1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Największy Stalin na świecie miał stać po wieczne czasy

19 listopada 2022

To był największy pomnik Stalina na świecie. Spoglądał ze wzgórza Letna w Pradze na jej Stare Miasto i miał tam zostać na zawsze. Przetrwał niespełna osiem lat.

Największy Stalin na świecie miał stać po wieczne czasy
Największy Stalin na świecie miał stać po wieczne czasyZdjęcie: picture-alliance/ dpa

– Nie ma chyba mieszkańca Pragi z mojego pokolenia, który nie pamiętałby, jak nad Pragą górował monstrualny Stalin – mówi DW tłumaczka i komentatorka Petruszka Szustrová. – Z pewnością nie tylko ja się ucieszyłam, gdy zniknął. Przynajmniej w tej jednej sprawie mogliśmy przestać się wstydzić za nasz kraj. Byłam szczęśliwa, gdy po latach w miejscu dawnego Stalina postawili metronom, symbol nieubłaganego czasu – dodaje była dysydentka, która po upadku komunizmu stała się najpierw federalną wiceminister spraw wewnętrznych, a potem została dziennikarką.

Praski Stalin rzeczywiście musiał być dla jednych imponujący, dla innych przerażający. Wraz z cokołem miał 30 metrów wysokości, a stał na wzgórzu Letna, które wznosi się na około 40 metrów ponad płynącą u jego stóp Wełtawą. Sama figura Gruzina Dżugaszwillego, który w 1912 roku przemienił się w Stalina, mierzyła 15,5 metra. Jej granitowe oczy spoglądały na wschód, gdzie rozpościerało się Stare Miasto. Za sobą miała Letenské sady – miejski park, oazę zieleni w centrum półtoramilionowej metropolii.

Stalin, a z nim lud

Stalin nie stał na Letnej sam. Towarzyszyło mu osiem osób, tak jak i on wykutych w granicie. Stali za nim. Po lewej ręce miał ludzi sowieckich: robotnika, naukowca z obliczem Miczurina, kołchoźnicę i czerwonoarmistę. Po prawej byli przedstawiciele społeczeństwa czechosłowackiego: robotnik, rolniczka, intelektualista z twarzą Fuczíka, bohatera czeskich komunistów, oraz czechosłowacki żołnierz.

"Sowiecka" strona pomnika z kołchoźnicą sięgającą do rozporka czerwonoarmistyZdjęcie: picture-alliance/ dpa

Na pomysł, by sowiecki przywódca nie stał sam, wpadł tylko jeden z 54 twórców, których władze wezwały do udziału w konkursie. Był to Otakar Szvec, jeden z najwybitniejszych awangardowych rzeźbiarzy międzywojennej Czechosłowacji. Zasłynął jako autor pierwszej czechosłowackiej rzeźby futurystycznej, odlanego w brązie, a jednak pełnego dynamizmu motocyklisty. W 1925 roku przyniósł on autorowi laury Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej i Wzornictwa w Paryżu (tej, od francuskiej nazwy której pochodzi nazwa stylu Art déco).

Stalin i to, co za nim

Udział w konkursie, a właściwie w jego drugiej rundzie, był de facto obowiązkowy. Bo gdy w 1949 roku został rozpisany po raz pierwszy, odpowiedzieli tylko nieliczni. „Nie było w tym nic dziwnego. Trzeba było przedstawić model posągu wysokiego na 30 metrów”, tłumaczył 10 lat temu w rozmowie z internetowym miesięcznikiem „Czeský dialog” Rudolf Cainer, autor książki „Granitowy Stalin”. „W drugiej rundzie musieli przedstawić swoje projekty, pod niewypowiedzianą groźbą nieprzyjemności w razie odmowy, wszyscy bardziej znani rzeźbiarze, w tym Otakar Švec”, wyjaśnił. Groziło im nawet i więzienie.

Być może artysta po to dokleił do Stalina aż tyle innych postaci, bo sądził, że dzięki temu jego projekt zostanie odrzucony. Coś podobnego zrobił inny znany rzeźbiarz, Karel Pokorný, który na konkurs posłał Stalina z szeroko rozłożonymi rękoma. Aż tak przypominał Jezusa, że projekt odpadł w przedbiegach.

Otakar Szvec z modelem pomnikaZdjęcie: Rostislav Novak/CTK/dpa/picture-alliance

Jednak Szvec, jeśli naprawdę chciał się wymigać – tego nikt nie wie – tyle szczęścia nie miał. Ani jego awangardowa twórczość z międzywojnia, ani wyrzeźbione wtedy pomniki prezydenta Tomasza Masaryka, który teraz miał być tak samo zapomniany, jak Piłsudski w Polsce, nie odstręczyły komunistycznych zleceniodawców. Wpadli bowiem w euforię na widok Stalina otoczonego ludem. A za dodatkowy plus uznali, że skoro za Stalinem stoi mały tłum, to sam wódz nie będzie widoczny od tyłu.

