Kto zostanie prezydentem?
19 lutego 2012Jedno jest pewne, kanclerz Niemiec zebrała dotąd wystarczające doświadczenia, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju dymisje. Na liście polityków, którzy zrezygnowali ze stanowisk znalazły się takie nazwiska, jak: Josef Jung, Karl-Theodor zu Guttenberg i Horst Köhler. I za każdym razem Angela Merkel pozostawała wierna maksymie: znaleźć nowego kandydata - im szybciej, tym lepiej. Podobnie jest w przypadku Christiana Wulffa. Już w sobotę (18.02) dojdzie do spotkania koalicji rządowej w tej sprawie.
Niełatwe zadanie
Znalezienie właściwego kandydata wydaje się być wcale niełatwym zadaniem. Angela Merkel musi przy tym koniecznie uwzględnić proporcje głosów w Zgromadzeniu Federalnym. Poza tym zdaje sobie ona sprawę z tego, że niebawem odbędą się wybory do landtagów w Kraju Sary oraz w Szlezwiku-Holsztynie. Jednocześnie wie, że kandydatem na prezydenta musi zostać osoba, której wizerunek wyraźnie różni się od wizerunku Christiana Wulffa i że powinna to być postać integralna, osoba postrzegana jako uczciwa.
Z tych i innych powodów kanclerz zdecydowała się przy wyborze następcy na negocjacje z opozycją (SPD-Zieloni).
Ograniczona liczba kandydatów
Na pewno do ich grona należeć będzie Norbert Lammert, przewodniczący Bundestagu. Ten 63-letni kandydat swoim ponadpartyjnym wystąpieniem na temat ważności funkcji głowy państwa zdobył szacunek w szeregach opozycji, lecz stracił na popularności kręgach CDU/CSU i FDP.
W grę wchodzi też Klaus Töpfer, który uchodził w wyborach prezydenckich 2010 za faworyta. Zarówno SPD, jak i Zieloni mogą sobie tego przyjaznego, 73-letniego polityka CDU, wyobrazić w Pałacu Bellevue. Jego wieloletnie zaangażowanie w problemy ochrony środowiska przysporzyło mu wiele sympatii w kręgach opozycji, lecz sporo wrogów w FDP, uważającej go za łatwowiernego ekologicznego aktywistę. Tę kandydaturę odrzucają FDP, SPD i Zieloni.
Minister finansów, Wolfgang Schäuble, był już wielokrotnie brany pod uwagę w wyborach prezydenckich. Ten 69-letni polityk słynie ze swej nieugiętości. Ponieważ jednak w czasach kryzysu finansowego jest on wręcz niezastąpiony, zmiana jego w połowie kadencji niosłaby dla Angeli Merkel zbyt wysokie ryzyko.
Co do osoby ministra obrony Thomasa de Maiziere'a nie ma wątpliwości zarówno koalicja rządowa, jak i opozycja. Obie strony mogłyby sobie go wyobrazić w pałacu Bellevue. Tyle, że podobnie jak Wolfgang Schäuble, również Thomas de Maiziere odgrywa w rządzie ważną rolę i kanclerz nie mogłaby sobie pozwolić na rezygnację z jego usług.
Dlatego o wiele większe szanse na urząd prezydenta ma Ursula von der Leyen. Po tym, jak ustąpił Horst Köhler, wydawało się, że minister pracy i dynamiczna polityk CDU była najlepszą kandydatką na to stanowisko. Podobnie jest teraz. Zaangażowana w politykę społeczną, która leży również na sercu SPD i Zielonym, von der Leyen zostając prezydentem odeszłaby z aktywnego życia politycznego. Dla opozycji byłoby to bardzo korzystne. Przestałaby bowiem być dla niej konkurencją.
Ostatnim pretendentem do prezydenckiego fotela jest Joachim Gauck, były pełnomocnik rządu do akt Stasi, który w 2010 r. był kandydatem opozycyjnej SPD i Zielonych i już wtedy cieszył się wielką sympatię społeczeństwa. W tej chwili dochodzą już pierwsze głosy z szeregów FDP, domagające się wyboru Gaucka. Również socjaldemokraci skłaniają się ponownie w tym kierunku. Jeśli kanclerz Merkel zaproponuje go, jako kandydata ponadpartyjnego, z pewnością nie odmówi. Jednocześnie nominacja Gaucka mogłaby być interpretowana dwojako: jako przejaw skruchy Merkel, która nie konsultowała poprzedniego wyboru ze społeczeństwem i jako dowód prawdziwego formatu politycznego. Kandydaturę Gnauka popiera FDP i stanowczo odrzuca CDU i bawarska CSU. Prowadzi to do rozłamu w rządzącej koalicji.
dpa/ Alexandra Jarecka
red.odp.: Andrzej Paprzyca