1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Praca w niemieckich rzeźniach. "Wyzysk"

Katarzyna Domagała
13 marca 2017

Sieć podwykonawców, umowy o dzieła, omijanie płacy minimalnej – niemiecki przemysł mięsny jeszcze nie rozwiązał swoich problemów.

Schlachthof Fleisproduktion Lohndumping Lohnsklaven VARIANTE AUSSCHNITT
Zdjęcie: picture alliance / Fotoagentur Kunz

50-letni Bułgar, który rozpoczął pracę w jednej z ubojni świń koło Guetersloh (Nadrenia Północna-Westfalia), nie radził sobie z tempem pracy. Łatwo było o chwilę nieuwagi. Wypadek zdarzył się już w trzecim dniu pracy. Przecinając tuszę świni, najechał piłą na palec u ręki. Ranę opatrzono mu prowizorycznie i mimo bólu miał kontynuować pracę. Był piątek, nikt nie skierował go do lekarza. W poniedziałek Bułgar szukał pomocy w aptece. Na widok rany aptekarz wezwał pogotowie. Mężczyzna przeszedł operację i spędził dwa dni w szpitalu. Kiedy wrócił na kwaterę, jego miejsce było już zajęte. Stracił nie tylko zakwaterowanie, ale i pracę. Był jeszcze w okresie próbnym i nawet nie znał nazwy podwykonawcy, który go zatrudniał. 

Szabolcs Sepsi koordynuje punkty doradcze specjalizujące się w przemyśle mięsnym Zdjęcie: DW/K. Domagala-Pereira

To tylko jeden z przypadków, którym zajął się Szabolcs Sepsi z poradni „Uczciwa mobliność” („Faire Mobilität”) w Dortmundzie. Bułgara zatrudniała firma, która miała dwa adresy – w Niemczech i w Polsce.– Nie udało nam się przedłużyć jego umowy, ale wyjaśniliśmy wszystkie nieprawidłowości i przynajmniej wypłacono mu chorobowe – mówi Sepsi. – Takich przypadków jest wiele – dodaje. Niektóre kończą się przed sądem. Najczęściej chodzi o zapłatę zaległego wynagrodzenia. – Mamy sieć prawników, którzy posługują się językami wschodnioeuropejskimi – mówi Justyna Oblacewicz z dortmundzkiej poradni. Chętnych do pracy w niemieckim przemyśle mięsnym ciągle brakuje, dlatego większość pracowników przyjeżdża z krajów Europy Wschodniej: Rumunii, Bułgarii, Ukrainy, Polski i Węgier. 

Poradnie dla obcokrajowców 

W 2016 poradnia „Uczciwa mobilność” uruchomiła punkty doradcze wyspecjalizowane w branży mięsnej. W Dortmundzie, Kilonii, Oldenburgu i westfalskim centrum przemysłu mięsnego Rheda-Wiedenbrueck sześciu pracowników udziela porad także w języku polskim, rumuńskim, bułgarskim i węgierskim. – Zgłasza się wiele osób, bo problemów w branży jest jeszcze sporo – mówi koordynator projektu Szabolcs Sepsi i tłumaczy, z czego wynikają. – Wszystkie etapy produkcji: ubój, rozbiór tusz, obróbka i produkcja przetworów mięsnych są w rękach obcych firm-podwykonawców, a niemieckie zakłady nie są odpowiedzialne za pracowników tych firm – wyjaśnia Sepsi. Podwykonawcy zatrudniają z kolei na umowy o dzieło. – W niemal każdym zakładzie 50-90 proc. załogi rekrutowana jest w ten sposób – dodaje Matthias Bruemmer, szef związku zawodowego branży spożywczo-restauracyjnej NGG w regionie Oldenburg- Fryzja Wschodnia.

Justyna Oblacewicz doradza oszukanym pracownikom. Przyjmuje w poradni w Dortmundzie i Rheda-Wiedenbrueck Zdjęcie: DW/K. Domagala-Pereira

Dobra wola koncernów 

Od 2014 roku w branży obowiązuje płaca minimalna. Za godzinę pracy przysługuje obecnie 8,75 euro, ale pracodawcy szukają sposobów na redukcję stawki. – Powszechnym jest błędne naliczanie czasu pracy, pobieranie opłat za odzież roboczą, jej czyszczenie czy ostrzenie noża. Narzucają też kary za rzekomo złe wyniki czy zbyt intensywny makijaż – wymienia Sepsi. Na końcu miesiąca pracownicy mają po 200 euro mniej w portfelu. Inną metodą okrajania płacy minimalnej jest także podwyżka opłat za zakwaterowanie.

