1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Sebastian Władarz: Europejczyk z Gliwic, polityk z Północnej Nadrenii-Westfalii

9 maja 2011

Ratingen to swoiste poletko doświadczalne Sebastiana Władarza, polityka komunalnego młodego pokolenia zafascynowanego integracją europejską. Urodził się w Gliwicach tak jak jego idol, Jerzy Buzek.

Sebastian Władarz i Jerzy BuzekZdjęcie: Ralph Sondermann
Sebastian Władarz z sali obrad Rady Miejskiej z dumą pokazuje na RatingenZdjęcie: DW

Unia Europejska to kontekst politycznej działalności Gliwiczanina z Ratingen, 35-letniego Sebastiana Władarza. W Ratingen, w powiecie Mettmann, mieszka wielu Górnoślązaków. Mieści się tam też znane Muzeum Górnego Śląska, z cennymi zasobami dziedzictwa kulturowego tego regionu, „przez stulecia na wskroś europejskiego”, zaznacza Sebastian Władarz. I dlatego, to oczywiste, jak mówi, jego zainteresowania polityczne i osobiste krążą wokół Europy. „Nie poznałem jeszcze żadnego innego regionu porównywalnego z Górnym Śląskiem, który byłby bardziej europejski i mógłby być lepszym motorem integracji Polski w Europie”.

Sympatie europejskie Gliwiczanin manifestuje na własnym portalu internetowym. Na zdjęciu pozuje uśmiechnięty na tle europejskiej flagi, spod której wyłaniają się barwy biało-czerwone Polski i czarno-czerwono-złote Niemiec. Obok Jerzy Buzek, najsławniejszy krajan młodego polityka z Ratingen, prezentuje się na tle sali obrad Parlamentu Europejskiego, którego jest przewodniczącym. Sebastian Władarz ma jeszcze kilku innych idoli. Nie bez dumy wymienia prof. Irenę Lipowicz i prof. Jana Olbrycha, też z Górnego Śląska, ale również Helmuta Kohla i Richarda von Weizsaeckera.

Oberschlesien - historyczny region w Europie

Sebastian Władarz przed Muzeum Górnego Śląska z wujkiem Hansem Polokiem i pracownikiem muzeum, Markiem Rudkowskim.Zdjęcie: DW

Sebastian Władarz miał 12 lat, kiedy przyjechał do Niemiec. Jego dziadkowie wyjechali tam wcześniej. Tak się złożyło, że był to dzień ogłoszenia stanu wojennego w Polsce. Do dziś pamięta on 13 grudnia 1981 roku. Dziadkowie siedzieli już w przedziale, kiedy nagłe z dworcowych megafonów ktoś wezwał wszystkich Polaków do opuszczenia pociągu. Babcia Sebastiana Władarza zerwała się z miejsca. Ale dziadek zatrzymał ją przypominając, że przecież dostali papiery w jedną stronę i odebrano im polskie obywatelstwo.

W Niemczech Sebastian Władarz zamieszkał z rodzicami w Ratingen w Nadrenii Północnej-Westfalii. I mieszka tu po dziś dzień. Kiedy Polska odzyskała niepodległość, wtedy zaczął się angażować na „rzecz Europy” - tak jak „wielki Europejczyk Jerzy Buzek”. Gliwiczanie mają to we krwi, zaznacza Sebastian Władarz. Pamięta, jak Jerzy Buzek, otrzymując honorowe obywatelstwo Gliwic powiedział „Przecież my zawsze tu, w Gliwicach, budowaliśmy naszą Europę”.

To publiczne utożsamianie się polskiego europolityka z rodzinnym Górnym Śląskiem i jego europejskimi tradycjami imponuje Sebastianowi Władarzowi. Pamięta też, jak Jerzy Buzek odbierając Nagrodę Nadrenii Północnej-Westfalii w imieniu Parlamentu Europejskiego powiedział o sobie: „I'm from Oberschlesien” a nie „I'm from Upper Silesia”. „Oberschlesien” jest nazwą historycznego regionu, europejskiego regionu. „Bardzo mi to wtedy zaimponowało. Jako jedyny na sali, biłem brawo. Potem dołączyli inni, chociaż chyba nie wiedzieli, dlaczego klaszczę. Ale to była dla mnie ważna sprawa” - mówi.

