1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Skargi uchodźców zalewają niemieckie sądy

14 sierpnia 2017

Migranci starający się o azyl poprzez kolejne odwołania od decyzji sądów próbują odroczyć wydalenie z Niemiec. Liczba skarg przekracza przepustowość sądów. Sędziowie żądają dodatkowego personelu i zmian w prawie.

Deutschland Aufnahmestelle für Flüchtlinge Zirndorf
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/D. Karmann

Wskutek rosnącej liczby spraw azylowych w niemieckich sądach administracyjnych pojawiają się braki personelu, co z kolei prowadzi do wydłużonego okresu oczekiwania na decyzje.

Sądy pękają w szwach

Robert Seegmueller, szef Związku Niemieckich Sędziów Sądów Administracyjnych, uważa sytuację za „dramatyczną”, podkreślając, że sądy „pękają w szwach”.

Jedną z przyczyn jest rosnąca liczba odwołań od decyzji Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (BAMF). Migranci kwestionują decyzję o wydaleniu lub domagają się pełnego statusu uchodźcy.

Rośnie liczba skarg

W 2015 roku uchodźcy wnieśli 50 tysięcy skarg, a w roku 2016 było ich już dwukrotnie więcej. W Nadrenii-Palatynacie w ciągu siedmiu pierwszych miesięcy br. liczba spraw azylowych wzrosła z 3350 do 9500, czyli prawie trzykrotnie. Na sędziowskich biurkach nadal piętrzy się 10 tysięcy spraw czekających na rozpatrzenie.

– Liczba spraw wzrośnie do końca roku do 200 tysięcy – to podwojenie w stosunku do roku 2016 – ocenia Seegmueller.

W Niemczech jest 2000 sędziów administracyjnych i liczba ta stale rośnie, jednak zdaniem Seegmuellera jest ich nadal zdecydowanie za mało. W wielu sądach zaczyna też brakować pomieszczeń i personelu pomocniczego.

Wyzwanie dla ustawodawcy

Pracę sądów znacznie usprawniłyby nowe regulacje, umożliwiające szybszą niż dotychczas ścieżkę decyzyjną. Zdaniem Roberta Seegmuellera ustawodawca powinien rozważyć wprowadzenie nowych instrumentów procesowych i zmianę dzisiejszej sytuacji, w której sądy administracyjne na różnych poziomach mają podobne zakresy kompetencyjne i równolegle załatwiają te same sprawy.

dpa / Monika Sieradzka

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej