Rząd będzie subwencjonować samochody elektryczne
20 sierpnia 2009Samochody elektryczne są przyjazne środowisku, bo nie wydzielają gazów szkodliwych dla klimatu. Dla mieszkańców wielkich miast byłyby poza tym darem nieba, bo nie powodują tyle hałasu co benzynowe. Upłynie jednak jeszcze wiele lat, nim samochody o napędzie elektrycznym zaczną rzeczywiście przynosić ulgę ludziom i środowisku naturalnemu.
Jeżeli sprawdzą się plany i prognozy obecnego rządu w Berlinie, to za dziesięć lat na niemieckich drogach jeździć będzie co najmniej milion elektrycznych aut. Dla porównania: dziś zarejestrowanych jest w kraju 41 milionów samochodów osobowych, z tego tylko 1000 o wyłącznym napędzie elektrycznym.
Państwo pomaga
W takim kontekście milion to liczba dość skromna, ale i ta osiągalna jest jedynie przy wsparciu ze strony państwa. Do roku 2015 rząd federalny gotów jest przeznaczyć na subwencjonowanie samochodów elektrycznych około 700 milionów euro, przy czym 500 milionów pochodzi z puli rządowego programu zwalczania kryzysu gospodarczego. Część środków ma być przeznaczona na poprawę współpracy między przemysłem, nauką i polityką.
Ta może zaowocować na przykład w pracach rozwojowych nad bardziej efektywnymi bateriami. Obecnie są one drogie i mało wydajne. Przykład: pierwszy – od lipca dostępny na rynku japońskim - samochód osobowy Mitsubishi i-MiEV kosztuje 34 tysiące euro, ale jego zasięg nie przekracza 160 kilometrów; potem trzeba baterię na nowo ładować, co trwa siedem godzin.
Ładowanie baterii trwa za długo
Carolin Reichert z koncernu energetycznego RWE, drugiego pod względem wielkości producenta prądu elektrycznego w Niemczech, oczekuje, że w nadchodzących latach ładowanie baterii samochodowych skróci się do 20 minut – potrzebny będzie jednak prąd o znacznie wyższym napięciu niż normalny, z którego korzystają gospodarstwa domowe. Nie obejdzie się zatem bez inwestycji w rozwój sieci elektrycznych. Carolin Reichert nie wymienia konkretnych liczb, ale uważa, iż prognoza rządu federalnego jest zbyt ostrożna: jest przekonania, że w roku 2020 w Niemczech zarejestrowanych będzie około 2,5 miliona samochodów elektrycznych.
Różne możliwości ładowania baterii RWE będzie niebawem testować w Berlinie. Koncern energetyczny współpracuje z firmą APCOA, największą w Europie siecią parkingów i garaży. W ramach tej współpracy 20 wielkich parkingów w centrum Berlina wyposażonych zostanie w stacje ładowania baterii samochodowych. Tu „tankować” będą prąd elektryczny „Smarty", które w ramach testu postawił do dyspozycji koncern Daimlera. Po ulicach stolicy poruszać się będzie w pierwszej fazie 100 „Smartów” o napędzie elektrycznym.
Testy w Niemczech
Obok Daimlera także BMW ma w programie samochody elektryczne w wersji testowej. Tak zwany „Mini E” testowany jest aktualnie na ulicach Monachium, Berlina oraz w niektórych miastach w Szkocji i USA. Koncern nie podaje jednak, kiedy samochodowy osobowe BWM wejdą do masowej produkcji. Konkurent Daimler zdaje się mieć bardziej konkretne plany. W połowie maja przejął 10 procent udziałów amerykańskiego producenta samochodów elektrycznych Tesla. Daimlerowi zależy w tym wypadku zwłaszcza na dostępie do technologii produkcji baterii. Do masowej produkcji samochody sportowe Tesla o napędzie elektrycznym na razie jednak się nie nadają: cena jednego egzemplarza przekracza 100 tysięcy dolarów.
Bilans ekologiczny
Czy samochody o napędzie elektrycznym okażą się postępem ekologicznym, zależeć będzie od tego, na jakich źródłach energii opierać się będzie produkcja prądu elektrycznego. Michael Carus z Instytutu Ekologii i Innowacji Nova uważa, że dodatkowe zapotrzebowanie pokryć może prąd z odnawialnych źródeł energii. Ekspert obliczył, że nawet jeżeli udział rynkowy samochodów o napędzie elektrycznym osiągnie 50 procent, ogólne zapotrzebowanie na prąd wzrośnie o co najwyżej 10 procent. „Tę różnicę pokryć może bez problemu prąd ekologiczny” – uważa Michael Carus. Nota bene to jego Instytut był w czerwcu w Bonn gospodarzem pierwszego ogólnokrajowego kongresu poświęconego pojazdom o napędzie elektrycznym.
(bs/jr/dw/dpa/rtr)