Międzynarodowe instytucje, jak OBWE nie są w stanie wpływać na ten kryzys
9 maja 2014"Także dzień po apelu rosyjskiego prezydenta pod adresem separatystów we wschodniej Ukrainie, by przesunęli swoje referendum ws. niezależności od Ukrainy na dalszy termin - nota bene: przesunęli, a nie odwołali - politycy od Berlina po Brukselę starali się odgadnąć, jaki Władimir Putin miał przy tym zamysł" - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Niemiecki minister spraw zagranicznych w swej próbie interpretacji twierdził wręcz, że dosłuchał się w tym 'konstruktywnego tonu' Putina. Czołowi politycy chadecji nie byli tego aż tak bardzo pewni i twierdzili, że Putin w dalszym ciągu jest zainteresowany eskalacją. Uzbrojeni separatyści, którzy jak nic mieli rosyjskie wsparcie, obstają jednak przy swoim zamierzeniu - co z moskiewskiego punktu widzenia jest bardzo pożądanym 'dowodem', że nie chodzą oni na kremlowskim pasku".
"Die Welt" pisze: "Zdaje się, że Kreml nie zrobił nic, ponieważ w czwartek Donieck stał się centrum światowej polityki i separatyści mogli otwarcie nawoływać do ratowania wszystkich europejskich nacji przed faszyzmem. Następstwa tego są bardzo niepokojące. Ukraina, od najbliższej niedzieli, o ile nie wydarzy się jakiś cud, jeszcze znacznie się skurczy. Odpowiednio do tego coraz mniejsze pole do manewru ma Kijów. Po tym, jak kompletnie nie powiodła się próba udaremnienia referendum, rząd kijowski powinien z obydwu tych regionów wycofać swoje wojska. Decyzje, jakie zapadną w Doniecku i Ługańsku wysyłają w świat jeszcze inny sygnał: międzynarodowe instytucje, jak OBWE nie są już w stanie wpływać na taki kryzys. Rosja wodzi je za nos".
Niemcy chcą przesłuchać Snowdena - tylko gdzie?
"Stuttgarter Zeitung" zaznacza: "Oczywiście, że przy wyjaśnianiu tej afery szpiegowskiej o monstrualnych rozmiarach nie da się pominąć Edwarda Snowdena. Jest on koronnym świadkiem dla komisji śledczej. Ale przesadą, czy wręcz fanaberią jest domaganie się, by zeznawał on w Niemczech. Kto tego żąda, ten albo nie zdaje sobie sprawy ze związanego z tym ryzyka, albo po prostu lekkomyślnie wkalkulowuje to ryzyko".
"Kieler Nachrichten" pisze o niezdecydowaniu partii, których przedstawiciele wchodzą w skład komisji śledczej Bundestagu:
"Chadecja nie chce ryzykować żadnych zadrażnień ze Stanami Zjednoczonymi. Ale to jest kompletnie obojętne Hansowi-Christianowi Stroebele (zielony polityk, który spotkał się ze Snowdenem w Moskwie - przyp. red.). Jemu chodzi o swoje własne show. Nikt nie wie bowiem, czy Snowden może wnieść jeszcze jakiś przyczynek do odkrycia całej prawdy, poza tym, co już i tak powiedział. Tak długo, jak jest ta niepewność, na scenie będzie królował Stroebele. Komisja śledcza powinna swą nazwę zmienić na jego inicjały HCS. Z taką wirtuozerią jeszcze żaden opozycyjny polityk nie wodził tak za nos rządu. Fakt, że dostaje on za to brawa także od współrządzącej SPD ukazuje, że socjaldemokraci nie odnaleźli się jeszcze w wielkiej koalicji".
"Berliner Zeitung" zaznacza, że "bardzo wyraźne stało się podczas wczorajszego posiedzenia, jak mało wspólnego mają z sobą prawo i realia polityki. Na forum komisji śledczej Bundestagu więcej było politycznych rozgrywek niż rzeczywistych wyjaśnień afery NSA. Do tego przyczynia się także lawirująca SPD. To, że wciąż stosuje ona jakieś uniki, by nie określić jasno swego stanowiska w kwestii przesłuchania Snowdena, jest zrozumiałe. Jako członek rządzącej koalicji SPD musi mieć też na uwadze relacje ze Stanami Zjednoczonymi, tym bardziej, że z jej szeregów wywodzi się minister spraw zagranicznych. Ale te relacje nie są wcale ważniejsze niż wyjaśnienie potajemnych, szpiegowskich praktyk i zmasowanego łamania podstawowych praw własnych obywateli".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik