1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Słowacja: „Dziennikarkę Monikę Tódovą znów śledzą”

16 stycznia 2021

Po trzech latach znów ktoś śledził znaną słowacką dziennikarkę śledczą. Międzynarodowy Instytut Prasowy w Wiedniu (IPI) mówi o „groźnej sytuacji dla dziennikarzy na Słowacji”.

Protesty w imię wolności prasy w Bratysławie w 2018 roku
Protesty w imię wolności prasy w Bratysławie w 2018 rokuZdjęcie: Juraj Bartoš

Monika Tódová jest  jednym z najważniejszych źródeł informacji o naruszeniach praworządności w Słowacji.

Najpierw pracowała w gazecie „SME”. Kiedy wydającą ten dziennik spółkę Petit Press przejęła w 2014 roku Penta, jedna z dwóch najsilniejszych grup kapitałowych na Słowacji, dziennikarka znalazła się wśród tych, którzy odeszli z redakcji i założyli nowe pismo „Denník N”. I tam znów stała się niewygodna zarówno dla prowadzących podejrzane interesy słowackich przedsiębiorców, jak i czołowych polityków ówczesnej partii rządzącej Smer-SD (Kierunek-Socjaldemokracja), a zwłaszcza dla premiera Roberta Ficy i ministra spraw wewnętrznych Roberta Kaliniaka.

Uprowadzony Wietnamczyk…

Tódová jest na przykład autorką artykułu z 2018 roku, który powstał dzięki współpracy z „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Jest to drobiazgowy opis uprowadzenia rok wcześniej z Berlina do Wietnamu przedsiębiorcy Trinha Xuana Thanha, który dostał w Niemczech azyl polityczny.

Operacja się powiodła, ponieważ minister Kaliniák dwukrotnie udostępnił rządowy samolot porywaczom z oficjalnej delegacji wietnamskiej, najpierw na trasie Praga-Bratysława, a potem Bratysława-Moskwa. Odurzonego mężczyznę wprowadzono na pokład jako rzekomo pijanego członka delegacji. „Nasza wspaniałomyślność mogła zostać wykorzystana”, przyznał w końcu Kaliniák.

Między innymi za ten tekst Tódová dostała „Białą Wronę” – nagrodę dla ludzi broniących prawdy, sprawiedliwości i interesu publicznego.

…i zamordowany dziennikarz

W środku dziennikarka śledcza Monika Tódová przemawiająca na wiecu w Bratysławie w drugą rocznicę zabójstwa Jana Kuciaka i Martiny KusnirovejZdjęcie: DW/A. M. Pedziwol

Monika Tódová napisała też niezliczone teksty o zabójstwie dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kusznírovej, śledztwie i procesie ich mordercy, jego pomocnika, pośredników i podejrzanego o zlecenie zbrodni (i uniewinnionego w pierwszej instancji) Mariana Kocznera.

Od kilku miesięcy zajmuje się policyjno-prokuratorskimi akcjami, w ramach których za kratami znaleźli się sędziowie, prokuratorzy, byli szefowie policji (z których jeden w ostatnich dniach ubiegłego roku popełnił w więzieniu samobójstwo), oraz przedsiębiorcy. To zresztą też pokłosie tego mordu na Kuciaku, który wstrząsnął całą Słowacją.

Bardzo poważna sprawa

Kiedy więc jej redakcyjny kolega Miro Kern opublikował w środę 13 stycznia na łamach „Denníka N” artykuł o tym, że „dziennikarkę Monikę Tódovą znów śledzą”, a nazajutrz zastanawiał się, kto ją śledził, dzwonki alarmowe rozległy się nie tylko w budynkach rządowych w Bratysławie. I choć słowacki minister spraw wewnętrznych Roman Mikulec natychmiast zapewnił, że zleci śledztwo w tej kwestii, to jednak rezydujący w Wiedniu Międzynarodowy Instytut Prasowy (IPI) i tak opublikował na swojej stronie internetowej tekst zaczynający się od słów: „IPI zwraca uwagę na mroczną historię inwigilacji dziennikarki na Słowacji i wzywa do przeprowadzenia dokładnego dochodzenia w tej sprawie.”

– To bardzo poważna sprawa, że dziennikarka jest śledzona, także w życiu prywatnym – mówi DW wicedyrektor IPI Scott Griffen. Podkreśla, że należy to postrzegać w kontekście faktu, że dziennikarze na Słowacji byli śledzeni już trzy lata temu. A jeden z nich został zamordowany.

Szpiclowanie pod Tatrami

Przed domem, w którym podczas urlopu w Tatrach na początku stycznia przebywała Tódová, przez „co najmniej dwa dni” stała czarna kia sorento, a jej kierowca przez osiem godzin dziennie obserwował i fotografował ten budynek. Kiedy na drugi dzień pojawiło się jeszcze suzuki na bratysławskich numerach, którego kierowca też obserwował dom, jego właściciel wezwał policję. Funkcjonariusze ukarali kierowcę kii za naruszenie zakazu wychodzenia, ale nie zdradzili jego tożsamości. Tódová sfotografowała jednak i samochód, i kierowcę. Okazało się, że auto należy do właścicielki salonu Kia w Bardejowie, powiązanej według „Denníka N” z bliskim przyjacielem Roberta Kaliniáka, a mężczyzna to jej zięć, co sama przyznała.

Drugiego pojazdu policja nie zdołała skontrolować. Suzuki ulotniło się, gdy funkcjonariusze kontrowali kię sorento. Tódovej ten pojazd nie był nieznany. Jeździł już za nią po ulicach Bratysławy.

Dopóki panuje bezkarność…

Rok temu 15 stycznia 2020 roku, na procesie w sprawie zabójstwa Jána Kuciaka, zeznawał Peter Tóth, przyjaciel Kocznera, były dziennikarz i były funkcjonariusz słowackiego kontrwywiadu SIS. Przyznał, że stworzone przezeń na zlecenie siedzącego na ławie oskarżonych Kocznera „komando śledcze” szpiclowało nie tylko Kuciaka, ale i innych dziennikarzy, w tym Monikę Tódovą. Ta akcja miała się zacząć w kwietniu lub maju 2017 roku, a zakończyć się – jak zeznał jeden z członków jego komanda – „chyba w kwietniu 2018 roku”, już po zamordowaniu Kuciaka.

Słowacja. Jak morderstwo Kuciaka może wpłynąć na wybory?

04:12

This browser does not support the video element.

– Nie ma żadnych dowodów, żeby istniał jakiś związek między śledzeniem Tódovej, a szpiclowaniem dziennikarzy w latach 2017-18 – przyznaje wicedyrektor IPI. – Ale wydarzenia z tamtego okresu pokazują, że incydenty te należy traktować bardzo poważnie. Tym bardziej, że zleceniodawca zabójstwa Jána Kuciaka wciąż nie został pociągnięty do odpowiedzialności. 

– A dopóki tak jest, dopóki ta bezkarność panuje, nadal mamy bardzo poważną sytuację. Mamy do czynienia z niewyjaśnionym w pełni zabójstwem dziennikarza i dlatego należy mówić o wciąż bardzo groźnej sytuacji dla dziennikarzy na Słowacji – mówi Scott Griffen w rozmowie z DW.