1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Przemoc, gwałt, rozbój. Życie w reżimie kalifatu [REPORTAŻ]

Małgorzata Matzke5 lutego 2015

Państwo Islamskie umacnia swoją władzę, wprowadzając na zajętych terenach własny reżim: kontrolując rynek mieszkaniowy, zakazując alkoholu, papierosów i konserw. Reportaż z Iraku.

Irak Islamischer Staat Fahne ISIS
Zdjęcie: Imago/Xinhua

Cały rozmiar irackiej tragedii można pojąć, kiedy jedzie się zbiorową taksówką z Erbilu do Kirkuku, przysłuchując się opowieściom podróżnych. W taksówce siedzi krępy Marwan, który zajął miejsce koło kierowcy, płacąc za ten przywilej 5000 dinarów więcej (4,5 euro) niż pasażerowie z tyłu. Nerwowy Youssef, którego wzrok ciągle wędruje od okna do okna. I stary Ahmed, który zdaje się drzemać, ale szybko się budzi, kiedy z kolan ześlizguje się jego mały wnuczek.

80 kilometrów dzieli metropolię Erbil w autonomicznym regionie Kurdystanu od petromiasta Kirkuk, które do chwili zajęcia go przez Państwo Islamskie w czerwcu ubiegłego roku administrowane było przez Bagdad. Pomimo błyskawicznego przemarszu terrorystycznych oddziałów, które zajęły duże połacie północnego Iraku, Kirkuk jest wciąż jeszcze w rękach peszmergów. Udało się im zająć miasto szybciej niż dżihadystom.

Ludzie uciekają przed terrorem PI do miast, gdzie nie panuje jeszcze surowy reżimZdjęcie: Cathy Otten

Przyjmowani z otwartymi ramionami

Merwan jest o kresu swoich sił. Do tej pory trwał w Mosulu; został w swoim domu, swoim mieście nawet wtedy, gdy pojawiało się tam coraz więcej tych "ponurych typów" z PI, którzy wreszcie zawładnęli miastem.

- Z początku jeszcze wierzyliśmy, że się wyniosą, po tym, jak obalili i przepędzili miejskie władze - opowiada. Ludzie, którzy przejęli potem administrację w mieście, byli znani. Jeszcze za czasów Sadama sprawowali władzę. Dlatego nikt nie stawiał większego oporu.

Marwan sam mógł powrócić na stanowisko, które kiedyś piastował w magistracie. - Myśleliśmy, że będzie tak, jak dawniej. Nikt się nie zastanawiał, skąd pochodzą pieniądze na pensje. Ważne, że wypłaty były punktualne. Po obaleniu Sadama takiego porządku nie było. Były natomiast nieustanne utarczki między politycznymi frakcjami w magistracie i radą prowincji a walki z centralnym rządem w Bagdadzie paraliżowały rozwój Mosulu. Do tego jeszcze dochodziła korupcja i kumoterstwo.

- Ludzie mieli tego dosyć - jak Marwan tłumaczy poparcie mieszkańców dla PI. Dwumilionowy Mosul jest trzecim co do wielkości miastem w Iraku i pierwszym miastem zajętym przez Państwo Islamskie. Potem przyszły następne: Tikrit i mniejsze miasta w prowincji Salah ad-Din i Dijala i prawie cała prowincja Anbar.

Uwolnieni przez PI jazydzi, 18.01.2015Zdjęcie: picture-alliance/AA/E.Yorulmaz

Konserwy zakazane

Pod terrorystycznym reżimem Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii żyje obecnie ponad 8 mln ludzi. PI kontroluje terytorium od zachodniego Iraku aż po wschodnią Syrię, obszar porównywalny do Wielkiej Brytanii - nawet, jeżeli miasta takie jak Kobane czy góry Sindżar zostały z powrotem wydarte z rąk islamskich terrorystów. Ale to były tylko minimalne porażki w stosunku do 230 tys. kilometrów kwadratowych, jakie zajmuje obecnie kalifat. Kto nie uciekł przed PI, musiał mu się podporządkować:

