Serbołużyczanie: walka o język i kulturę
4 sierpnia 2009Anett Sischke jest duszą i ciałem przedszkolanką. Przed 11 laty pomogła w utworzeniu pierwszego, serbołużyckiego przedszkola w Chociebużu (Cottbus). Było to nowością dla tego liczącego sto tysięcy mieszkańców miasta, położonego w pobliżu polskiej granicy i sto kilometrów na południe od Berlina. Anett Sischke opowiada, że w przeciwnym wypadku, bez kontaktów z innymi Serbołużyczanami, jej język ojczysty już by dawno zaniknął. Musiała się ona uczyć łużyckiego od podstaw, gdyż jej dziadkowie nie zatroszczyli się o to, żeby wnuki władały tym językiem. W okresie reżimu hitlerowskiego nie wolno było mówić publicznie po łużycku. Poza tym Niemcy często wyśmiewali się z mieszkańców mówiących tym językiem. Te rany nie pozostały bez skutku. W okresie istnienia NRD nastąpił wprawdzie odwrotny proces: celem państwowej polityki kulturalnej była ochrona i rewitalizacja języka serbołużyckiego. Jednak te wysiłki spaliły przeważnie na panewce, gdyż wielu Serbołużyczan odbierało to jako odgórne zarządzenia.
„Witaj”
W międzyczasie do przedszkola w Chociebużu pod nazwą „Witaj” przyjmuje się co roku ponad piętnaścioro dzieci, w wieku od jednego do szóstego roku życia. Dla 43-letniej przedszkolanki Anett Sischke jest to prawdziwy sukces. Celem projektu „Witaj” jest podtrzymywanie i rozwój języka serbołużyckiego. W międzyczasie na terenach zamieszkałych przez Serbołużyczan powstało dziesięć tego rodzaju przedszkoli. Do niektórych z nich uczęszcza ponad pięćdziesięcioro dzieci. Dochodzą jeszcze do tego przedszkola dwujęzyczne, w których pojedyncze grupy mówią wyłącznie po serbołużycku.
Wielu się wyprowadziło
Pani Sischke stwierdza z pewnym smutkiem, że tylko co dziesiąte dziecko w jej przedszkolu pochodzi z rodziny serbołużyckiej. Wielu słowiańskich mieszkańców tego regionu przeniosło się bowiem po 1989 roku do Niemiec zachodnich lub za granicę. Zmusił ich do tego przełom gospodarczy, do jakiego doszło po upadku byłej NRD. Doprowadziło to niemalże do zaniku serbołużyckiej mniejszości na wschodzie Niemiec. Projekt „Witaj” stanowił więc niejako ostatnią szansę uratowania ich języka przed wymarciem.
Niemcy uczą się języka serbołużyckiego
Do przedszkoli „Witaj” uczęszcza obecnie wiele dzieci z rodzin niemieckojęzycznych. Ich rodzicom zależy na tym, żeby dzieci wcześniej poznawały język obcy. Zdaniem jednej z młodych matek, Kathleen Biermann, gdy jej syn opanuje serbołużycki, to będzie mógł łatwiej nauczyć się innych języków słowiańskich. Jej zdaniem na przykład polski, czeski i słowacki mają dużą przyszłość w zjednoczonej Europie.
Jedno- lub dwuletnie dziewczynki i chłopcy nie mają żadnych problemów z nauką zupełnie obcego im języka. Często wystarczą mimika i gesty, żeby zrozumieli o co chodzi przedszkolankom. Po trzech tygodniach rozumieją już bez większych problemów, co mówią do nich po serbołużycku.
Życie czy widowisko?
Trudno wyobrazić sobie region turystyczny wokół Chociebuża (Cottbus) bez pięknych strojów ludowych Serbołużyczan. Jednak niezbędną częścią składową każdej kultury jest również język. Wielu byłych przedszkolaków z „Witaj” uczy się w międzyczasie w dolnołużyckim gimnazjum w Chociebużu. W przyszłości będą mogli znaleźć pracę w wielu branżach, na przykład w Niemiecko-Serbołużyckim Teatrze Ludowym, w łużyckich wydawnictwach lub w branży informatycznej. Pewien młody Serbołużyczanin dopomógł ostatnio gigantycznemu amerykańskiemu producentowi oprogramowania w opracowaniu systemu funkcjonowania w języku łużyckim. –„To jest właśnie prawdziwe życie, a nie tylko widowisko” – powiada pani Anett Sischke korygując równocześnie wymowę jednego ze swoich przedszkolaków. Chłopcy i dziewczynki z jej przedszkola odwdzięczają się za okazywaną im miłość, a czasem też i surowość, dużą sympatią i przywiązaniem. –„I to stanowi dla mnie najpiękniejszą zapłatę” – stwierdza przedszkolanka.
Rico Herkner/ Andrzej Krause
Red.: Bartosz Dudek