Lekarstwem na branżowe bolączki miało być podpisane we wrześniu 2015 dobrowolne zobowiązanie do poprawy warunków pracy. Wśród sygnatariuszy znalazło się 18 koncernów, posiadających łącznie ok. jedną trzecią udziału w rynku uboju drobiu, 45 proc. rynku uboju krów i 65 proc. rynku uboju świń. Zobowiązanie podpisały największe koncerny mięsne, m.in. Toennes, Westfleich, Danish Crown, Vion i PHW. Firmy zobowiązały się do redukcji oddelegowania, zwiększenia liczby etatowych pracowników, poprawy kwalifikacji i integracji cudzoziemskich zatrudnionych. Pracownicy mieli zostać zatrudnieni na zasadach niemieckiego prawa pracy z obowiązkowym ubezpieczeniem zdrowotnym, emerytalnym i na wypadek bezrobocia.

Sieć podwykonawców, umowy o dzieła i praca na akord: dzień powszedni w niemieckich ubojniachZdjęcie: picture-alliance/dpa/I. Wagner

„To tylko fasada”

Na razie jednak pozytywnych zmian jest niewiele. – W zakładach, które podpisały zobowiązanie, wszyscy pracownicy zatrudnieni do tej pory na zasadach oddelegowania zostali włączeni w niemiecki stosunek pracy – mówi Michael Andritzky, dyrektor Zrzeszenia Sektora Rolno-Spożywczego (VdEW). Andritzky reprezentuje koncerny, które podpisały dobrowolne zobowiązanie.  

– Firmy, które do tej pory miały siedzibę w Rumunii, Polsce czy Bułgarii, zostały przerejestrowane na Niemcy. Z tym samym personelem – komentuje Szabolcs Sepsi. – Ale teraz przynajmniej pracownicy mogą lepiej dochodzić
swoich praw – dodaje. 

Negatywnie ocenia sytuację związkowiec Bruemmer. – Ten dokument to tylko fasada – mówo Bruemmer i wskazuje na fakt, że podpisała go tylko część firm, a i te nie zrealizowały postanowień. – Nie podwyższyły liczby etatowych pracowników, dalej posiłkują się podwykonawcami i umowami o dzieło – wylicza. 

„Dzieła” w ubojniach

Umowy o dzieła to największy problem niemieckiego przemysłu mięsnego. Etaty w branży to rzadkość. – Zwykle ma je zaledwie jedna dziesiąta personelu danego zakładu – mówi Sepsi. Reszta zatrudniona jest u podwykonawców. Ile takich firm działa w niemieckim przemyśle mięsnym i ilu jest zatrudnionych na umowę o dzieło – nie wiadomo. – Firmy nie prowadzą takich statystyk – mówi Andritzky. Związek zawodowy NGG szacuje, że w czterech największych koncernach umowy o dzieło ma aż dwie trzecie zatrudnionych. – System ten sprzyja wyzyskowi pracowników – krytykuje Matthias Bruemmer. – Firmy wykorzystują trudne położenie Europejczyków ze Wschodu, gotowych do tej trudnej pracy za każde pieniądze – mówi związkowiec. Wskazuje też na korzyści, jakie firmy czerpią z dobrze prosperującego systemu podwykonawców. Chodzi o opłatę na wsparcie źródeł odnawialnych (EEG), którą płacą odbiorcy energii. Firmy mogą ubiegać się o zwolnienie z opłaty EEG, jeśli koszty energii w danym zakładzie przekroczą 14 proc. wartości dodanej brutto. W wartość dodaną wliczane są koszty personalne, ale nie wynagrodzenia dla pracowników zatrudnionych u podwykonawców. Te ostatnie wliczane są bowiem do zasobów materialnych. 

Tani eksport

– Ten model sprawia, że mięso można kupić w sieciach dyskontowych po niskich cenach, a niemieckie firmy stają się na tyle konkurencyjne, że pozwala im to opanować inne zagraniczne rynki – mówi Bruemmer. Niemiecki przemysł mięsny nadal przeżywa boom. W niemieckich ubojniach codziennie zabijanych jest 1,9 milionów zwierząt. Co roku produkuje się 8,1 mld kilogramów mięsa. 10 największych koncernów notuje obroty rzędu 20 mld euro, ale koszty produkcji są niskie. Tylko 1,50 euro kosztuje ubój świni, jeśli zakład zatrudni podwykonawców. „Importujemy tanią siłę roboczą i eksportujemy tanie mięso” – konkluduje NGG. Fenomen, który związki zawodowe obserwują już w innych branżach – owocowo-warzywnej, na rynku napojów, a nawet w przemyśle samochodowym.  

Katarzyna Domagała

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej