1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Potrzebne miejsce, gdzie Niemcy poznają fakty o okupacji”

1 września 2024

W Berlinie powstaje Dom Polsko-Niemiecki, który ma Niemcom uświadomić skalę zbrodni w okupowanej Polsce. O projekcie DW rozmawia ze współkoordynatorką, dr Agnieszką Wierzcholską.

Współkoordynatorka projektu Dom Polsko-Niemiecki dr Agnieszka Wierzcholska
Współkoordynatorka projektu Dom Polsko-Niemiecki dr Agnieszka WierzcholskaZdjęcie: Agnieszka Hreczuk/DW

Spotykamy się na krótko przed 85. rocznicą wybuchu II wojny światowej wydarzenia, które do dziś ciąży na stosunkach polsko-niemieckich. Od lat Polacy domagają się pomnika, upamiętniającego polskie ofiary. Nie rozumieją zdziwienia wielu Niemców: przecież istnieje tyle miejsc upamiętnień ofiar nazistowskiego reżimu, Holokaustu, zagłady Romów i Sinti, więc po co jeszcze pomnik specjalnie dla Polaków?

Agnieszka Wierzcholska: To bardzo interesujące; w Niemczech mówi się dużo o II wojnie i niemieckich zbrodniach, ale skala zbrodni popełnionych w Polsce jest wciąż mało znana. Jednym z powodów jest z pewnością to, że główni sprawcy nigdy nie stanęli przed sądem, a ich zbrodnie w ten sposób nie przedostały się do powszechnej świadomości. Ekstremalnym przykładem jest Heinz Reinefahrt, „kat Warszawy”, ale i Erich von dem Bach–Zelewski przed sądem stanął, ale nie za zbrodnie, które popełnił w Warszawie. Uważam, że ważne jest, aby przypomnieć o tym, co faktycznie się wydarzyło i w jakim stopniu nieżydowscy mieszkańcy Polski: Polacy, ale też Ukraińcy czy Białorusini cierpieli z powodu terroru. Antyslawizm był powszechny w czasach narodowego socjalizmu.

Dom Polsko-Niemiecki ma wypełnić tę lukę. Na razie działa jeszcze bez stałej siedziby, sztab mieści się przy Fundacji Pomordowanych Żydów Europy, ale w maju 2024 r. koncepcja realizacji projektu została zatwierdzona przez niemiecki rząd.

Jesienią będzie debatował nad nią Bundestag. Dla nas ważne jest, aby dla koncepcji został wyznaczony oficjalnie budżet i ustalona lokalizacja Domu. Wtedy będziemy mogli ustalić konkretny harmonogram. Liczymy się z tym, że pełna realizacja potrwa 8-10 lat.

Dom Polsko-Niemiecki na razie działa bez stałej siedziby; sztab mieści się przy Fundacji Pomordowanych Żydów Europy, Zdjęcie: Agnieszka Hreczuk/DW

Gdy w 2010 roku Władysław Bartoszewski zasugerował, że w Berlinie powinien powstać pomnik, podkreślał, że powinno to być również miejsce, w którym pojednanie polsko-niemieckie byłoby kontynuowane. Tę wizję ma spełnić Dom Polsko-Niemiecki. Jak konkretnie ma to wyglądać w praktyce?

Dom będzie opierać się na trzech filarach. Pierwszym będzie miejsce upamiętnienia ofiar okupacji niemieckiej w Polsce, czyli pomnik. Drugim – informacja, czyli wystawy, a trzecim – program edukacyjny. Będzie to miejsce wymiany, dyskusji i debaty.

W Polsce nadal dominuje tendencja do tworzenia konwencjonalnych miejsc pamięci: monumentalnych, pompatycznych, namacalnych rzeźb, gdzie delegacje mogą składać wieńce. Zwłaszcza konserwatywni polscy politycy chcieliby takiego pomnika w Berlinie. Dla nich idea miejsca spotkań nie jest wystarczająco widoczna.

W Polsce wiedza o tym, co wydarzyło się podczas niemieckiej okupacji, jest wszechobecna. Jest zakotwiczona we wspomnieniach rodzinnych, w filmie, nawet w lekturach szkolnych. Ale to jest pomnik w Berlinie, skierowany do niemieckiej publiczności. Bez szerokiej wiedzy o tym, co wydarzyło się podczas niemieckiej okupacji w Polsce, nie zrozumie ona tego, co ten pomnik oznacza. Nie wywoła empatii dla ofiar, jeżeli przechodzień nie wie, kim były, jak zginęły. Wtedy pomnik byłby tylko miejscem, które nie ma emocjonalnego znaczenia. Dlatego potrzebne jest miejsce, gdzie Niemcy poznają fakty o okupacji.

Dr Agnieszka WierzcholskaZdjęcie: Agnieszka Hreczuk/DW

To czy w ogóle warto upierać się przy postawieniu pomnika? Wydaje się, że to, czego Polska chce, czyli przyjęcie do świadomości przez Niemców rozmiaru zbrodni w Polsce, możliwe jest dzięki samemu Domowi.

