Snowden: Autorytaryzm to produkt masowej inwigilacji
14 września 201936-letni Amerykanin, który sześć lat temu ujawnił program masowej inwigilacji Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), udzielił serii wywiadów przed planowaną na 17 września niemiecką premierą swojej autobiografii pt. "Permanent record: Moja historia". Z dziennikarzami rozmawiał w Moskwie, gdzie, oskarżany o zdradę, chroni się przed amerykańskiem wymiarem sprawiedliwości.
Jak tłumaczy, zdecydował się wydać książkę o sobie właśnie teraz, bo dziś wyjaśnianie działania systemów masowej inwigilacji i masowej manipulacji wydaje się ważniejsze niż kiedykolwiek. "Jeszcze cztery lata temu prezydentem USA był Barack Obama, mało kto mówił o Borisie Johnsonie, a AfD (Alternatywa dla Niemiec - DW) była jedynie żartem. Dziś nikt już się z tego nie śmieje" - powiedział w rozmowie z tygodnikiem "Der Spiegel".
Skończyć z masowym gromadzeniem danych
Zdaniem Edwarda Snowdena, pogłębiające się podziały społeczne na całym świecie i fala autorytaryzmu, która przelewa się przez wiele krajów, najlepiej świadczą o tym, że wszędzie politycy i przedsiębiorcy zrozumieli, jak wykorzystać technologie, by wpływać na wydarzenia na świecie. "Nasze systemy są atakowane. System polityczny, socjalny, prawny. Wydaje nam się, że problem zostanie rozwiązany, gdy pozbędziemy się ludzi, których nie lubimy. Mówimy: Ach, to przecież Donald Trump. Ach, Boris Johnson, Ach, to znów Rosjanie. Ale to nie Trump jest problemem. On jest produktem problemu" - powiedział Edward Snowden.
Sygnalista uważa, że należy położyć kres masowemu gromadzeniu danych zarówno przez służby, jak i koncerny, jak Facebook czy Google. Pierwszym krokiem powinno być uświadomienie każdemu użytkownikowi smartfona, że jest śledzony na każdym kroku.
W rozmowie z dziennikiem "Sueddeutsche Zeitung" Snowden ostrzegł, że stosowane w sieci rozwiązania są zagrożeniem dla każdego, bo "w świecie totalnej inwigilacji (…) wszyscy mogą stać się przestępcami".
Powrót do USA nie jest wykluczony
Skrytykował rządy Niemiec i Francji za to, że nic nie zrobiły w jego sprawie. "Chętnie skorzystałbym z politycznej ochrony we Franji czy Niemczech i tam poprosił o azyl. Ale rządy tych krajów szukały powodów, by nie pozwolić mi na przyjazd" - powiedział w rozmowie z gazetą "Die Welt". Podkreślił, że nie ujawnił niczego, co mogłoby zaszkodzić ludziom.
Jego zdaniem jest coraz bardziej prawdopodobne, że kiedyś będzie mógł wrócić do USA. "Nie słychać już tak często zarzutów, które stawiano mi w 2013 roku, jak choćby tego, że zaszkodziłem bezpieczeństwu narodowemu. Jednocześnie teraz wyraźniej widać, jakie korzyści przyniosły opinii publicznej ujawnione przeze mnie informacje" - powiedział w rozmowie ze "Spieglem".
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na Facebooku! >>
Zaprzeczył ponownie zarzutom, jakoby był agentem Rosji, chociaż dostał azyl w tym kraju. Jego zdaniem, Rosjanie po prostu nie wiedzieli, co z nim począć. Jak twierdzi, po ucieczce z USA zamierzał dostać się z Honkkongu do Ekwadoru, ale amerykańskie władze unieważniły jego paszport i utknął na lotnisku w Moskwie. Rosja niedawno przedłużyła jego azyl do 2020 roku.
dpa, afp/widz