Nie na wiele się jednak zdało. Gdy w końcu Stalin stanął na wzgórzu nad Wełtawą, praski lud natychmiast przechrzcił to, co było za nim – całą Letną – na Záprdelí. Po polsku: Zadupie.

Kolejka po mięso

Zleceniodawcy oglądali projekt ze wszystkich stron, żeby tylko nie wpaść w jakąś pułapkę. Któryś z towarzyszy zwrócił podobno uwagę, że stojący tuż za Stalinem żołnierze mogą sprawiać wrażenie, że właśnie go aresztują. Obaj zostali więc odesłani na sam koniec stojącej za nim kolejki.

A tymczasem kluczem do pomnika stała się właśnie ta kolejka. Gdy zbiorowy posąg już stanął nad Pragą, jej mieszkańcy nazwali go „kolejką po mięso”. – Stalin zaraz będzie płacić i sięga ręką pod połę płaszcza, żeby wyjąć portfel – tłumaczyli.

„Koło 1956 roku kolejki były w Pradze codziennością”, wspominał Cainer, który wtedy mieszkał tuż obok masarni. „Otwierali ją o ósmej rano. Ale stanąć tam trzeba było już przed szóstą, a potem wziąć to, co rzeźnik rzucił na wagę. Innej możliwości kupienia mięsa nie było”, tłumaczył autor książki o Stalinie z granitu.

Listopad 1953: Trwa budowa pomnika, którego odsłonięcie nastąpi półtora roku później, 1 maja 1955Zdjęcie: picture-alliance/ dpa

Uwadze ludzi nie uszło także i to, że kołchoźnica na sowieckiej stronie pomnika sięga ręką w kierunku rozporka stojącego za nią czerwonoarmisty.

Granitowe monstrum

Praski Iosip Wissarionowicz powstał przede wszystkim z ogromnej ilości granitu. Z kamieniołomów w Czechach Północnych przywieziono 235 granitowych bloków, z których każdy miał 30 ton (a ten, z którego powstała głowa Stalina, nawet 52 tony). Razem siedem tysięcy. A z żelazobetonowym wypełnieniem 17 tysięcy ton.

Taką ilość trudno sobie wyobrazić, ale spróbujmy. Najcięższy pociąg towarowy, który kiedykolwiek jechał po polskich torach, a który zestawiła brytyjska firma Freightliner PL, mierzył trzy czwarte kilometra i ważył 4,5 tysiąca ton brutto. W 2020 roku przewiózł z kopalni Staszic w Katowicach na Pomorze 4 tysiące ton węgla. Aby więc załadować materiał na praską „kolejkę po mięso”, potrzebne byłyby cztery takie pociągi i jeszcze jeden krótki. Ustawione jeden za drugim zajęłyby ponad trzy kilometry.

Zmarnowane pieniądze

– Kiedy jako nastolatka po raz pierwszy zjawiłam się Pradze, pierwszą rzeczą, którą musiałam zobaczyć, była „kolejka po mięso”. Bardzo mi się to spodobało, jak prażanie nazywali ten pomnik. Ale najśmieszniejsze było to, że Stalin już dwa lata nie żył, kiedy go wreszcie odsłonili – wspomina w rozmowie z DW aktorka i dyplomatka Magda Vászáryová, którą wielu pamięta na przykład z „Postrzyżyn”, filmowej adaptacji opowiadania Bohumila Hrabala w reżyserii Jirziego Mencla.

– A już rok później, po słynnym przemówieniu Chruszczowa, powinni byli go zburzyć – kontynuuje była ambasadorka Słowacji w Warszawie. – Ale zajęło im to kolejnych kilka lat. Krótko mówiąc, pieniądze zostały wydane na marne. Na wsadzanie ich w tyłek Stalina było już po prostu za późno.

W 1955 roku, średnia płaca w Czechosłowacji wynosiła 1200 koron, chleb kosztował 2,60, a kilogram wołowiny 25 koron. Na budowę pomnika wydano 140 milionów koron. Za takie pieniądze mogło wówczas przeżyć cały rok liczące 10 tysięcy mieszkańców miasto.

Tragiczny koniec

Postawienie tak masywnego pomnika na wzgórzu nie było prostym zadaniem. Ryzyko, że pod swoim ciężarem runie w dół zbocza, było ogromne. Podobno i to był jeden z powodów, dla których Otakar Szvec wpadł w depresję, zaczął pić na umór i balować, a w końcy wyprowadził się od żony do znajomego. Bał się, że trafił by do więzienia, gdyby do tego doszło.