Ratingen – poletko doświadczalne integracji europejskiej

Sebastian Władarz na tle godła powiatu MettmannZdjęcie: DW

Niektórym może się wydawać dziwne, śmieje się Gliwiczanin z Ratingen, że on, polityk komunalny, mówi jak poseł do Parlamentu Europejskiego. Ale przecież, wyjaśnia, „Europa jest wszędzie tam, gdzie ja jestem. Europa jest stale ze mną, nawet tu w ratuszu, w Ratingen, czy w powiecie Mettmann. Europa jest wszędzie”.

Z tego też powodu Sebastian Władarz zaangażował się w swoim środowisku lokalnym w ostatnią kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego, obawiając się, że frekwencja wyborcza będzie znowu niska i „ludzie zaczną pytać, czy ci posłowie w ogóle mają legitymację w Brukseli?”. Dlatego razem z europosłami z regionu wiele razy rozmawiał przy kawie i ciastkach ze zwykłymi obywatelami o Unii Europejskiej. Jego intencją było uzmysłowienie im, że każdy człowiek na co dzień ociera się o Europę. „To było bardzo fajne doświadczenie. I tu u nas była Europa”. Ubolewa, że w gruncie rzeczy ludzi mało to interesuje. Ale nie daje za wygraną tłumacząc, że „przecież Europa jest tym, co z niej robią jej obywatele, a w ich imieniu politycy”. Gliwiczanin wierzy, że wizerunek Europy da się zmienić, ale trzeba pozyskać sympatyków dla integracji europejskiej na szczeblu lokalnym. „I to jest właśnie sedno mojej działalności” - podkreśla.

Sebastian Władarz zapytany, czy planuje karierę europosła, śmieje się i odpowiada bez wahania: „Nie jestem osobą, która planuje karierę polityczną. Wszystko, co osiągnąłem jest owocem mojej długoletniej działalności”. Nie ma na razie miejsca w jego planach na Parlament Europejski, ale PE to „to fajna sprawa”, mówi, bo europosłowie mają większy wpływ na dalszy rozwój Europy.

Sebastian Władarz we wnętrzach Muzeum Górnego ŚląskaZdjęcie: DW

O polityku Sebastianie Władarzu Ślązacy w Ratingen mówią, że jest „niewyniosły, można z nim pogadać, a nawet pośpiewać w chórze". Jego pasją jest muzyka klasyczna i gotowanie – przy tym się relaksuje. Brakuje mu natomiast coraz bardziej czasu na sport, ale to ma się w tym roku zmienić.

Działalność polityczna nauczyła młodego Gliwiczanina z Ratingen, jak „organizować większości w radzie miejskiej na różne projekty, jak się przebić z pomysłami na rzecz mieszkańców miasta”, doskonalił się retorycznie, nauczył się zachowań społecznych w kontaktach z innymi ludźmi, obywatelami, „moim elektoratem” - podkreśla.

Górnoślązak integruje cudzoziemców w Niemczech

Sebastian Władarz zdecydował się zostać politykiem komunalnym już mając 22 lata po to, żeby poprawić jakość życia ludzi w swoim najbliższym otoczeniu. „Chętnie działam na rzecz społeczeństwa. Mam wpływ na sprawy zwykłych obywateli.” - mówi. Jako poseł do rady powiatu Mettmann i były radny Rady Miejskiej w Ratingen West z ramienia CDU, Gliwiczanin chce wpływać „na rozwój osiedla”, w którym mieszka. Jego sąsiadami są obecnie w większości cudzoziemcy. Przeważnie żyją w trudnej sytuacji materialnej i mają problemy integracyjne. A Sebastian Władarz wie, co to znaczy. „Sam przyjechałem z Polski do Niemiec. Nikt nawet nie zauważył, że my się integrowaliśmy” - zaznacza. A był przecież w obozach przejściowych w Friedlandzie i Unna Massen, uczył się języka, wyśmiewali go, co on za Niemiec, że nie zna niemieckiego. Nie wiedzieli, że na Śląsku niemieckiego nikt nie uczył. Nikt go też nie przyjmował w Niemczech z otwartymi ramionami - zauważa.

