Rolnictwo kontra pomoc rozwojowa
22 czerwca 2009W Niemczech jest 5.800 farm. Zatrudniają one 550.000 osób. Powiązany z rolnictwem przemysł żywnościowy oferuje jeszcze więcej miejsc pracy. W sumie w tzw. biznesie rolnym pracuje 4,3 miliona ludzi. Jürgen Abraham, przewodniczący Federalnego Zjednoczenia Niemieckiego Przemysłu Żywnościowego, jest dumny z osiągnięć branży spożywczej:”Jeśli chodzi o zatrudnienie, nie wprowadziliśmy dotąd ani pracy w skróconym wymiarze godzin, ani nie domagaliśmy się państwowej pomocy. Sami radzimy sobie z problemami”. Jürgen Abraham dodaje jednocześnie, że branża żywnościowa ma w porównaniu z innymi nieocenioną zaletę: „Naszym sprzymierzeńcem jest człowiek, ze swą fizjologiczną potrzebą spożycia trzech do czterech posiłków dziennie”.
Niemcy stawiają na eksport
Jednak nie we wszystkich krajach świata mieszkańcy mają te 3-4 posiłki dziennie. Około miliarda ludzi cierpi głód. Niemiecki przemysł żywnościowy chce temu zapobiec. Dostrzega on duże rynki zbytu przede wszystkim w Rosji i w Azji, mówi Gerd Müller z ministerstwa rolnictwa: "Tam powstają się ogromne rynki wewnętrzne. Co drugi mieszkaniec naszej planety będzie tam żył i konsumował".
Aby rozszerzyć eksport niemieckiej żywności, zorganizowano w Berlinie spotkanie branży rolniczej i żywnościowej. 500 uczestników dyskutowało na konferencji o rozwoju gospodarczym regionów o rynkach zbytu i życzeniach konsumentów. Kiedy eksperci obradowali w ministerstwie spraw zagranicznych, na ulicy demonstrowały organizacje pomocy rozwojowej i ochrony środowiska przeciwko strategii eksportu niemieckiego ministerstwa rolnictwa. Protest skierowany był przede wszystkim przeciwko subwencjom eksportowym na mleko oraz mleko w proszku.
Eksport zniszczy rynek żywnościowy w Afryce
Thomas Rewe, ekspert do spraw rolnictwa z Kenii, będący doradcą Ewangelickiej Służby Pomocy Rozwojowej EED, krytykuje, że subwencjowane mleko w proszku z Niemiec zagraża egzystencji kenijskich rolników. „Z kilograma proszku można zrobić 8 litrów mleka, które kosztuje tylko 50 centów. Ten rodzaj subwencjonowanego eksportu nazywamy dumpingiem”- tłumaczy ekspert i dodaje, że „zniszczył on drobnych rolników na naszym własnym rynku wewnętrznym”.
Innego zdania jest Gerd Müller z ministerstwa rolnictwa, który uważa, że: „zarzuty, jakoby eksport zniszczył afrykańskie rynki, są absurdalne i nie odpowiadają rzeczywistości”. Jak zapewnia, ilość mleka i mleka w proszku, które eksportuje się do krajów spoza Unii Europejskiej, ogranicza się do 35 ton rocznie. "Ta ilość stanowi zaledwie 0,25 procent całej produkcji i wysyłana jest wyłącznie do tych państw, które zgłaszają zapotrzebowanie. Nie ma zatem mowy o przypadkach niszczenia lokalnej produkcji”.
Podwójna strata
Z takim ujęciem nie zgadzają się jednak organizacje pomocy rozwojowej. Jaskrawym przykładem jest Kamerun. Od kilku lat importuje się tam europejskie mleko w proszku. Spowodowało to, że miejscowi producenci mleka, wspierani przez organizację „Chleb dla świata” oraz Ewangelicką Służbę Pomocy Rozwojowej EED, przestają być konkurencyjni.
Dla Felixa Prinza von Löwensteina, rolnika ekologicznego oraz członka prezydium Zrzeszenia Żywności Ekologicznej „Naturland”, obecna produkcja mleka w Niemczech stanowi anomalię. Niemieccy rolnicy produkują zbyt dużo mleka, dlatego jego cena jest tak niska, że żaden z producentów nie jest w stanie z tego wyżyć. Natomiast paszę dla krów sprowadza się z Południowej Ameryki. - "Tam prowadzi się rabunkowy wyrąb lasów, by stworzyć pola pod uprawę soi pastewnej” - wyjaśnia Felix von Löwenstein. Krowy karmione soją dają rocznie 10.000 litrów mleka, a nawet i więcej. „Ponieważ rynek niemiecki ma nadprodukcję mleka, przerabia je na proszek i wysyła do Afryki, powodując podwójną stratę, jak na przykład w Kamerunie”.
Bettina Marx/ Alexandra Jarecka
Red.: Jan Kowalski