1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Skoncentrowaliśmy się na Warszawie

30 lipca 2010

Półmetka sięgnął projekt „Promised City” Instytutu Polskiego w Berlinie i Instytutu Goethego w Warszawie. O roli projektu i Instytutu Goethego, z jego dyrektorem, Martinem Wälde, rozmawiała Elżbieta Stasik.

Dyrektor Instytutu Goethego w Warszawie, Martin Wälde
Dyrektor Instytutu Goethego w Warszawie, Martin WäldeZdjęcie: DW

Elżbieta Stasik: Znaczna część imprez w ramach Promised City już się odbyła. Jest Pan zadowolony?

Martin Wälde: Zdecydowanie tak. Bo pod różnymi względami projekt przeszedł nasze oczekiwania, chociażby zainteresowanie w Warszawie, które jest ogromne. Dużo miejsca poświęciły nam media: wszystkie najważniejsze gazety w Polsce, też telewizja, oczywiście radio. Takich reakcji na naszą pracę jeszcze nie odnotowaliśmy. Myślę, że jest to związane z faktem, że sieć współpracy między Warszawą, Berlinem i Mumbajem, która powstała w ramach tego projektu, jest dla ludzi czymś tak nowym, że chcieli poznać jej efekty. Ponadto, co też nie jest codzienne, skoncentrowaliśmy się bardzo na Warszawie.

- Co było dla pana najważniejsze w tym projekcie?

Temat. Przestrzeń miejska, marzenia mieszkańców metropolii, czyli dlaczego ktoś wybiera życie w mieście, czego od niego oczekuje, z jakimi trudnościami się spotyka. Bardzo uniwersalny, globalny temat, ale też taki, który jednocześnie pozwolił na przykład warszawiakom od nowa odkryć swoje miasto. W projekcie chociażby X-Apartments, w których artyści razem z mieszkańcami Mirowa, czy Bródna aranżowali specyficzne sytuacje, i zwiedzający i mieszkańcy zyskali całkowicie nowe spojrzenie na Warszawę.

Instytut Goethego mieści się w samym centrum Warszawy, przy ul. ChmielnejZdjęcie: DW

- Oczywiście nie żyjemy w próżni, funkcjonujemy w globalnym świecie, ale dlaczego akurat Berlin, Warszawa i Mumbaj? Dlaczego Instytut Goethego angażuje się w tak globalnym projekcie?

Instytut Goethego bazuje na sieci instytutów i kontaktów kulturalnych na całym świecie. Akurat Indie są dla nas bardzo ważne. Od 60 lat mamy w Indiach sześć instytutów, jesteśmy związani z kulturalną sceną Indii. Atutem Instytutu Goethego jest korzystanie z tych właśnie kontaktów, ze znajomości lokalnych warunków. Ja sam pracowałem w Indiach, co też nie jest bez znaczenia. Ale dlaczego wciągnęliśmy w ten projekt Mumbaj? Chcieliśmy wysiąść z tego czysto polsko-niemieckiego pociągu. Istnieje bardzo dużo binacjonalnych projektów, tymczasem temat taki jak Promised City, w którym chodzi o marzenia, o poszukiwanie szczęścia, obietnice, jakie dają metropolie, jest tematem właśnie w międzynarodowym, globalnym kontekście. Zależało mi też na tym, żeby właśnie tu, w Warszawie otworzyć to okno na świat, wyjść poza Europę.

- Dlaczego?

Mumbaj przyćmiewa swoją potęgą nawet metropolie na miarę Warszawy i BerlinaZdjęcie: AP

Mam wrażenie, że życie kulturalne w Warszawie, wydarzenia, których jest tu bardzo dużo, ciągle jeszcze koncentrują się przede wszystkim na Europie i na świecie Zachodu. W Berlinie od dziesięcioleci jest już inaczej. Jest chociażby wychodzący poza Europę Dom Kultur Świata. W Warszawie, to najwyżej imprezy muzyczne albo folklorystyczne, trudno jeszcze mówić o prawdziwym dialogu kulturowym. W tym projekcie, w koprodukcji z Indiami udało nam się, jak myślę, otworzyć to okno w przyszłość. Oczywiście równie dobrze partnerem mógł być Szanghaj, Meksyk (miasto), czy São Paulo. Ale tak wielki projekt wymaga kontaktów, znajomości lokalnych warunków, dlatego Mumbaj. Przy czym akurat Mumbaj znakomicie nadaje się do takiego właśnie projektu jak Promised City, ze swoim rozwojem gospodarczym, napływającymi codziennie tysiącami imigrantów, ze swoją fabryką snów Bollywoodem, całą swoją potęgą dalece przerastającą Warszawę czy Berlin.

- W Berlinie dzieje się tak dużo, że trudno przebić się nawet najciekawszym projektom. Czy przy okazji Promised City Warszawa została, Pana zdaniem, zauważona w Berlinie?

Jasne. To znaczy, odbiór Promised City w Berlinie jest oczywiście zupełnie inny niż w Warszawie. W Berlinie, w tej dżungli imprez kulturalnych, bardzo trudno być zauważonym, ale nam się udało. To był też milowy krok dla warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Myślę tu o wystawie w Kunstwerke Berlin, gdzie na otwarcie przyszły 3 tysiące ludzi. Został już ślad, świadomość, że: „chwileczkę, w nowoczesnej sztuce w Polsce dzieją się ciekawe rzeczy, powstaje super muzeum...”. Uważam, że Promised City dużo zrobiło. Przykładem wystawa „Poszukiwacze szczęścia”, prac młodych fotografików z Warszawy i Mumbaju przygotowana ze szkołą fotografii Ostkreuz. Też spotkała się z ogromnym rezonansem, na otwarciu było 600 osób. Czego chcieć więcej?