Marwan był jak dotąd jednym z tych poddanych. Żadnej muzyki poza islamskimi śpiewami, zero alkoholu i przede wszystkim surowa segregacja płci z obowiązkowo zakwefionymi dziewczętami i kobietami. Nawet dla samego Marwana, wierzącego i praktykującego Araba wyznania sunnickiego to za dużo, pomimo że jemu byłoby jeszcze stosunkowo łatwo się z tym zaaranżować. PI jest ukierunkowane sunnicko i propaguje surową, sunnicką wykładnię islamu. - Ale co to za życie - skarży się 46-letni Marwan, usprawiedliwiając tak swoją ucieczkę z Mosulu. Teraz islamiści zabronili nawet sprzedaży konserw, bo to ponoć sprzeczne z szarijatem. Handlarze musieli usunąć ze sklepowych półek puszki z fasolką, soczewicą, owocami i mięsem.

W Kirkuku kończyła się opowieść pasażerów - i zaczynała od nowaZdjęcie: DW/B. Svensson

Chrześcijanie poszli na pierwszy ogień

W Mosulu był także Youssef. Przez dwa dni kręcił się koło domu, w którym kiedyś mieszkał i próbował dostać się do swoich dokumentów i papierów, żeby móc przed władzami wylegitymować się jako imigrant we własnym kraju. Ale tam zarządza teraz PI jak dowiedział się od sąsiadów. Z pustymi rękoma wrócił więc do domu. Chrześcijan dżihadyści przepędzili z Mosulu jako pierwszych. Zabrali im wszystko: domy, posiadłości, biżuterię, także kobiety. Te porywano, gwałcono. Przez megafon nawoływano chrześcijan do przejścia na islam albo zapłacenia specjalnego podatku dla innowierców, w Koranie określanego jako dżizja. Albo żeby się wynieśli. Większość wybrała trzeci wariant.

Youssef opowiada, że w Mosulu nie ma już chrześcijan. - Po tym, jak się wynieśli, przyszła kolej na jazydów. Youssef jest wyznania chaldejskiego i należy do największego chrześcijańskiego ugrupowania w Iraku, zróżnicowanego etnicznie i wyznaniowo. Tyle że liczebność tej grupy zmniejszyła się o połowę od czasu, kiedy do Iraku wkroczyli Brytyjczycy i Amerykanie w 2003 r., wprowadzając swój rygor.

- Jazydów i nas traktuje się jak niewiernych, pozbawionych wszelkich praw – wyjaśnia. Youssufowi obiło się o uszy, że kobiety jego wyznania były pod przymusem wydawane za mąż i traktowane jak niewolnice. Dżihadyści rzucali się na nie jak barbarzyńcy. Niedawno w Mosulu uwolniono 200 jazydów. Wyrzucono ich gdzieś na środku drogi między Erbilem i Kirkukiem. To byli starzy i chorzy, których chciano się pozbyć.

"Jak w socjaliźmie"

Zachód postrzega Państwo Islamskie przede wszystkim jako terrorystyczne bojówki. Ale w rzeczywistości PI to coś więcej i dlatego nie jest tylko jakąś efemerydą. Według danych szacunkowych do oddziałów PI należy 100 tys. bojowników.

Teraz do rozmowy w taksówce włącza się także Ahmed, turkmeńczyk z pochodzenia. Dżihadyści zabrali mu dom. Pochodzi z Tilkefu, miasta położonego najdalej na północ, zajętego przez PI, ok. 30 km od Dohuku. Kiedy wkroczyło tam PI, nie było go w domu. Zajmowano wszystkie niezamieszkałe domy. Teraz PI pobiera od niego czynsz, pomimo że to jego własny dom. Rynek nieruchomości w kalifacie spod znaku PI jest uregulowany: za mieszkanie ludzie płacą 83 dolary tygodniowo, za dom 125 dolarów. Czynsze wpływają nie do kieszeni pierwotnych właścicieli domów, tylko do administracji PI. Tak jest w Tilkef, Mosulu i całej prowincji Anbar. - To czysty socjalizm - pokpiwa Marwan.

Kurs taksówki kończy się przy rogatkach Kirkuku. Przybywających tu uciekinierów najpierw się rejestruje, potem są przesłuchiwani przez kurdyjską tajną służbę. I znów Marwan, Youssef i Ahmed muszą opowiadać swoją historię.

Birgit Svenson, Kirkuk / Małgorzata Matzke

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej