1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

160108 Nokia EU

Christopher Plass 20 stycznia 2008

Producent telefonów komórkowych Nokia planuje zamknięcie w połowie tego roku zakładów w Bochum, zatrudniających 2300 pracowników i przeniesienie produkcji do Rumunii. Do akcji wkroczyli politycy.

Zdjęcie: AP
Rząd w Berlinie zażądał w tej sytuacji zbadania na ile środku unijne finansować mają te przenosiny. Operację kontrolną przeprowadzi resort gospodarki w Berlinie wraz z Komisją UE - mówi sekretarz stanu w resorcie gospodarki, Hartmut Schauerte. Sprawa pracowników zakładów Nokia w Bochum znalazła się na forum Parlamentu Europejskiego. Szef frakcji socjalistów, Martin Schulz, z Niemiec, postawił drażliwe pytanie: czy aby zapowiadana przeprowadzka zakładów Nokia do Rumunii nie jest wspierana unijnymi środkami. - Proszę o zbadanie tej kwestii, by wyjaśnić, że tak nie jest, bowiem inaczej mogłoby się okazać, że przeciwnicy Unii mają rację. Jedna z rzeczniczek Eurokomisji odparła dość mgliście, że planowane przeniesienie produkcji nie jest bezpośrednio wspierane przez środki z kasy pomocy regionalnej. Dodała ona, że istnieje klauzula zabraniająca finansowania w takich przypadkach. Potwierdza to poseł do europarlamentu, Markus Pieper. Od początku 2007 roku - informuje on - nie można dotować bezpośrednio przeprowadzek firm o wartości ponad 50 milionów euro.
Jedna z pracowniczek w czasie protestu przed bramą główną zakładów Nokii w BochumZdjęcie: AP
Co innego pośrednie finansowanie - mówią posłowie, rozkładając ręce. W końcu Unia Europejska stawia sobie polityczny cel podniesienia konkurencyjności nowych członków i poprawy stanu infrastruktury w tych państwach. Unia Europejska wyda na ten cel w najbliższych latach 350 miliardów euro, na Rumunię przypadnie z tego 20 miliardów. Pozwoli to nowym unionistom na odbudowę infrastruktury, budowę dróg, szlaków komunikacyjnych, utylizację terenów przemysłowych, na rozwój oświaty. A jeśli - jak w przypadku Rumunii - płace wynoszą 10 procent zachodnioeuropejskich, to interesuje to firmy operujące globalnie. W końcu przed laty korzystały na tym i nowe landy, ściągając firmy z Francji czy z Belgii. Nadal zresztą Niemcy - w liczbach bezwzględnych - są czwartym w kolejności odbiorcą tego rodzaju środków strukturalnych w Unii Europejskiej. W Parlamencie Europejskim przeważa opinia, że subwencje w niewielkim stopniu wpływają na decyzje podejmowane w przedsiębiorstwie. Uważa się, że poziom płac czy wysokość podatków mają przy ich podejmowaniu znacznie większą wagę. Poziom płac - co widać na przykładzie Polski czy Czech - stopniowo wyrównuje się. Jeśli chodzi o podatki, to niektóre państwa, jak Słowacja, uprawiają zdaniem wielu dumping podatkowy, bowiem korzysta ona z pomocy UE. Z kolei Niemcy - jak żadnej inny kraj -korzystają z europejskiego rynku wewnętrznego i z jego rozszerzenia - przyznaje poseł do Parlamentu Europejskiego Elmar Brok z CDU. I na tym polega brukselski rachunek: z jednej strony tanie miejsca pracy w nowych państwach członkowskich, zapewniające powstanie nowych rynków i dobrobyt co zapobiega emigracji, a z drugiej strony ochrona i wspieranie wyspecjalizowanych miejsc pracy w tradycyjnych państwach przemysłowych.
Premier Północnej Nadrenii-Westfalii, Jürgen Rüttgers, na spotkaniu z pracownikami zakładów Nokii w BochumZdjęcie: AP

Nokia otrzymała subwencje unijne poprzez władze kraju związkowego Nadrenia Północna - Westfalia. Wymienia się kwotę 80 milionów euro. Unijne prawo wymaga od zakładów w takiej sytuacji, by pozostały na miejscu co najmniej 5 lat. Teraz rząd krajowy zarzuca firmie, że ta odczekała właśnie tyle. Jeśli pracę traci ponad 1000 zatrudnionych, to z funduszu globalizacji pomaga się im w sfinansowaniu przeszkolenia zawodowego w nowym kierunku. Rocznie przeznacza się na tern cel pół miliarda euro. Ale dokładnie czytając dyrektywę, okazuje się, że nie obowiązuje ona w przypadku przeprowadzek w rodzinnej Europie. Zwolnieni Niemcy mogą więc liczyć jedynie na własne Agencje Pośrednictwa Pracy.