1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Prasa: „Niemiecki zamęt” i „blamaż” w sprawie Ukrainy

24 stycznia 2022

Skandal wokół słów niemieckiego wiceadmirała o Ukrainie pokazał gorzką prawdę: wielu w Niemczech myśli podobnie – komentuje prasa.

Ćwiczenia ukraińskich ochotniczych sił obrony terytorialnej w Kijowie
Ćwiczenia ukraińskich ochotniczych sił obrony terytorialnej w KijowieZdjęcie: Efrem Lukatsky/AP Photo/picture alliance

Niemiecki wiceadmirał Kay-Achim Schoenbach, który w weekend podał się do dymisji po skandalu wokół jego wypowiedzi o konflikcie rosyjsko-ukraińskim, „jest teraz twarzą niemieckiego zamętu w sprawie Ukrainy: zwlekanie, łagodzenie, niemal ezoteryczna mieszanka geopolitycznej emocjonalności i religijnej zmowy” – pisze dziennik „Sueddeutsche Zeitung” („SZ”), komentując narastającą międzynarodową krytykę stanowiska Berlina w sprawie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego.

„Ale Schoenbach totylko jeden z wielu” – zauważa „SZ”. „To przede wszystkim mężczyźni z drugiego albo trzeciego szeregu w polityce, ale przede wszystkim stojący na czele firm wykazują upodobanie do mocarstwowych interesów Rosji, podziwiają władców na Wschodzie albo dalszym Wschodzie powołując się na rzekome niemieckie interesy (gospodarcze), przydzielają na mapie strefy wpływów i dokładają do tego upominek w postaci Krymu” – pisze monachijski dziennik. 

„Niemcy importują bezpieczeństwo”

Gazeta dodaje, że w sieci można znaleźć wielu klakierów, którzy – wskazując na historyczną winę – podważają filary niemieckiej polityki zagranicznej, więzi z Zachodem i „gloryfikują Rosję, która potrzebuje silnego człowieka i silnej ręki”. 

Wiceadmirał Kay-Achim SchoenbachZdjęcie: Bernd Wüstneck/ZB/dpa/picture alliance

Według „SZ” to właśnie takie nastroje są powodem wątpliwości co do osadzenia Niemiec we wspólnocie wszystkich państw europejskich i rzeczywistego wkładu w Sojusz. „Niemcy, które z pomocą swoich sojuszy stale importują bezpieczeństwo, ale nie wpłacają już na konto sojusznicze” – pisze dziennik. Ocenia, że najgorszym przykładem jest „czołowy populista wśród premierów krajów związkowych Markus Soeder”, szef CSU i regionalnego rządu Bawarii, który wypowiada się o konflikcie „z ambiwalencją nie do przebicia”, „schlebia Rosji i relatywizuje groźby, chce otworzyć gazociąg i spisuje na straty Ukrainę, bo jej członkostwo w NATO nie jest na porządku dziennym – jakby o to właśnie chodziło”.  

Nowa pożywka dla starej nieufności

Również „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”) pisze, że „nie tylko zagubiony niemiecki wiceadmirał ponosi winę za to, że raz po raz pojawiają się wątpliwości co do stanowiska Niemiec”. „To, że rząd federalny najwyraźniej zablokował dostawy broni z Estonii na Ukrainę, będzie nową pożywką dla starej nieufności w Europie Wschodniej do polityki Berlina wobec Rosji” – ocenia „FAZ”. 

„Jak głęboka jest skłonność do łagodzenia, można wyczytać z tego, że Soeder i (szef CDU Friedrich) Merz żądają odroczenia przystąpienia Ukrainy do NATO. Każdy wie, że to (członkostwo Ukrainy – red.) nie nastąpi w dającym się przewidzieć czasie. Ale nawet dla chadecji ważniejszy jest dziś sygnał wyjścia naprzeciw Putinowi niż obrona zasad zachodniego Sojuszu” – ocenia „FAZ”.

Blamaż bez precedensu

Według dziennika „Die Welt" wypowiedzi niemieckiego wiceadmirała były „niemieckim blamażem bez precedensu”. Ale – jak dodaje gazeta – ten incydent ma też pozytywny skutek. „Bowiem gorzka prawda leży teraz na stole. Niektórzy wysokiej rangi oficerowie i stratedzy niemieccy – kto wie, jak wielu – uważają, że nie może być aż tak źle tylko dlatego, że setki rosyjskich żołnierzy stoją na granicy z Ukrainą” – pisze „Die Welt”.

Podkreśla, że jeśli niemiecki rząd poważnie traktuje zagrożenie, to „musi to pokazać bardziej zdecydowanie”. „Berlin jest coraz bardziej izolowany w swej kategorycznej odmowie dostaw broni na Ukrainę” – zauważa. O ile – jak pisze gazeta – właściwy jest historyczny argument, że niemieckia broń nigdy nie może zostać użyta przeciwko Rosji, to „chodzi tu o inną strategiczną kwestię”. Według „Die Welt” w 2014 roku Putin zaanektował Krym, bo „kraje, takie jak Niemcy nie zagroziły wówczas wystarczającym oporem”. „To nie może się powtórzyć” – konkluduje dziennik.