Sebastian Władarz u swojego fryzjera, o którym mówią "nasz Turek". W rzeczywistości jest on Włochem.Zdjęcie: Sebastian Wladarz

Sebastian Władarz wie, że jego sąsiedzi, imigranci z krajów arabskich i Turcy, mają inne problemy. Wielu z nich nie chce się uczyć niemieckiego, bo mają sklepy tureckie, tureckich fryzjerów. Kobiety tureckie drzwi w drzwi plotkują ze sobą we własnym języku. Izolują się, jak w „małym getcie”. Z tego wynikło wiele problemów, a Sebastian Wladarz nazywa je po imieniu. Sporadyczne, wielokulturowe festyny były dla niego zawsze dowodem „na pozorną” integrację, mówi. „To był pic na wodę i fotomontaż” - komentuje dosadnie. Ale to się powoli zmienia. Działa na przykład turecka grupa teatralna, którą kieruje nauczyciel języka niemieckiego i nawet pisze scenariusze. „Powstaje u nas w Ratingen tożsamość, identyfikacja z dzielnicą” - mówi nie bez dumy. Ale jest jeszcze dużo ludzi, dla których integracja „nie jest priorytetem”. Więc on musi ich do tego przekonać.

Niewielu młodych polityków ze śląskimi korzeniami angażuje się obecnie w niemieckiej polityce. Sebastian Władarz należy do wyjątków. „Patrzą na mnie niekiedy jak na dziwoląga”, przyznaje. A przecież 25 proc. mieszkańców w Nadrenii Północnej-Westfalii ma korzenie śląskie, wskazuje Sebastian Władarz. Lecz większość Górnoślązaków, jak mówi, żyje na modłę „Mój mercedes, mój domek, moje dzieci, moja rodzinka”, a wszystko inne mało ich interesuje.

Górnoślązacy Hupka i Czaja do dzisiaj wzbudzają nieufność

Sebastian Władarz jest kojarzony z Polską i Górnym Śląskiem. Jako członek Stowarzyszenia Górnoślązaków nazywanego tradycyjnie ziomkostwem, jest trudny do zaszufladkowania dla tych, którym na dźwięk słowa Landsmanschaft ("ziomkostwo") automatycznie nasuwają się skojarzenia z kontrowersyjną szefową Związku Wypędzonych Eriką Steinbach.

Sebastian Władarz z książką o Herbercie CzaiZdjęcie: DW

„Ja żadnym wypędzonym nie jestem. Uciekłem z Polski. Z wypędzonymi mam do czynienia, oczywiście. Są wśród nich też Górnoślązacy. Ale moim celem nie może być polityka na rzecz wypędzonych, tylko polityka na rzecz Europy” - mówi z naciskiem wskazując, że należy do młodego pokolenia Górnoślązaków. Polskie instytucje odnoszą się do niego pozytywnie, podkreśla, chociaż niekiedy goście z Polski upewniają się u znanych mu polskich polityków i innych osób, czy przyjąć zaproszenie na organizowane przez niego imprezy. Ale on to rozumie. „Bo jednak nazwa Landmanschaft ma ciągle negatywne konotacje. Ale ja przystąpiłem do Stowarzyszenia Górnoślązaków, żeby być z nimi. Bo to są moi krajanie. My chcemy dalej pielęgnować w Niemczech nasze tradycje, nasz język, nasze obyczaje. Ja patrzę do przodu”, zaznacza.

Gliwiczanin przyznaje, że długo nie interesował się historią związków wypędzonych. O ich długoletnim przewodniczącym, Herbercie Czai, przysłowiowym straszaku politycznym w czasach PRL, usłyszał dopiero wtedy, kiedy przystąpił do Stowarzyszenia Górnoślązaków w Nadrenii Północnej - Westfalii. Nazwisko Hupka już wcześniej obiło mu się o uszy. „Muszę szczerze powiedzieć, że się tymi osobami aż tak nie interesowałem, ponieważ one były dla mnie symbolem starego systemu, powojennego czyli symbolem działalności na rzecz zjednoczenia Niemiec w granicach z roku 1937. I mnie, jako Ślązaka, nie za bardzo interesowały takie osoby” - wyjaśnia. Wskazuje przy tym, że Herbert Hupka, „wprawdzie późno, ale udał się na drogę europejską. I tak zapisał się pod koniec życia w pamięci Polaków”. Został też honorowym obywatelem rodzinnego Raciborza. Czaja zaś głosował w Bundestagu przeciwko uznaniu granicy na Odrze i Nysie - przypomina.

