Przegląd prasy niemieckiej, czwartek, 24 stycznia 2008
24 stycznia 2008
"Czy grozi nam recesja ze wszelkimi negatywnymi skutkami dla rynku pracy, systemów zabezpieczeń socjalnych i budżetu państwa?" - pyta komentator Sueddeutsche Zeitung z Monachium.
"Rząd Niemiec nie wychodzi z takiego założenia i ma ku temu słuszne argumenty. Perturbacje na giełdzie są szczególnie w Niemczech tylko częścią realiów ekonomicznych. Młodzi, rzutcy bankowcy żonglujący akcjami zawsze krytykowali Niemców, że są tak powściągliwi na rynku kapitałowym i podśmiewali się z nich. Ale teraz ta powściągliwość wychodzi Niemcom na dobre.
Udział Niemców na giełdach akcji jest stosunkowo skromny. Wiele firm ociąga się z wejściem na giełdę, ponieważ nie chcą uzależniać się od szybko robionych tam pieniędzy i bezlitosnych reguł rządzących tym światem. Oczywiście, że umyka im przy tym sporo dobrych okazji: inwestorom pokaźne sumy wygrywane na giełdzie w dobrych czasach, przedsiębiorstwom pieniądze potrzebne na większe inwestycje. Lecz to jest tylko jedna strona medalu; druga ukazała się w ostatnich dniach: bo kto nie inwestuje na giełdzie, ten może z dużą dozą spokoju obserwować giełdową gorączkę."
"Jak poważna jest sytuacja w rzeczywistości?"- pyta komentator berlińskiej Die Welt i stwierdza, że "po obu stronach oceanu udziela się różnych odpowiedzi na to pytanie. Podczas gdy amerykański rząd szybko ogłosił wielomiliardowy pakiet koniunkturalny a Rezerwa Federalna starała się uspokoić panikę giełdową dramatycznie obniżając stopy procentowe, Europejczycy pozostają bardzo spokojni manifestując optymizm co do widoków koniunkturalnych. Na euro-obszarze nie należy się spodziewać podobnie dramatycznej akcji - jak zapowiedział już szef Europejskiego Banku Emisyjnego, Trichet. Także niemiecki minister gospodarki Gloss wierzy w dalszy wzrost niemieckiej gospodarki i nie przewiduje żadnego planu wsparcia koniunktury."
"Europejczycy mają rację nie ulegając powszechnej panice." - pisze Die Welt. "Przyczyny problemów leżą bowiem w Stanach Zjednoczonych i tam należy je też rozwiązać. Nie wiadomo jeszcze, jakie oddziaływanie ewentualna recesja w Stanach miałaby na resztę świata. Jak do tej pory cały kryzys rozgrywa się tylko na giełdach - w niemieckiej realnej ekonomii jeszcze się go nie odczuwa, gospodarka hula dalej. Tak więc za wcześnie jest na jakąkolwiek interwencję. Nie można też wymagać od polityków parających się kwestiami gospodarczymi, aby reagowali na każde drgnięcie giełdowego barometru."
Ile kosztuje ochrona klimatu?
O ogłoszonych właśnie w Brukseli zasadach europejskiej polityki klimatycznej Westdeutsche Allgemeine Zeitung z Essen pisze: "Mieszkańców Unii Europejskiej rocznie będzie to kosztować 60 miliardów euro - w przeliczeniu na głowę jest to 156 euro rocznie. Czy ochrona środowiska jest tyle warta?" - pyta gazeta. "Niektórzy powiedzą może, że nie, bo koszty energii stały się już i tak beczką bez dna. I jeszcze dodatkowo 156 euro na ochronę klimatu? Lecz ochrona ta jest ważna i słuszna, ponieważ zmiany klimatyczne są najbardziej palącym problemem naszych czasów. Ochrona klimatu ma swoją cenę i podniesie jeszcze bardziej koszty energii - to bardzo niewygodna prawda,ale kosztować będzie ona jeszcze więcej, kiedy nie będzie się robić nic."
Suedkurier z Konstancji odnosi wytyczne europejskiej polityki klimatycznej bezpośrednio do Niemiec i stwierdza, że "w Niemczech dymi dużo więcej przemysłowych kominów niż w agrarnych krajach regionu śródziemnomorskiego. W Niemczech produkuje się najsilniejsze i najcięższe samochody. Czyli w walce o ochronę klimatu Niemcy będą musiały ponieść większe ofiary niż inni unijny partnerzy."
Guben - Gubin - Co łączy , co dzieli?
Z tematów polskich Berliner-Zeitung przynosi dziś obszerny reportaż o Gubinie i Guben, miasteczkach, które dzieli jedynie Nysa. Wspólne są im za to przeszłość, obecne problemy ekonomiczne i klub piłkarski. Burmistrze miast po obu stronach rzeki szukają dróg, jak jednocząc siły możnaby więcej zrobić dla regionu. Sceptycyzm mieszkańców samego miasta Guben i ich strach przed wzrostem rabunków i kradzieży po otwarciu granic wzmógł się natomiast po tym, jak Polacy poszukujący złomu na sprzedaż zdemontowali rynnę klasztornego kościoła i zrabowali armatury i sanitariaty jednego z mieszkań.