1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Stosunki polsko-niemieckie wymagają normalności

Barbara Coellen25 czerwca 2008

Rozmowa z Władysławem Bartoszewskim przeprowadzona we Frankfurcie nad Odrą, gdzie razem z Gesine Schwan odebrał Europejską Nagrodę Komunikacji Międzykulturowej

Władyslaw Bartoszewski
Władyslaw BartoszewskiZdjęcie: picture-alliance/ dpa


DW: Kilka miesięcy temu mówił Pan o tym, że stosunków polsko-niemieckich nie trzeba rewolucjonizować. Czego one potrzebują?

WB: Stosunki polsko-niemieckie wymagają normalności. Tak jak francusko-niemieckie, holendersko-niemieckie, duńsko-niemieckie, austriacko- niemieckie, szwajcarsko- niemieckie Uważam, że nadmiernie rozkołysano wokół tego różnego typu namiętności. W stosunkach, nawet w rodzinie, są różne problemy, które pojawiają się również i sporne. Ale to mamy w każdej rodzinie, między braćmi, siostrami, szwagrami, pokoleniami, stosunki majątkowe, społeczne.Nawet gdzie się na urlop wyjeżdża. Dlaczego nie mają być pewne problemy obecne w stosunkach między narodami? One muszą być. Francuzi i Niemcy mają dziesiątki problemów. Niemcy i Duńczycy potrafili znakomicie rozwiązać swoje regionalne problemy na granicy. Ja myślę, że nasze rozwiązania w Opolszczyźnie bardzo przypominają te niemiecko-duńskie, duńsko-niemieckie. Mnie nie chodzi o to, aby wszyscy Niemcy kochali wszystkich Polaków i na odwrót, bo miłość zbiorowa jest kłamstwem, tylko, żeby ludzie się szanowali i cenili, w miarę potrzeby lubili, znajdowali dobrych partnerów, partnerki do kontaktu handlowego, zawodowego, naukowego, kulturalnego, sportowego, turystycznego. I to jest, to jest faktem, to jest to istnieje. Nie widzę powodu do rewolucji nie tylko dlatego, że nie jestem rewolucjonistą, jestem liberalnym konserwatystą. Lubię rzeczy zastałe, dobre, sprawdzone i tolerancję dla innych ludzi, którzy mają inne spojrzenie na te same sprawy, o ile to spojrzenie nie jest właśnie rewolucyjne albo anarchiczne, tylko jest spojrzeniem konstruktywnym, budującym, a nie niszczącym.


DW: W latach 1991 – 1998 mówiło się o wspólnocie interesów polsko-niemieckich. Czy jest możliwy powrót do takiego stanu wspólnych interesów polsko-niemieckich?

Wladyslaw Bartoszewski na Targach ksiäüki we FrankfurcieZdjęcie: AP

WB: Ja myślę, że one cały czas istniały. Nawet jeżeli nie wszyscy je artykułowali. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę realia, na przykład obecność niemieckich towarzystw ubezpieczeń, banków, instytucji handlowych, przemysłowych na terenie Polski. To jest zupełnie żywy i realny dowód wiarygodności i zaufania, jakie ludzie fachowi mają do partnera. To, że się ostatnio mówi w różnych rankingach europejskich o Polsce jako dobrym miejscu do inwestycji, to jest to dla mnie dużo ważniejsze w stosunkach z innym narodem niż taki czy inny występ jakiegoś lepszego czy gorszego satyryka, albo nawet niesmaczne niektóre, bo niektóre rzeczy są niesmaczne albo nawet chamskie w polemikach, ale one są na całym świecie. Gdyby prezydent Stanów Zjednoczonych przejmował się wszystkim, co o nim mówią, to dawno popełniłby samobójstwo.


DW: W stosunkach francusko-niemieckich myśli się o przeszłości, ale ośrodkiem zainteresowania jest przyszłość. Czy możliwe jest to w stosunkach polsko-niemieckich?

WB: Te stosunki nasze historyczne nie były identyczne. Francuzi nawet w najgorszych latach, w dramatycznych latach drugiej wojny i hitleryzmu nigdy nie byli podludźmi dla Niemców. To jest różnica – byli przeciwnikami, ale nie podludźmi. Francuski robotnik przymusowy nie nosił litery F ani nie miał zakazu pójścia do miasta. To jest różnica. Trzeba sobie przypomnieć takie drobne realia. To zostaje w głowach ludzi, w tradycji rodzin. To wszystko minie, ale wymaga trochę czasu. Ale to było i minęło. O tym się już dziś nie myśli, nie mówi. U nas jeszcze nie wszystko minęło. Z obu zresztą stron, ale myślę, że właściwe jest spojrzenie w przyszłość. Ja już przemawiając w Bundestagu 28 kwietnia 1995 roku, a więc 13 lat temu, mówiłem, że nasza praca, nasze działanie musi iść ku dobru młodej generacji obu narodów. Mówiłem to z głębokiego przekonania, mojego zdania nie zmieniłem. Wydaje mi się, że dzisiaj, przy zmianach struktury demograficznej, przy przyroście roczników, które nie mają odniesienia osobistego do pewnych historycznych przeżyć, świadomość i wiedza są potrzebne, ale świadomość i wiedza historyczna nie mogą stać na drodze do budowania dobrego współżycia. Widzimy, że młodzi Polacy, Polacy nawet nie całkiem najmłodsi, bo powiedzmy do czterdziestki, niesłychanie żywo podróżują, ruszają się, nie mają żadnych uprzedzeń, w ogóle ich nie obchodzą takie czy inne dyskusje partyjne czy polityczne, w obu zresztą krajach. Tak samo Niemcy. Stosunki towarzyskie, turystyczne, sportowe, kulturalne, naukowe, teatralne, filmowe, muzyczne, są bardzo żywe. Stosunki biznesowe też dość żywe, jawne i tajne. Współpraca międzynarodowa kryminalistów kwitnie. Wydaje mi się, że nie ma tu żadnych uprzedzeń. Wobec tego to buduje dobrą perspektywę.


DW: Z żadnym sąsiadem Niemcy nie mieli takiego pogorszenia stosunków w ostatnich latach jak z Polską. Jaką, Pana zdaniem, rolę ogrywają w tym media?

WB: Odgrywają oczywiście, po pierwsze przez nagłaśnianie spraw. Ja miałem teraz przyjemność i zaszczyt uczestniczenia w rozmowach polskiego Premiera z Panią Kanclerz Merkel w Gdańsku. Dziennikarze oblegali mnie na schodach do Arturshof, dworu Artura, i zadawali mi pytania. Większość pytań dziennikarzy miała sprowokować mnie do wypowiedzi zdecydowanych, a ja miałem zupełnie inne założenia. Wreszcie jak mnie trzeci raz pytali o pewną blondynkę ja powiedziałem: „ Ja wolę Merylin Monroe”.




Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej

Dowiedz się więcej

Pokaż więcej na temat