Słowacja po wyborach: Koniec pewnej epoki
1 marca 2020„To interesujące i być może znaczące, że właśnie dziś jest setna rocznica przyjęcia pierwszej demokratycznej konstytucji na naszym terytorium, która zapewniała powszechne prawo wyborcze, również dla kobiet”, powiedziała słowacka prezydentka Zuzana Czaputová po głosowaniu w Pezinku, gdzie mieszka. I właśnie w ten dzień obywatele Słowacji zadecydowali, że przyszedł czas na zmianę.
Antykorupcyjna rakieta Zwyczajnych Ludzi
Co czwarty wyborca oddał swój głos na partię Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości (OĽaNO). To ogromny sukces, zważywszy, że nieco ponad pół roku temu jej notowania były czterokrotnie niższe, a potem powoli pięły się górę. Zwyczajni Ludzie przyspieszyli jednak na ostatniej prostej, kiedy to pierwszy lutowy sondaż przyniósł im wynik o połowę wyższy niż badania styczniowe.
To wielki sukces przywódcy tej partii Igora Matovicza, który od początku swej kariery parlamentarnej przed dziesięciu laty postawił na właściwego konia, czyli walkę z korupcją. Jak stwierdziła agencja Focus, która przeprowadziła badania exit poll dla prywatnej telewizji Markiza, zaangażowanie w walkę z korupcją było dla niemal co trzeciego wyborcy decydującym argumentem, na kogo oddać głos. Partyjnym programem kierował się prawie co czwarty głosujący, co dziesiąty dokonywał wyboru mniejszego zła, a dla każdego jedenastego najważniejsza była osoba lidera.
Zbrodnia, która otworzyła oczy
Co znaczy korupcja słowaccy wyborcy zobaczyli bowiem za sprawą tragedii sprzed dwóch lat, kiedy zostali zamordowani dziennikarz śledczy Ján Kuciak i jego narzeczona Martina Kusznírová. Najpierw śledztwo, a potem rozpoczęty pod koniec grudnia ubiegłego roku i kontynuowany w styczniu procesprzeciwko oskarżonemu o zlecenie tej zbrodni przedsiębiorcy Marianowi Kocznerowi i jego wspólnikom, otworzył im oczy. I wtedy zobaczyli kraj, w którym zorganizowana przestępczość przenika w struktury państwa. Ujrzeli przedsiębiorcę kupującego polityków, sędziów, prokuratorów, policjantów i dziennikarzy. Poznali człowieka przekonanego do tego stopnia o swojej bezkarności, że być może nie było dla niego żadnym problemem zlecenie zamordowania niewygodnego dziennikarza, który odsłaniał jego machinacje.
Nazbyt optymistyczne sondaże
Ale jedna czwarta głosów i 53 mandaty nie zapewnią OĽaNO samodzielnego rządzenia. Matovicz będzie potrzebował koalicjantów. Z ostatnich przedwyborczych sondaży wynikało, że ich nie zabraknie. Prognozowały one, że do parlamentu wejdą jeszcze trzy lub cztery partie demokratycznej opozycji.
Jeszcze bardziej korzystne były wyniki obu exit polli przedstawione po zamknięciu ostatnich dwóch lokali wyborczych godzinę przed północą. Wyglądało na to, że opozycja demokratyczna może zgarnąć dwie trzecie mandatów w jednoizbowym parlamencie Słowacji i pytaniem będzie raczej, jak szeroką tworzyć koalicję.
Być może właśnie nazbyt optymistyczne wyniki sondaży uśpiły czujność wyborców.
Nieoczekiwana przegrana liberałów
Tymczasem w miarę spływania wyników z komisji wyborczych stawało się coraz bardziej jasne, że dwóm z pięciu opozycyjnych ugrupowań nie uda się przekroczyć progów wyborczych. Z tym, że Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny (KDH) może nie osiągnąć pięciu procent głosów, liczono się od początku. Tak stało się cztery lata temu, a i tym razem sondażowe notowania tego ugrupowania cały czas oscylowały wokół tej granicy.
