1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Miliard dolarów to spora suma, ale Polska chciała czegoś zupełnie innego

Malgorzata Matzke4 czerwca 2014

Prasa szeroko komentuje wystąpienie prezydenta Obamy w Warszawie, zwracając uwagę na odpowiedzialność Europejczyków, wynikającą z członkostwa w NATO.

Barack Obama in Warschau 3.6.2014
Barack Obama w Warszawie, 3.6.2014Zdjęcie: Reuters

"Mitteldeutsche Zeitung" pisze: "Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama zaanonsował podczas wizyty w Warszawie miliard dolarów z przeznaczeniem na gwarancje bezpieczeństwa. To potężna suma, ale to nie to, czego właściwie chciała Polska. W kryzysie ukraińskim Polska, partner w NATO, obawia się nowej rosyjskiej siły uderzenia. Podobnie jest z nadbałtyckimi państwami członkowskimi NATO Litwą, Łotwą i Estonią. Chciałyby one, aby na stałe stacjonowały tam amerykańskie oddziały. Ale sojusz stoi przed dylematem. W roku 1997 NATO zobowiązało się umową wobec Rosji, że na stałe nie będzie stacjonować znaczącej liczby oddziałów zbrojnych na nowym obszarze NATO, czyli na terenie byłych państw Paktu Warszawskiego. NATO trzyma się tej umowy, zwiększając tylko liczbę manewrów w Europie Wschodniej. Na tę umowę jednak bardzo chętnie powołuje się prezydent Obama. Także jego armia musi oszczędzać. Tak więc uprawia on dyplomację z książeczką czekową w kieszeni. Jego przesłanie: Europa najpierw sama musi zadbać o swoje bezpieczeństwo i wyłożyć na nie pieniądze".

"Die Welt" zaznacza, że "W swym poczuciu zagrożenia i pragnieniu ochrony Polska, Łotwa, Litwa i Estonia przypominają Berlin Zachodni z okresu zimnej wojny. Dziś wiele jest takich Berlinów Zachodnich. Leżą one w Europie Wschodniej i boją się mocarstwa, które od pewnego czasu z roku na rok zwiększa swój potencjał agresji. Amerykanie deklarują się w Polsce i w krajach nadbałtyckich nie zwiększając groźby wybuchu wojny. To mądre postępowanie, zgodne z zasadą solidarności wobec sojuszników. Dla Europejczyków nie powinno stać się to jednak powodem do spoczęcia na laurach. To doprawdy żenujące, jak "stare" państwa członkowskie NATO nie są w stanie zwiększyć swoich wydatków na obronność Europy. Jeżeli będą robić tak dalej, może nadejść dzień, kiedy prezydent USA się od nich odwróci. Wtedy Europa pozostanie sam na sam z Rosją".

Monachijska "Abendzeitung" zauważa, że "Z ust Obamy w Polsce padły mocne słowa. Nie powiedział on tego, co niektórzy chcieliby usłyszeć w obliczu kryzysu na Ukrainie. Ale nie wypadało mu wobec gospodarzy propagować ustępliwości i powściągliwości wobec Moskwy. Nawet, jeżeli nie podoba się to niektórym Niemcom, mającym zrozumienie dla postępowania Putina, Obama nie miał innego wyjścia. Gdyby nie zagwarantował Polakom ochrony NATO, nie tylko w Warszawie, ale także w innych państwach byłego bloku wschodniego interpretowano by to jako słabość, na której Putin buduje swój neoimperializm".

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" uważa, że "Dyslokacja znacznych oddziałów zbrojnych na wschód to zbyt daleko idący krok dla tych wszystkich państw w NATO, którzy radzą 'zachowanie umiaru i spokoju'. Na zachodzie paktu obronnego, zaczynającym się już od Berlina, wszyscy wciąż stawiają na to, że Putin się 'opamięta' i zrezygnuje z dalszej agresji i prowokacji. Także Obama nie jest zainteresowany tym, by gdzieś w Europie, która go i tak zbytnio nie interesuje, podgrzewać jakiś konflikt, który wymaga ciągłej politycznej atencji, wiąże siły militarne i jeszcze bardziej utrudnia rozwiązanie innych kryzysów (Iran, Syria). Z drugiej strony właśnie on musi udowodnić, że trzyma się zobowiązań wynikających z sojuszu i amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa".

"General-Anzeiger" z Bonn pisze: "Coś się dzieje na wschodniej flance NATO. Nie wiadomo tylko, jakie będą tego konsekwencje Więcej oddziałów amerykańskich i sił NATO w krajach nadbałtyckich i sąsiedzkich Rosji będzie zaproszeniem dla Moskwy do symetrycznych działań. Apel Obamy do pozostałych członków NATO i UE, by wreszcie podwyższyły swoje budżety na obronność, kryje ryzyko nowego wyścigu zbrojeń. Czy to naprawdę będzie z korzyścią dla bezpieczeństwa Polski i Europy?".

"Na dłuższą metę występ Obamy w Warszawie wyznaczy punkt zwrotny" - uważa "Muenchner Merkur". "Putinowi bowiem przez aneksję Krymu udało się tchnąć życie w dogorywający zachodni sojusz obronny. Jeżeli partnerzy NATO teraz przypomną sobie o pierwotnym zadaniu NATO, czyli ochronie Zachodu w północnoatlantyckim sojuszu przed agresją z zewnątrz, Amerykanie poszerzą na Europę swoje spojrzenie, zawężone na Azję, a rządy po raz pierwszy od lat znowu poważnie pomyślą o swych budżetach obronnych, to winę za to wszystko ponosić będzie Putin. Gdyby był on wielkim strategiem, za jakiego wielu go uważa, to teraz powinien on wdrożyć fazę deeskalacji".

Małgorzata Matzke

red.odp.: Barbara Cöllen