Martin Wälde z artystką w Kunstwerke (KW) BerlinZdjęcie: DW

- Czy Promised City jest punktem wyjścia dla dalszych projektów, słowem - czy będzie ciąg dalszy?

To było dla nas wszystkich nowym, kolosalnym doświadczeniem. Mnóstwo się nauczyliśmy, już samo przygotowanie trzyjęzycznej prezentacji w internecie było niesłychanym wyzwaniem, nie mówiąc o promocji projektu; całej organizacji. Ale myślę, że też tematycznie znaleźliśmy dobry punkt odniesienia. To znaczy w relacjach między Polską a Niemcami bardzo dużo miejsca poświęca się przeszłości. Co jest oczywiście bardzo ważne. My sami jesteśmy tu aktywni od początku istnienia Instytutu Goethego w Polsce, teraz uczestniczymy w projekcie wideo: „Building Memory”, ale myślę, że w takim mieście jak Warszawa trzeba też patrzeć w przyszłość, pozyskiwać nową, młodą publiczność. Nie uda nam się to, jeżeli skoncentrujemy się tylko na historii.

- Nie jest zadaniem Instytutu Goethego przede wszystkim propagowanie niemieckiej kultury i języka?

Muszę to skorygować. Zadaniem Instytutu, co zawiera też nasz statut, jest wspieranie międzynarodowej współpracy kulturalnej. Oczywiście na pierwszym miejscu jest niemiecka kultura, ale ta jest w tej chwili tak międzynarodowa... Planuję na przykład w przyszłym roku projekt z Teatrem Piny Bausch z Wuppertalu. Zespół tworzą dziś tancerze z co najmniej 20, czy 25 krajów. Mówienie o aspekcie narodowym, etnicznym jest dzisiaj bzdurą. Opierając się tylko na tym, nie można by pracować.

- Pomówmy o języku...

Oczywiście język niemiecki jest innym, bardzo ważnym elementem naszej pracy.

- I jak się wiedzie językowi niemieckiemu w Polsce? Na całym świecie obserwuje się ekspansję hiszpańskiego, mówi się o spadku zainteresowania niemieckim.

Polska powinna być zainteresowana propagowaniem języka polskiego w Niemczech, tak jak Niemcy propagowaniem niemieckiego w PolsceZdjęcie: DW

Co do hiszpańskiego, to istnieją tradycyjne, uwarunkowane historycznie związki Hiszpanii i Południowej Ameryki. Język hiszpański będzie odgrywał też na pewno ważną rolę wśród języków europejskich, ale w polsko-niemieckich stosunkach nie ma absolutnie żadnych powodów do niepokoju. Niemieckiego uczy się w Polsce ponad 2 miliony osób! Ale nie mamy zamiaru z nikim konkurować. Niemiecki jest siłą rzeczy w Polsce popularny, chociażby ze względu na stulecia naszej wspólnej historii, na nasze sąsiedztwo. Ważną rolę odgrywa też aspekt ekonomiczny, perspektywy zawodowe młodych ludzi, dla których duży, niemiecki rynek pracy jest interesujący. Zwłaszcza, że teraz całkowicie się otworzy, ale już dzisiaj pracuje w Niemczech mnóstwo młodych Polaków. Język jest więc ważny nie tylko ze względów kulturowych, czy z uwagi na sąsiedztwo. Ponadto znajomość języka stwarza zupełnie inną możliwość kontaktów, inaczej niż kiedy ktoś porozumiewa się okrężną drogą, poprzez angielski, tak jak ja to robię. Obydwa kraje powinny być więc zainteresowane propagowaniem nauki niemieckiego w Polsce i polskiego w Niemczech. Przy czym polski rząd robi tu jeszcze o wiele za mało.

- To znaczy?

Przede wszystkim większą popularnością powinien cieszyć się język polski w całym regonie przygranicznym. Ale nie tylko tam. Od ponad roku jeździmy po Polsce z naszymi „Deutsch Wagen Tour”, intensywnie i z ogromnym sukcesem promując naukę języka niemieckiego. Na przyszły rok nie ma już dla szkół prawie wolnych terminów. Taki „Polski Express”, czy coś w tym rodzaju, powinien promować w Niemczech naukę języka polskiego, robić apetyt na polski, prawda? Z niemieckiego punktu widzenia polski jest bardzo skomplikowanym językiem, ale trzeba do niego przekonywać. Chcę przez to powiedzieć, że powinna być to droga dwukierunkowa. Nie, że tylko Polacy uczą się niemieckiego, ale też odwrotnie, Niemcy polskiego. To jest w naszym wspólnym interesie. Nie możemy mieć złudzeń, że osiągniemy kiedykolwiek ten sam poziom, że polski stanie się tak popularny w Niemczech jak niemiecki w Polsce, ale znajomość języka sąsiada jest w naszych stosunkach nadzwyczaj ważna i też w Unii Europejskiej. To są w końcu dwa ważne, duże kraje w centrum Europy.

Elżbieta Stasik

Red. odp.:Iwona Metzner