Ale w 1954 Vlasta Szvecová odkręciła gaz i popełniła samobójstwo. Jak trzy lata temu informował dziennik „Právo” w wielkim artykule poświęconym twórcy pomnika, rzeźbiarz miał powiedzieć swojej sprzątaczce, Ludmile Szpalovej, że „małżonka mu pokazała drogę, którą i on ma pójść”. I tak się stało w kwietniu 1955 roku. Też miał odkręcić gaz. A może się zastrzelił?

Kiedy do tego doszło, też nie wiadomo dokładnie. Jedni piszą, że na początku kwietnia, inne, że kilka dni przed 1 maja, kiedy pomnik, który stworzył, został uroczyście odsłonięty. „Znaleziono go po ponad dwóch tygodniach”, napisał niedawno dziennik „MF DNES”.

Bardzo krótka wieczność

Nakaz likwidacji najwyraźniej przyszedł z Moskwy, twierdzą autorzy artykułów o pomniku. Według dziennika „Právo”, Sowieci żądali, żeby praski Stalin przestał istnieć do dnia 45. rocznicy rewolucji październikowej.

Rozbiórka rozpoczęła się 19 października 1962 roku. Pomnik otoczono drewnianym płotem, gazety o niczym nie pisały, obowiązywał absolutny zakaz robienia zdjęć i filmowania. Ale i tak znaleźli się odważni, którzy go zignorowali. Dzięki temu mamy dziś zdjęcia ukazujące momenty eksplozji. Miało ich być trzy, może cztery. Ostatnia 6 listopada. Na dzień przed rzekomo wyznaczonym przez Moskwę terminem pomnik legł w końcu w gruzach.

Październik 1962 roku: moment pierwszego wybuchuZdjęcie: CTK/dpa/picture-alliance

„Wieczność trwa osiem lat”. Tak Mariusz Szczygieł zatytułował pierwszą część swojej opowieści o największym Stalinie na świecie i jego twórcy, którą znaleźć można w jego pierwszym „czeskim” tomie „Gottland”.

Głowa Stalina

– Ponieważ operację przygotowano w wielkiej tajemnicy, po wysadzeniu pomnika pojawiło się mnóstwo plotek. Jedna powraca do dziś. Według niej głowa Stalina miała się stoczyć po wzgórzu i wpaść do Wełtawy – mówi DW historyk Łukasz Kamiński, dyrektor wrocławskiego „Ossolineum”. To jego zdaniem nieprawda: – Wiemy, że właśnie takiej sytuacji chciano uniknąć i dlatego przed zainstalowaniem ładunków wybuchowych głowy wszystkich postaci rozbito młotami pneumatycznymi – dodaje były szef Instytutu Pamięci Narodowej, który zajmował się także badaniami czechosłowackich dziejów najnowszych.

Germanista, krytyk literacki i politolog Bohumil Doleżal był w tym czasie w wojsku, na jakimś zapadłym odludziu. – Ale na jedną niedzielę zdarzyło mi się przyjechać do naszej stolicy – przypomina sobie późniejszy dysydent, który po upadku komunizmu był posłem, doradcą premiera, publicystą i politykiem. – Korpus pomnika był wciąż nienaruszony, znikła jedynie głowa generalissimusa. W jej miejscu wystawał masywny, stalowy kołek. Pomyślałem, że może zechcą umieścić na nim jakąś inną głowę, bardziej odpowiednią. Moje obawy jednak się nie spełniły. Gdy po półtora roku znów znalazłem się w Pradze, z największego zbiorowego pomnika w Europie nic nie pozostało.

MetronomZdjęcie: Aureliusz Marek Pędziwol/DW

Memento mori

Tak naprawdę znikła rzeźba, ale została cała reszta, cokół, monumentalne schody. – Nie jest łatwo pozbyć się takiej ohydy – mówi Magda Vászáryová. – Zbudować pomnik kolonialnego tyrana i masowego mordercy można, ale jak się go potem pozbyć? – pyta i wskazuje, że Czesi do dziś nie wiedzą, co zrobić z rozległymi podziemiami pod dawnym pomnikiem. Metronomem, inaczej niż Szustrová, nie jest zachwycona. – Przypomina mi memento mori. Tak jakby Praga miała przed sobą tylko jakiś krótki, odmierzony czas. A my wraz z nią. Na szczęście ten metronom często stoi.

Faktycznie, coraz trudniej trafić na moment, kiedy metronom, zwany też przez lud wahadłem, się kiwa. Napędzanie go kosztuje, a sponsorów brak. Wahadło trwa więc w bezruchu. Ale czy wraz z nim staje czas? Najważniejsze, że się nie cofa. Po 24 lutego Czesi już nie raz udowodnili, że z kolejnym tyranem z Moskwy tym razem nie chcą już mieć nic wspólnego.

Co robić ze szczątkami ofiar stalinowskich czystek?

03:24

This browser does not support the video element.