Samochody elektryczne na IAA 2013
13 września 2013W 2009 Niemcy przyjęły "narodowy plan rozwoju elektromobilności". Do roku 2020 po niemieckich drogach ma jeździć milion pojazdów z napędem elektrycznym. Mało kto wierzy, że to się uda. W tej chwili udział samochodów "na baterię" w ruchu wynosi niecałe 0,2 procent.
Super Opel
Choć droga do niemieckiej elektromobilności wciąż jest wyboista i kręta, żaden z poważnych wystawców na salonie we Frankfurcie nie może sobie dziś pozwolić, aby na jego stoisku zabrakło auta na prąd. Najwięcej uwagi przykuwa studyjny model Opla "Monza". Nic dziwnego. Ten futurystyczny pojazd nie tylko pokazuje kierunek rozwoju stylistyki nadwozi i wnętrza, ale także możliwości technologiczne współczesnego przemysłu motoryzacyjnego. To super auto ma tylko jedną wadę. Raczej nie wejdzie do produkcji seryjnej, przynajmniej w takiej formie a na pewno nie będzie produkowana wersja "Monzy" z silnikiem elektrycznym. Po co w takim razie tyle medialnego szumu?
Pytanie jest uzasadnione. Tym bardziej, że z boku, skromnie, stoi Opela "Ampera". Pierwszy, europejski samochód osobowy z napędem hybrydowym produkowany seryjnie. Mało kto się nim interesuje. Dziennikarze oblegają odlotową "Monzę". Zgoda, "Ampera" nie jest gwiazdą tegorocznego salonu, ale to ciekawy samochód, niewiele ustępujący pierwszej na świecie hybrydzie w postaci Toyoty "Prius", która od swej premiery w 1997 roku zrobiła niesłychaną karierę i stała się wręcz synonimem pojazdu z podwójnym napędem spalinowo-elektrycznym.
- Ampera sprzedaje się dobrze - informuje szef Opla, Karl-Thomas Neumann. Jak dobrze, tego zdradzić już nie chce. Mówi za to, że w tej wersji, w jakiej trafi do salonów sprzedaży po wystawie IAA, będzie kosztować 8.000 euro mniej. To dobra wiadomość, ale ten samochód wciąż kosztuje przynajmniej 38.000 euro.
Za drogie
Najlepszej odpowiedzi na wciąż ponawiane pytanie, kiedy e-auta staną się konkurencyjne wobec samochodów z silnikiem spalinowym, udzielił Stefan Bratzel, dyrektor naukowy Centrum Zarządzania Ruchem Kołowym w Bensbergu w Nadrenii Północnej-Westfalii: "Dopóki samochody elektryczne będą dwukrotnie droższe od zwykłych, dopóty nie staną się produktem masowym". Ale tej prawdy nie wszyscy chcą przyjąć do wiadomości.
Są jednak pierwsze, obiecujące oznaki nowego podejścia do elektromobilności ze strony znanych producentów aut. Co więcej napotykają przychylne reakcje potencjalnych klientów. Przykład? Ich wypowiedzi na temat dwóch modeli BMW: i3 oraz i8, nie będących przeróbkami produkowanych już seryjnie modeli tej marki, tylko samochodami zaprojektowanymi od początku jako auta o napędzie elektrycznym.
Wśród obecnych na IAA we Frankfurcie specjalistów z branży motoryzacyjnej krąży opinia, że właśnie te dwa samochody z logo BMW na masce zmusiły Opla do obniżenia ceny za "Amperę". To pełnowartościowe pojazdy, o atrakcyjnej stylistyce. Na ten aspekt wskazuje z uznaniem wspomniany wyżej dyrektor Bratzel: - Te samochody muszą być na tyle atrakcyjne, żeby ludzie chcieli na nie wydać trochę więcej pieniędzy - mówi.
Za mały zasięg
Temu twierdzeniu, będącemu częstym argumentem przeciwko kupnie samochodu na prąd, można dziś śmiało zaprzeczyć. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nowe modele takich pojazdów, na przykład Renault ZOE, bez kłopotów pokonują na jednym ładunku baterii 200 kilometrów, a po drugie dlatego, że jak wynika ze statystyk, aż 80 procent kierowców przejeżdża dziennie nie więcej niż 50 kilometrów. Maksymalny zasięg nie jest więc dla nich sprawą decydującą.
To wszystko prawda, ale zwyczaje kierowców niełatwo jest zmienić. Zwłaszcza kierowcy w starszym wieku nadal zajeżdżają na stację benzynową, kiedy strzałka paliwomierza zbliża się do połowy skali. Dolewają do pełna i znowu czują się bezpiecznie. Samochody "na 50 kilometrów" są nie dla nich. Ale młode pokolenie myśli inaczej. Renault ZOE kosztuje 22.000 euro. Jak na auto na prąd, to niewiele i może stać się atrakcyjnym samochodem miejskim dla młodych ludzi nastawionych proekologicznie.
Także BMW i3 wygląda na interesującą alternatywę. "W ciągu zaledwie paru tygodni aż 90.000 osób zgłosiło się do nas na jazdę próbną tym modelem", mówi z zadowoleniem prezes firmy Norbert Reithofer.
Szef niemieckiego oddziału koncernu Forda, Bernhard Mattes, zwraca uwagę na coś innego. W jego przekonaniu elektromobilność ma szansę pod warunkiem większego niż do tej pory wsparcia przemysłu samochodowego ze strony polityki. "Nie powinniśmy zabiegać o subwencje" twierdzi, ale przyznaje, że oczekuje działań podnoszących atrakcyjność pojazdów elektrycznych w oczach klientów. Jakich działań? Na przykład bodźców podatkowych.
Do końca przyszłego roku na rynku pojawi się 16 nowych modeli samochodów elektrycznych "Made in Germany". Zarząd grupy VW jest zdania, że do końca roku 2018 Volkswagen sprzeda 100.000 samochodów na prąd. Byłby to poważny sukces, gdyby nie fakt, że owe sto tysięcy, to zaledwie jeden procent rocznej sprzedaży pojazdów tej marki na całym świecie. Auta na prąd wciąż są produktem niszowym.
Sascha Quaiser / Andrzej Pawlak
red. odp.: Elżbieta Stasik