Ale że na siedmioprocentowym progu potknie się liberalna koalicja partii Postępowa Słowacja i Razem (PS/Spolu), tego mało kto się spodziewał, mając w pamięci, że to z pierwszej z nich przed niespełna rokiem wyszła prezydentka Czaputová, a w maju obie już w koalicji wygrały wybory do Parlamentu Europejskiego, zdobywając poparcie jednej piątej głosujących. Tym razem liberałowie uzyskali 6,96 procent. Dostali 200.780 głosów.
Matovicz chce większości konstytucyjnej
W rezultacie zamiast trzech lub nawet czterech partnerów do koalicji Zwyczajni Ludzie mają tylko dwóch – liberalną partię Wolność i Solidarność SaS byłego przewodniczącego słowackiego parlamentu Richarda Sulíka, która zdobyła 13 mandatów, oraz Na rzecz Ludzi (Za ľudí) poprzedniego prezydenta Słowacji Andreja Kiski, która będzie mieć 12 posłów. Łącznie te trzy ugrupowania zdobyły 77 mandatów w Radzie Narodowej Republiki Słowackiej – o jeden więcej niż najmniejsza większość bezwzględna w liczącym 150 posłów parlamencie.
Nie dziwi więc, że Igor Matovicz jest zainteresowany jeszcze jednym partnerem – ugrupowaniem Jesteśmy Rodziną (Sme rodina), które wprowadziło do izby 17 posłów. To partia chrześcijańska, ale bardzo specyficzna: na jej czele stoi Boris Kollár, który jest kawalerem, ale ma dziesięcioro dzieci z ośmioma kobietami. Dołączenie tej partii do koalicji oznaczałoby, że rząd Matovicza miałby za sobą 95 posłów, czyli większość konstytucyjną.
Nim gruby schudnie, to chudy umrze
Znacznie liczniejsze od zwycięzców jest grono przegranych tych wyborów. Na jego czele stoi rządząca od 14 lat – z dwuletnią przerwą na lata 2010-12 – partia Kierunek-Socjaldemokracja (Smer-SD) byłego premiera Roberta Fica, który ją wymyślił 21 lat temu. Już w 2002 roku stała się ona trzecią partią w słowackim parlamencie; po następnych czterech latach wygrała wybory, a jej szef po raz pierwszy objął ster rządu.
Kolejne wybory przyniosły Smerowi jeszcze lepszy wynik, ale tym razem zabrakło koalicjantów, z którymi Fico by mógł stworzyć gabinet. Jednak już w 2012 roku triumfalnie wrócił do władzy. Ponad 44 procent głosów dla Smeru pozwoliło mu rządzić samodzielnie. Ostatni raz wygrał cztery lata temu, ale już nie tak wyraźnie i musiał szukać partnerów. Stworzył koalicję zdałoby się niemożliwą: z nacjonalistyczną Słowacką Partią Narodową (SNS) oraz słowacko-węgierską partią Most-Hid.
I stało się zgodnie z powiedzeniem „nim gruby schudnie, to chudy umrze”. Smer przegrał te wybory i spadł na drugie miejsce w izbie, ale jego koalicjanci przepadli z kretesem. SNS zyskał nieco ponad trzy procent, Most-Hid odrobinę więcej niż dwa procent. Przewodniczący tej ostatniej partii Bela Bugar zapowiedział swoją dymisję.
Co więcej, zgodnie z przedwyborczymi sondażami, do parlamentu nie dostała się także druga partia węgierska MKÖ-MKS, której do sukcesu zabrakło troszkę więcej niż jeden procent głosów. I tak po raz pierwszy od powstania niezależnej Słowacji, w parlamencie nie znajdzie się żadna partia węgierskiej mniejszości, która stanowi osiem procent ludności tego kraju.
Dobra nowina
I choć nie wszystko potoczyło się tak, jak tego pragnęli słowaccy demokraci, wszystkich ich ucieszył gorszy od oczekiwanego wynik neofaszystowskiej Partii Ludowej Nasza Słowacja (ĽSNS) Mariana Kotleby, która zyskała prawie osiem procent głosów i 17 posłów. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się bowiem, że będzie ich dwa razy więcej, a nawet, że mogą oni wygrać te wybory.