Skandal wokół niemieckiej minister zdrowia Ulli Schmidt
28 lipca 2009Opozycja zarzuca Ulli Schmidt (SPD) skandaliczną rozrzutność: niemiecka polityk korzystała w czasie urlopu w Hiszpanii ze służbowego, opancerzonego mercedesa z kierowcą, który przyjechał specjalnie dla niej z Berlina pokonując dystans 5000 kilometrów (sama pani minister przyleciała samolotem). Miała pecha - samochód skradziono i sprawą zainteresowały się media. Teraz komisja budżetowa Bundestagu oraz Związek Podatników zamierzają rozliczyć minister zdrowia z tej eskapady.
Jak zapewniła rzeczniczka federalnego ministerstwa zdrowia, dwutygodniowy prywatny pobyt Ulli Schmidt powiązany był z terminami służbowymi. Odwiedzała ona szpitale i szkoły oraz niemieckie rodziny w rejonie Alicante, na południu Hiszpanii, gdzie Niemcy osiedlają się masowo w rejonach nadmorskich po przejściu na emeryturę.
Politycy domagają się wyjaśnień
Dla Partii Zielonych wyprawa niemieckiej minister jest niewybaczalną niezręcznością. A wiceszefowa klubu poselskiego tej partii Christine Scheel skomentowała dla telewizyjnego kanału informacyjnego „N24” : „patrząc z ekologicznego punktu widzenia zachowanie szefowej resortu zdrowia jest nieodpowiedzialne i szalone”.
Przewodniczący komisji budżetowej Bundestagu Otto Fricke (FDP) zwrócił uwagę, że każdy minister może za granicą skorzystać z samochodów ambasady niemieckiej lub generalnych konsulatów. Tym bardziej domaga się on od Ulli Schmidt konkretnych danych i faktów, które uzasadniłby potrzebę wyjazdu na urlop samochodem służbowym.
Natomiast minister gospodarki Karl-Theodor zu Guttenberg (CSU) skomentował ironicznie kradzież auta: „prawdopodobnie pani minister zrozumiała niewłaściwie przesłanie rozwiązania rządowego, że za złomowanie starego auta można otrzymać premię na nowe”.
Ulla Schmidt nie pierwsza
Podobnych sytuacji, kiedy politycy korzystali ze służbowych samochodów w celach prywatnych, było już w Niemczech kilka. A auto służbowe kojarzy się niemieckim podatnikom natychmiast ze słowem: „afera”. Jedna z takich afer dotyczyła byłej przewodniczącej Bundestagu Ritty Suessmuth, kiedy w 1991 wyszło na jaw, że jej mąż przez 19 miesięcy używał służbowego samochodu przewodniczącej w celach prywatnych. Oburzenie Niemców nie znało granic, a pani Suessmuth musiała zapłacić karę w wysokości 5000 tysięcy marek.
Również były minister gospodarki, późniejszy eurokomisarz, Martin Bangemann (FDP) korzystał bez skrupułów z opancerzonej limuzyny z kierowcą. Przez dziesięć lat organizował wypady z Brukseli do swej odległej o 500 kilometrów posiadłości we Francji. Kierowca był w niej również dozorcą, a jego pensję Bangemann oficjalnie odliczał od podatku. Niejednokrotnie kazał się również wozić na jacht do Polski czy do Lozanny.
Na liście polityków z samochodowymi nadużyciami znalazła się bawarska minister kultury, córka Franza-Josefa Straussa, Monika Holmeier. Służbowym samochodem wożono jej dzieci do szkoły. Nadużycia ma na swym koncie także były minister gospodarki Wolfgang Clement (SPD), któremu zarzucono niezgodne z prawem opodatkowanie samochodów służbowych. Natomiast w przypadku federalnej minister do spraw Rodziny Ursuli von der Leyen (CDU) wyszło na jaw, że często zamawia swego kierowcę z Bonn do Berlina, by wiózł ją dalej ze stolicy do jej rodziny w Burgdorf w Dolnej Saksonii i z powrotem.
Tymczasem szefowa resortu zdrowia Ulla Schmidt przebywa wciąż na urlopie i zaraz po powrocie jeszcze w tym tygodniu będzie musiała odpowiedzieć na wiele pytań. Być może przy odrobinie szczęścia znajdzie się też do tego czasu skradzione ministerialne auto.
jar/du/reuters/ap/dpa/