RWE: Jeden z najbardziej udanych amerykańskich projektów
26 lipca 2018Deutsche Welle: Wolna Europa było bardzo ważną instytucją dla wielu ludzi po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. A jak jej rola była postrzegana z Monachium?
Ross Johnson: Jeden z założycieli i czołowych przedstawicieli stacji powiedział w latach pięćdziesiątych, że ma ona być tym, czym byłoby Radio Budapeszt lub Radio Praga, gdyby były wolne. RWE widziało swoje zadanie w dostarczaniu niezależnych, nieocenzurowanych informacji ludziom z bloku sowieckiego, gdzie media były ściśle kontrolowane i objęte formalną cenzurą. Wolność informacji jest dobrem samym w sobie, ale w tym wypadku była też sposobem pokojowego kwestionowania sowieckiego systemu i jego kontroli nad Europą Wschodnią. Myślę, że to był główny cel RWE.
DW: W 2001 roku rozmawiałem z pierwszym dyrektorem rozgłośni polskiej RWE Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Powiedział mi wtedy, że Lenin miał rację mówiąc, że słowa są niebezpieczniejsze niż kule. Czy Pan zgadza się z tą opinią?
RJ: Tak, Lenin miał rację, bo swobodny przepływ informacji był zagrożeniem dla systemu komunistycznego. Widzieliśmy to za każdym razem, także w ’68 roku, gdy Związek Sowiecki był bardzo zaniepokojony rozwojem w Czechosłowacji. [Jego ówczesny przywódca,] Leonid Breżniew powiedział raz do przywódców Czechosłowacji: „Czy nie rozumiecie tego, jak bardzo te [amerykańskie] media wpływają na nas w bloku sowieckim?”
DW: Ja bym jednak chciał cofnąć się do października ’56 na Węgrzech. Węgierska redakcja RWE popełniła wtedy bardzo poważny błąd. Co się wtedy właściwie stało?
RJ: Co raz to czytam historie, według których Wolna Europa obiecywała węgierskiej rewolucji militarne wsparcie z Zachodu. To nieprawda. Można to wykazać na podstawie zapisu emisji. Ale można tam też znaleźć wprawdzie tylko kilka, ale za to bardzo głupich programów, w których jest na przykład mowa o tym, czym jest koktajl Mołotowa. Myślę, że w tym czasie wielu Węgrów i tak to wiedziało, ale nie jest to żadnym usprawiedliwieniem, że coś takiego znalazło się w programie.
Prawdziwym problemem były też bardzo emocjonalne komentarze. To były po prostu niepodłożone faktami ich opinie. A Węgrzy interpretowali je jako dowód poparcia ze strony USA. Późniejsza analiza pokazała, że to starsi, a nie młodzi redaktorzy pisali takie teksty. Chociaż siedzieli w Monachium, rewolucja ich porwała! A to nie powinno było się zdarzyć.
DW: Jak więc do tego doszło?
RJ: Amerykanie w Monachium powinni byli powstrzymać takie działania. Ale nie zrobili tego, bo nie rozumieli treści audycji. Był wśród nich tylko jeden człowiek, który mówił po węgiersku, ale on pojechał do Wiednia, aby słuchać, co mówią wolne radia na Węgrzech.
Tak więc lekcją, czy raczej częścią lekcji dla amerykańskiego kierownictwa był wniosek, że trzeba znać treść audycji. Stworzony został stosowny mechanizm – nie cenzura, ale monitorowanie programu pozwalające na rozpoznawanie pojawiających się problemów.
DW: To musiała być niezwykle pouczająca lekcja. Dla Jana Nowaka było bardzo ważne, by nic takiego już się nie powtórzyło. I to się chyba udało?
RJ: Jan Nowak był bowiem świadomy, choć nie tyle konieczności uniknięcia powtórki z wydarzeń na Węgrzech, co spuścizny Powstania Warszawskiego, ogromu przelanej wtedy krwi i straconego życia.
DW: Jak to bolesne doświadczenie zostało wykorzystane w czasach kolejnych kryzysów?
RJ: W ’68 roku [po zdławieniu „praskiej wiosny” przez wojska Układu Warszawskiego – przyp.] redakcja czechosłowacka zachowała spokój i działała bardzo odpowiedzialnie.
W ’56 roku rozgłośnia węgierska była dopiero rok na antenie. Nawet redakcja czechosłowacka [która rozpoczęła regularne nadawanie już 1 maja 1951 roku jako pierwsza redakcja RWE – przyp.] miała pewne problemy. Gdybyśmy spojrzeli na niektóre audycje z początku lat pięćdziesiątych, zobaczylibyśmy, że to nie jest dobre dziennikarstwo.
W latach 60. ludzie byli już dojrzalsi i wiedzieli, że nie chodzi o potępianie komunizmu, lecz o dostarczanie informacji. Byli rzeczowi i bardzo ostrożni. I uważali, żeby nawet nieumyślnie nie doprowadzić do zaognienia.
