przedsiębiorstwa.
- Mamy bardzo dobre doświadczenia z naszymi studentami - mówi Michael Geier. Znają już nasze przedsiębiorstwo, wiedzą na czym polega ich praca, mogą od razu zaczynać. Być może dlatego tak niewielu odchodzi. Oni w szczególny sposób identyfikują się z przedsiębiorstwem - dodaje szef działu kadr.
Starsi także mile widziani
Ale poszukiwani są nie tylko młodzi fachowcy. Potrzebni są także starsi i doświadczeni. Georg Konstas ma 67 lat i ani myśli o emeryturze.
- To, co robię, ma dla mnie - jako człowieka - głębsze znaczenie. Nie chodzi przecież o to, by odsiedzieć swoje godziny od godz. 8.00 do 16.00 i skasować pieniądze. Gdyby tak było to już dawno byłbym na emeryturze - zwierza się Georg Konstas, kierownik działu technologii silników.
Jak dotąd firma nie musiała odmówić wykonania zlecenia. Każda zamówiona część trafiła na czas do klientów. Ale przedsiębiorstwo pracuje na granicy swoich możliwości. Obroty wzrosły w ostatnim roku o dwadzieścia procent, a rąk do pracy brakuje. Być może jest to właśnie szansa dla inżynierów z Polski. Także oni poszukiwani są ze świecą w ręku. Od jesieni ubiegłego roku nie obowiązują ich już zezwolenia na pracę. Niemieckie firmy biją się więc o każdego dobrego fachowca - rąk do pracy jest tu ciągle za mało.