Słyszałaś mamo? Nasz Bergoglio jest nowym papieżem!
24 kwietnia 2025
Czerwony terminarz ojca Walter Pester znalazł podczas porządkowania domu. Jeden z wielu identycznych, na każdy z wielu lat życia ojca. Pod każdym dniem Erwin Pester zapisywał szczegółowo plany, obowiązki i wydarzenia. W tym czerwonym, z 1986 roku, na poniedziałek 4 sierpnia, zaplanował karmienie królików, zakup kartofli i szparagów oraz przyjazd „księdza z Argentyny”.
Nazwiska pan Pester nie zapisał, zapewne było za trudne. Zresztą nic mu nie mówiło. Ot, jeden z zagranicznych studentów Instytutu Goethego, którym rodzina podnajmowała pokoje na czas kursu językowego. Bywali bardziej egzotyczni, nawet Tajlandczycy, czy Australijczycy. Dopiero po latach syn Erwina, Walter, nalepi na terminarzu z 1986 roku naklejkę z napisem „Papst Bergoglio”, „Papież Bergoglio”, i odłoży go z innymi pamiątkami po pobycie księdza. Bo skromny, argentyński student 27 lat po pobycie u państwa Pesterów w Niemczech stał się głową katolickiego Kościoła.
„Ten argentyński kardynał u nas mieszkał"
Rothenburg ob der Tauber to małe miasteczko w Bawarii. Małe, ale znane. – Mamy 11 tysięcy mieszkańców, ale nawet 500 tys. noclegów turystów rocznie – opowiada Robert Nehr z centrum informacji turystycznej.
Średniowieczna twierdza z szachulcowymi domami i licznymi historycznymi kościołami, obecnie przejętymi przez protestantów, przyciąga ludzi z całego świata. W mieście do 2005 roku w budynku dawnego klasztoru – nomen omen franciszkanów – mieścił się Instytut Goethego, znana publiczna instytucja, popularyzująca język i kulturę niemiecką. To na organizowany przez niego kurs językowy trafił 49-letni prezbiter z Argentyny. To nie był jego pierwszy pobyt w Niemczech. Od lat siedemdziesiątych regularnie przyjeżdżał na kursy językowe i krótkie pobyty służbowe. Niemiecki znał już wtedy dobrze. Tym razem kurs miał być wstępem do doktoratu z teologii na uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem.
– Słyszałaś mamo? Nasz Bergoglio jest nowym papieżem – Walter Pester krzyczy przez telefon do mamy 13 marca 2013 roku. W telewizji właśnie ogłoszony został wynik konklawe. Walter jest poruszony. Jakby nie było, rzadko się zdarza, żeby znajomy został papieżem.
Frieda Pester jest już mocno schorowana, jest grubo po dziewięćdziesiątce, mieszka w domu seniora. Telewizje ogląda. I jest święcie przekonana, że w mowie powitalnej Franciszek, które to imię wybrał dla siebie jej dawny lokator, pozdrawia właśnie ją. Przecież machał tak, jak na pożegnanie w Rothenburgu, charakterystycznie kręcąc nadgarstkiem, a nie poruszając przedramieniem.
Walter Pester nie poznał osobiście Jorge Mario Bergoglio. W tym czasie pracował i mieszkał w Berlinie. Rodzice coś tam o Argentyńczyku wspominali, jak o wielu innych swoich lokatorach – ale to, że ten stał się wyjątkowo znany, Walter zrozumiał dopiero w 2005 roku. Jorge Mario Bergoglio był wtedy już kardynałem, jednym z tych, którzy brali udział w wyborze Benedykta XVI, papieża z Niemiec. Erwin Pester, ojciec Waltera, protestant, był chyba bardziej pod wrażeniem tego, że znał osobiście wybierającego, niż tego, kto został wybrany. „Ten argentyński kardynał u nas mieszkał”, tak powiedział – wspomina Walter. Erwin niedługo potem umarł, nie doczekał momentu, aż ich student sam zostanie papieżem.
Wielkanocna kartka z Buenos Aires
Kiedy mama przeniosła się do domu opieki, Walter z bratem postanowili uporządkować szpargały, które przez lata nagromadziły się w domu. I trafił nie tylko na terminarze ojca, ale i kartki z całego świata. – Przeważnie studenci przez jakiś czas się odzywali, dziękowali, przysyłali życzenia z okazji świąt – mówi. – Mama je chowała na pamiątkę.