DW: A jak było po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 roku?
RJ: W tym czasie dyrektorem polskiej rozgłośni był Zygmunt Michałowski, bardzo spokojny, odpowiedzialny. Codziennie rozmawiał z zastępcą dyrektora RWE, Robertem Hutchingsem, który był najbardziej zaangażowany w sprawy polskie. Problemy rozwiązywali wspólnie. Nie było ani dyrektyw, ani konfliktu, tylko wspólne podejście.
DW: Od 20 lat radio znajduje się w Pradze. Przeniosło się z Niemiec do Czech na zaproszenie prezydenta Havla. Co przyniosła ta zmiana?
RJ: RWE/RS opuściło Monachium z dwóch powodów. Jednym z nich były wielkie cięcia w budżecie, prawie o połowę. Drugim zaś zaproszenie Václava Havla i polityczna szansa, żeby znaleźć się w Europie Środkowej.
DW: Polska Wolna Europa została zlikwidowana na początku lat 90…
RJ: …węgierska także. Potem zostało zakończone nadawanie do pozostałych państw Europy Środkowej, krajów bałtyckich i Chorwacji. Punktem zwrotnym był moment wejścia do Unii Europejskiej.
DW: Wyjątkiem był czeski program.
RJ: To był rodzaj partnerstwa z czeskim radiem publicznym.
DW: I to radio ma nadal program CzRo Plus kontynuujący to, co robiła Wolna Europa, po części przez tych samych ludzi. Chyba nigdzie więcej nie uchowało się nic podobnego?
RJ: Zgadza się. Usiłowaliśmy o podobne partnerstwo w Polsce, ale się nie udało.
DW: Nie za wcześnie doszło do zakończenia emisji tych programów?
RJ: Rzeczywistość polityczna jest taka, że w amerykańskim Kongresie nigdy nie uzyskalibyśmy poparcia dla rozgłośni estońskiej, od kiedy Estonia jest w NATO i Unii. Dlaczego Amerykanie mieliby wspierać wolne media? Generalnie nadawanie do tych państw musiało się skończyć.
Także emisje programów dla Serbii, Bośni, Macedonii i Kosowa zostaną przerwane, gdy te kraje staną się członkami Unii, jak to już miało miejsce w wypadku Chorwacji.
DW: Jak Pan dziś ocenia pomysł, żeby zrobić takie radio?
RJ: Myślę, że RWE/RS było jednym z najbardziej udanych amerykańskich projektów w ogóle. Jeśli pomyślimy o tym, ile pieniędzy wydano na radio, a ile na sprzęt wojskowy...
DW: …to nie ma porównania.
RJ: ...to było to bardzo opłacalne, bardzo skuteczne przedsięwzięcie. A stało się tak dlatego, że dajmy na to w wypadku rozgłośni polskiej nie było to amerykańskie radio nadające do Polski, lecz polskie.
Myślę, że to była wielka mądrość ludzi, którzy założyli Radio Wolna Europa, że dali narodowym redakcjom znacznie więcej niezależności niż BBC czy Głos Ameryki.
DW: Czyli historia RWE potwierdziła leninowską opinię, że słowa są niebezpieczniejsze niż kule. Gdy pierwszy raz spotkałem Jana Nowaka, powiedziałem mu: „Dziękuję za wszystko, co Pan dla mnie zrobił.” Teraz mówię „Dziękuję” także Panu.
RJ: Dziękuję bardzo.
DW: Dziękuję również za tę rozmowę.
Aureliusz M. Pędziwol
Radio Wolna Europa/Radio Swoboda (RWE/RS, nazwa angielska: Radio Free Europe/Radio Liberty) to amerykańska rozgłośnia nadająca w latach 1951-95 z Monachium, a od 1995 roku z Pragi program informacyjny skierowany początkowo do państw za żelazną kurtyną (RWE nadawało do państw satelickich Moskwy, RS na obszar Związku Sowieckiego). Dziś RWE/RS nadaje na obszar byłych republik sowieckich (z wyjątkiem państw bałtyckich), na Bałkany Zachodnie (z wyjątkiem Chorwacji) oraz do Iraku, Iranu, Afganistanu i Pakistanu.
* A. Ross Johnson jest specjalistą do spraw polityki historycznej i publicznej w Międzynarodowym Centrum Naukowym im. Woodrowa Wilsona oraz doradcą RWE/RS. W latach 1988-2002 był dyrektorem RWE. W RWE pracował też w latach 1966-69 jako analityk zajmujący się przede wszystkim Polską. W latach 1969-88 pracował w RAND Corporation, gdzie specjalizował się w kwestiach bezpieczeństwa w Europie Wschodniej i Związku Sowieckim.