Obie formy wzajemnie się uzupełniają. Pomnik powinien być miejscem dostępnym 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, niezależnie od godzin otwarcia samego budynku. Jeżeli przechodzień nie wie, do czego pomnik się odnosi, zawsze może wejść do znajdującego się obok Domu Polsko-Niemieckiego i się dowiedzieć. Albo w drugą stronę: jesteś ciekawy, czym jest Dom Polsko-Niemiecki. Wchodzisz, oglądasz, wychodzisz i pojawia się myśl: tak, teraz chciałbym się na chwilę zatrzymać przy pomniku, bo historia, którą mi tam pokazano, jest tragiczna. Dlatego chcę ją upamiętnić.

Czego zwiedzający dowie się w Domu?

O okupacji niemieckiej w Polsce: z jednej strony o samych ofiarach, a z drugiej o polskiej kulturze, czyli o tym, co zostało zniszczone. Wystawa powinna pomóc przeciętnemu Niemcowi wyobrazić sobie, czego doświadczyli jego przodkowie na Wschodzie. Jakie były miejsca, w których w czasie wojny byli, co dokładnie tam się wydarzyło? Jak wyglądało w tych miejscach życie przed wojną? Myślę, że ta konkretyzacja jest bardzo ważna, żeby ten Wschód nie wydawał się taki abstrakcyjny.

Czyli Niemiec dowie się o masakrze 150 tys. cywilów w Warszawie, gdzie jego dziadek był w sierpniu 1944 roku, albo o bombardowaniu szpitala w Wieluniu we wrześniu 1939 roku, kiedy pradziadek brał udział w polskiej kampanii. To trudne historie. Nie można już dłużej wypierać tego, że dziadek czy pradziadek na pewno nie zrobił nic złego.

Jestem historyczką, więc prawda historyczna jest dla mnie priorytetem. Oczywiście są to trudne historie, ale są one również częścią stosunków polsko-niemieckich. Druga wojna światowa jest nadal ważnym punktem odniesienia, gdy mówimy o stosunkach polsko-niemieckich dzisiaj. Oznacza to, że musi to być wystawa, która uczciwie opowiada o tym, co się wydarzyło. A wojna nigdy nie jest przyjemnym tematem.

Niemka o pracy w Muzeum Auschwitz: "To cud"

04:31

This browser does not support the video element.

W Domu Polsko-Niemieckim będzie jednak mowa nie tylko o wojnie, ale także o konsekwencjach wielowiekowego sąsiedztwa.

Polsko-niemiecka historia sąsiedztwa jest niezwykle ważna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w XIX wieku, po rozbiorach, około 50 procent terytorium Prus składało się z ziem wcześniej polskich, a 40 procent ludności Prus było polskojęzyczne. Prusy stały się europejskim graczem dopiero po rozbiorach Polski, które dodatkowo wzmocniły stosunki między Prusami a Rosją. Niemniej jednak, gdy w Niemczech mówi się o aktorach, istotnych dla kształtowania się narodu niemieckiego, zawsze jest to Francja. To prawda, ale Polska jest co najmniej tak samo ważna dla niemieckiej historii.

W Domu będzie można dowiedzieć się, ilu Polaków mieszka w Niemczech, jak tu przybyli, jaki wkład wnieśli w to społeczeństwo. Planujemy pokazać to w trzech warstwach czasowych: pierwsza dotycząca czasów przed II wojną światową, druga to czasy II wojny światowej i trzecia – warstwa czasowa dla czasu powojennego, tj. dla czasu zbliżenia, ale także napięć między Polską i dwoma państwami niemieckim, a potem zjednoczonymi Niemcami.

Co dla Pani osobiście oznacza współudział w realizacji projektu Domu Polsko-Niemieckiego, tego długo wyczekiwanego miejsca pamięci w Berlinie?

Postrzegam to bardziej, jako obowiązek wobec społeczeństwa. Jestem Polką, moi rodzice i dziadkowie przeżyli wojnę w Warszawie. Czuje się zobowiązana, by przedstawić te doświadczenie szerszej publiczności i rozpocząć tym samym bardzo szczery, trudny dialog. Czuję też wdzięczność, że mogę przyczynić się do zbudowania pomostu między niemieckim i polskim społeczeństwem. To wspaniałe uczucie móc dołożyć cegiełkę do tego, aby ten most był bardziej stabilny.

Mieliśmy tu kiedyś niemieckiego studenta-wolontariusza, który opowiedział swojej koleżance z Ukrainy o idei Domu Polsko-Niemieckiego i o tym, co tu robi. Powiedziała wtedy: „Mam nadzieję, że pewnego dnia, może nie za życia moich dzieci, ale moich wnuków, też będzie możliwe, że Ukraińcy i Rosjanie będą mogli tak rozmawiać o historii obecnej wojny”.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>