Sigmar Gabriel: bez ogródek, mniej dyplomatycznie
29 stycznia 2017Marzec 2015, Sigmar Gabriel składa wizytę w Arabii Saudyjskiej. Dla Gabriela – wówczas ministra gospodarki – to ważna wizyta. Chce być obecny, gdy w Rijadzie obradować będzie niemiecko-saudyjska komisja współpracy gospodarczej. Ale relacje między obydwoma krajami są napięte. Jeszcze w Berlinie Gabriel wstawia się za więzionym blogerem Raifem Badawim, który już raz został publicznie wychłostany, i którego życie jest w niebezpieczeństwie. Gabriel demonstracyjnie przyjmuje przedstawicieli organizacji walczących o prawa człowieka, by zdobyć informacje o Badawim. W Rijadzie osobiście wręcza saudyjskiemu królowi list napisany przez żyjącą na emigracji żonę Badawiego.
„Dla nas niewyobrażalne“
Szybko pojawiają się w Rijadzie doniesienia, że saudyjski rząd nie będzie tolerował ingerencji w sprawy wewnętrzne. Gabriela to jednak nie zraża: – Postaramy się pokazać, że surowość kary, w szczególności kary cielesnej, jest dla nas niewyobrażalna i obciąża wzajemne relacje – powiedział. Nie wszyscy w niemieckiej delegacji rządowej uznali to za właściwe, obawiając się, że tak szczere słowa mogą przynieść Badawiemu więcej szkody niż pożytku.
Ważne niuanse
W tej samej sprawie ówczesny minister spraw zagranicznych, również socjaldemokrata, Frank-Walter Steinmeier postąpił nieco inaczej. W sierpniu tego samego roku poprosił swego saudyjskiego odpowiednika Adela al-Dschubeira o „humanitarne rozwiązanie” sprawy blogera. To niuanse zachowania obu polityków, ale są one istotne. W przypadku Gabriela ton jest bardziej wyraźny. On częściej kogoś oburzy i wywoła kontrowersje.
„Nie wywołam językowo większych kryzysów”
Niedługo po informacji, że Gabriel przejmie tekę ministerstwa spraw zagranicznych, jeden z dziennikarzy zapytał go, czy przejdzie jeszcze intensywny kurs dyplomacji. Gabriel zareagował z humorem. – To nie jest tak, że byłem w Iranie, Chinach, Turcji i Arabii Saudyjskiej o włos od aresztowania, kiedy odwiedzałem te kraje. Mam nadzieję, że nie wywołam językowo większych kryzysów w polityce zagranicznej – powiedział.
Może nie o kryzysy, ale o debaty Gabriel na pewno się postara. Od młodzieńczych lat uchodzi za przyjaciela i znawcę Bliskiego Wschodu, ma dobre kontakty w Izraelu. Ale w 2012 roku po wizycie w Hebronie, nie wytrzymał: „Byłem właśnie w Hebronie. To dla Palestyńczyków próżnia prawna. To system apartheidu, dla którego nie ma usprawiedliwienia” – napisał na Facebooku. Gabriel i SPD są w tym czasie w Niemczech w opozycji, ale jego słowa wywołują burzę. CDU żąda, by Gabriel przeprosił Izrael.
O Trumpie: „On nie żartuje"
Ostra była również reakcja Gabriela na inauguracyjne przemówienie nowego prezydenta USA Donalda Trumpa, choć był jeszcze wtedy ministrem gospodarki: – To były czysto nacjonalistyczne tony – mówił w niemieckiej telewizji. – Brakuje jeszcze tylko pojęć opisujących parlament jako miejsce jałowych dyskusji, czy mówienia o partiach systemowych, wtedy będziemy z powrotem w retoryce politycznej konserwatystów i reakcjonistów w latach 20. XX wieku – stwierdził Gabriel. O Trumpie powiedział, że „nie żartuje”, i że "pora przygotować się na różne niespodzianki".
Mniej dyplomatyczny
Kilka dni później, kiedy wiadomo już było, że zostanie nowym szefem niemieckiej dyplomacji, był już bardziej powściągliwy: - Radzę utrzymać jak najwięcej więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Steinmeier krytycznie ocenił rozwój wydarzeń w USA. I myślę, że ma rację – podsumował Sigmar Gabriel.
Gabriel jest obyty ze sceną międzynarodową. Wiele podróżował jako minister gospodarki, a wcześniej minister ochrony środowiska. Mówi dobrze po angielsku i ma wiele kontaktów, ale nie będzie tak ostrożnym dyplomatą jak jego poprzednik Frank-Walter Steinmeier.
Jens Thurau / Katarzyna Domagała