I tak ocalała pocztówka wielkanocna z Buenos Aires, z kwietnia 1987, wsunięta w starą Biblię. Pocztówka musiała być zabrana jeszcze z Niemiec, z niemieckimi nadrukowanymi życzeniami na awersie („Chrystus nie jest za nami jako nasza przeszłość, ale przed nami, jako nasza przyszłość, nasza nadzieja”) i odręcznie napisanym piórem tekstem z drugiej: „Miło wspominam dni, które z wami spędziłem. Życzę szczęśliwej Wielkanocy!”. I jeszcze słowa, które będzie potem często powtarzał, jako papież: „Modlę się za was; módlcie się za mnie!”.
Przyszły papież zamieszkał na parterze piętrowego, żółtego domu przy wąskiej Judenstrasse, ulicy Żydowskiej, uliczce jakich wiele na rothenburskim starym mieście. Do Instytutu Goethego miał stąd kilka minut drogi na piechotę. W małym pokoju, o powierzchni 9 metrów kwadratowych, miał łózko, szafę i witrynę, którą pani Pester zawsze wypełniała książkami i broszurami o mieście i Bawarii. Miał do wyboru większy pokój, ale wybrał ten. Podobno powiedział, że każda przestrzeń jest wystarczająca, jak wspomina Walter słowa ojca – ale zapewne rolę odegrało też to, że pokój był cichszy, z widokiem na zieleń. Frieda Pester nie wchodziła do środka, ale przez szybę w drzwiach widziała często migający płomień, być może płomień świecy.
– Mama uważała, że Bergoglio się wtedy modlił lub medytował w ciszy – mówi Walter. Ogólnie był skromny, cichy i – co nie zawsze jest oczywiste u studentów, jak mówiła pani Pester – zawsze sprzątał po sobie. Kuchnię i łazienkę dzielił z innym studentem Instytutu Goethego, Syryjczykiem (jego przyjazd w tym samym tygodniu Erwin Pester też odnotował w kalendarzyku).
Dziś ten pokój wygląda inaczej, Walter go odnowił i zachował tylko starą szafkę nocną, ale archiwalne zdjęcie argentyńskiego duchownego jest na tablicy pamiątkowej na zewnątrz budynku. Dla zainteresowanych. Bo od czasu, kiedy były student stał się papieżem, dom Pesterów przy Judenstrasse stał się jedną z atrakcji turystycznych miasteczka.
– Tu niedaleko jest fragment muru średniowiecznego i historyczna mykwa żydowska. Przewodnicy prowadzą tą trasą i coraz częściej zbaczają też do nas – opowiada Walter. I ma wrażenie, że to, że chodzi o znaną wszystkim, współczesną postać, a nie jakieś historyczne osobistości z zamierzchłych czasów, jest dla ludzi ciekawsze.
Również dla mieszkańców, choć ci – pomimo, że Rothenburg leży w kojarzonej jako katolicka Bawarii, są w większości protestantami i papieża za przywódcę duchowego nie uznają. Ale sława to sława.
Szczery uśmiech papieża
Papież Franciszek nie zapomniał o swoich niemieckich gospodarzach. Kiedy pielgrzymka z regionu pojechała do Watykanu i przewodzący jej ksiądz pokazał artykuł o Franciszku z bawarskiej gazety ze zdjęciem pani Friedy i wielkanocną pocztówką z Buenos Aires, prasowy fotograf uchwycił szczery uśmiech na twarzy papieża.
A kiedy w 2016 roku obchodził osiemdziesiąte urodziny, diecezja w Wuerzburgu, pod którą podlegała katolicka parafia w Rothenburgu, postanowiło przygotować dla Franciszka prezent: kosz ze specjałami z regionu, ale i list. Do dołączenia do listu zaproszono Waltera – jego mama, Frieda, zmarła parę miesięcy wcześniej. Walter życzył więc osobiście papieżowi wszystkiego najlepszego, jako syn Pesterów.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
Parę miesięcy później dostał za pośrednictwem biskupstwa odpowiedź. Pomiędzy standardowymi akapitami podziękowań i prośbami o modlitwę znalazł się bardziej osobisty, z odniesieniem do rodziny Pesterów. O tym, że papież pamięta pobyt, że wiedział o wcześniejszej śmierci pana Pestera i że modli się za oboje małżonków. Tym razem kartka podpisana była takim samym drobnym pismem, ale jako „Franciszek”.
– I te wydarzenia były dla mnie bardzo osobiste i poruszające, że wie i pamięta – mówi Walter Pester. I teraz właśnie to wspomnienie o papieżu Franciszku, „księdzu z Argentyny” zostanie z nim.