Jedno serce dla Polski a drugie dla Niemiec

Sebastian Władarz w Rattingen w 2009 r. z Ludgerem Gruber z Fundacji Konrada Adenauera przedstawicielem Konsulatu Generalnego u europosłem Prof. Janem OlbrychtemZdjęcie: Sebastian Wladarz

Sebastian Władarz ma dwa życia, polskie i niemieckie. Rodzina jego żony mieszka w Polsce. Tam często i „bardzo chętnie” jeździ prywatnie i zawodowo. Urlop spędza w Polsce. W domu rozmawia z żoną „po naszemu“, czyli po Śląsku i po niemiecku. Oboje są z Górnego Śląska. W lipcu odbędzie się ich ślub kościelny w Gliwicach. Udzieli im go po niemiecku biskup Jan Wieczorek w czasie mszy celebrowanej po polsku. Podwójne korzenie kulturowe, polskie i niemieckie, to dla Sebastiana Władarza, Niemca z polskich Gliwic na Górnym Śląsku, duże zalety, które nazywa „darem”. Dlatego konsekwentnie dba o bliskość Polski i Niemiec także w życiu prywatnym.

Sebastian Władarz jest doradcą finansowym i specjalistą od PR. Ma własną firmę. Lecz jej działalność nie jest związana z Polską. W polsko-niemieckie relacje angażuje się jako polityk i są one jego oczkiem w głowie. Działa na rzecz partnerstwa między Nadrenią Północną - Westfalią a województwem Śląskim, organizuje polsko-niemieckie imprezy. W 2009 roku na uroczystości w Ratingen w związku z 20-leciem upadku muru Berlińskiego i obradami okrągłego stołu w Polsce przyjęli jego zaproszenie prof. Irena Lipowicz i prof. Jan Olbrycht, władze województwa śląskiego, sejmiku i Urzędu Marszałkowskiego, a także Urzędu Kanclerskiego z Berlina. „Ludzie, którzy przybyli na tę imprezę byli nie tylko zadowoleni z ilości prominentów, ale także z tego, że wiele dowiedzieli się o Polsce, o historii Solidarności, o tym, że ruch solidarnościowy przyczynił się do upadku muru berlińskiego”, opowiada Sebastian Władarz i wskazuje, że wtedy bardzo mało ludzi o tym wiedziało.

Sebastian Władarz z premierem NRW J. Röttgersem i prof. W. Bartoszewskim (2009)Zdjęcie: Sebastian Wladarz

Gliwiczanin ma jeszcze wiele planów w zanadrzu, najnowszy to polsko-niemieckie warsztaty chóralne. Ponadto chce się aktywnie udzielać w Polsko-Niemieckiej Grupie Parlamentarnej w Landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii. Jest motorem wymiany szkolnej Liebfrauenschule z Ratingen ze szkołą im. Edyty Stein z Gliwic. Uczniowie mają się spotkać po raz pierwszy w maju tego roku. Ale organizacja imprez polsko-niemieckich nie jest łatwa i to z powodów finansowych - przyznaje Sebastian Władarz. Brakuje mu też większej dozy „euforii” dla projektów na szczeblu lokalnym. Gliwiczanin z Ratingen pragnie, żeby spotykali się częściej ze sobą zwykli ludzie, opowiadali sobie o historii, uczyli się od siebie. I taką okazją, w jego opinii, mogłyby być imprezy z okazji wspólnych jubileuszy. „Przez to rośnie zrozumienie, przyjaźń i przede wszystkim zainteresowanie” - podkreśla

Sebastian Władarz dobrze wróży polsko-niemieckim relacjom. Jest pewny, że będą one się polepszać, bo „pokolenie, które teraz dorasta, nie jest obciążone stereotypami i konsekwencjami drugiej wojny światowej”. Współpraca nabierze cech normalności - dodaje. Ważne jest, zaznacza, żeby w polsko-niemieckich relacjach nie dążyć do porozumienia na sto procent, które trudno jest osiągnąć. „Zawsze będą jakieś małe zakłócenia” - podkreśla. Ale Sebastian Władarz żywi też wielką nadzieję, że młode pokolenie do tego nie dopuści.

Barbara Coellen

Red. odp.: Andrzej Pawlak / du