1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Strajki, czyli mamy dość gierkowskiej propagandy

Marta Grzywacz
13 sierpnia 2020

Wszechobecna korupcja, puste półki, pełzające podwyżki, lekceważenie potrzeb społeczeństwa. Podłoże pod rewolucję Solidarności było gotowe.

Strajki na Wybrzeżu rozpoczęły się 14 sierpnia 1980 r.
Strajki na Wybrzeżu rozpoczęły się 14 sierpnia 1980 r.Zdjęcie: picture-alliance/dpa/L. Oy

Stoczniowiec Jerzy Borowczak zdążył wrócić z sobotniego przyjęcia do domu gdy usłyszał stukanie w okno. To był Bogdan Borusewicz. Nie wchodził do mieszkania, tylko krzyknął: Chodź pogadamy. I spytał: To co, robimy ten strajk, czy nie? Do grupy konspiratorów dołączyli jeszcze Ludwik Prądzyński i Bogdan Felski. Na tego, który miał przewodzić robotnikom wybrano Lecha Wałęsę. Strajki na Wybrzeżu rozpoczęły się 14 sierpnia 1980 r.

Na przywódcę strajku wybrano Lecha WałęsęZdjęcie: Zenon Mirota/Zbiory ECS

Zimno, zimno

Zima stulecia 1978/1979 w dwa miesiące sparaliżowała kraj. W sklepach, gdzie i tak było już niewiele do kupienia, zabrakło podstawowych produktów spożywczych – mleka, serów, nawet chleba. Tysiącami padało bydło, było wiele ofiar w ludziach, a chaos powodowany przez żywioł, pogłębiała tylko organizacyjna niemoc władz.

Gospodarka poniosła olbrzymie straty, co nie pozostało bez wpływu na nastroje społeczne. SB coraz częściej notowała, że „ludzie wypowiadają się agresywnie i szkalują partię”, krytykując jej „ryzykowną politykę gospodarczą” i „niedowład organizacyjny”. Wielu Polaków uważało, że „ogłoszenie stanu klęski żywiołowej miało ukryć bałagan w gospodarce i rozgrzeszyć odpowiedzialnych za to ludzi”. Z drugiej jednak strony – pisze historyk Maciej Zaremba – „zima stulecia” zintegrowała Polaków, którzy podczas rozmów korytarzowych, pożyczając świeczkę czy sól, wymieniali poglądy polityczne i solidaryzowali się we wspólnym narzekaniu na system i partię, która przestała być już narodowym autorytetem.

Jej miejsce zajął w październiku 1978 r. papież Polak – Karol Wojtyła, który podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski, rozpoczętej 2 czerwca 1979 r. mówił o ojczyźnie, wspólnocie i patriotyzmie, a także prawie do życia w suwerennym państwie, co – napisze potem wielu historyków – obudziło Polskę z letargu i konformizmu. Mimo represji, których doświadczaliśmy w 1956, 1970 czy 1976 r., przestaliśmy się bać otwartej konfrontacji z władzą, bo obecność w Rzymie Jana Pawła II dawała nadzieję, że w razie czego ktoś się za nami wstawi. W czerwcu 1979 r. SB w Radziejowie pod Wrocławiem w popłochu zbierała ulotki, które głosiły „Śmierć komunistom”, a z legnickich murów funkcjonariusze służb zmywali napisy: „Precz z przyjaźnią polsko-radziecką”.

Pielgrzymka Jana Pawła II w 1979 r. obudziła Polskę z letargu i konformizmuZdjęcie: Zygmunt Błażek/ Zbiory ECS

W marcu 1980 r. tuż przed wyborami do Sejmu i rad narodowych opozycja zorganizowała największą w swojej historii akcję rozrzucania ulotek. Hasła głosiły: „Wyborco zostań w domu. Breżniew zagłosuje za ciebie”. Ile jest wart sojusz ze Związkiem Radzieckim pokazały igrzyska olimpijskie w Moskwie. Gdy Władysław Kozakiewicz pokonał w skoku o tyczce zawodnika radzieckiego i wykonał swój symboliczny gest, w kraju wybuchła euforia.

Wszechobecna korupcja, puste półki, produkcja wadliwych, nienadających się do użytku towarów i pełzające podwyżki, a przy tym lekceważenie potrzeb społeczeństwa przy jednoczesnym bogaceniu się partyjnych dostojników powodowały nastrój frustracji i złości.

Podłoże pod rewolucję Solidarności było gotowe.

Ciepło, ciepło, gorąco!

Wiosną wobec rosnących cen mięsa pracę przerwało kilka zakładów pracy, w lipcu stanął Mielec, na Lubelszczyźnie strajkowali tamtejsi kolejarze. Wszędzie domagano się podwyżek płac. Opozycja informowała świat o buntowniczych nastrojach w wielu polskich zakładach pracy, a wieści te wracały do kraju z pomocą Radia Wolna Europa. Odbiorniki na fale krótkie błyskawicznie znikały ze sklepów. Sytuacja gospodarcza Polski była fatalna i złudzeń nie mieli już nawet niektórzy rządzący. Mieczysław Rakowski, redaktor naczelny „Polityki”, spotkał się w połowie czerwca z ówczesnym premierem rządu Edwardem Babiuchem, i usłyszał, że „prawda jest tak okrutna, że nie można jej powiedzieć narodowi”.

Strajki ogarnęły w sumie 177 zakładów pracy i 81 tys. strajkujących. Władza nie zdecydowała się jednak na rozwiązanie siłowe. Chwilowo wystarczyły obietnice podwyżek i wakacje. Nastroje strajkowe nieco przygasły, a uspokojony ciszą Edward Gierek, wraz z 12 członkami KC, wyjechał na Krym.

Czas Solidarności. Wspólny cykl DW i Newsweek Polska

01:49

This browser does not support the video element.

I wtedy obudził się Gdańsk.

9 sierpnia Anna Walentynowicz, 51-letnia suwnicowa, po 30 latach pracy w Stoczni Gdańskiej odebrała swoją ostatnią wypłatę. Dzień wcześniej wyrzucono ją z pracy za otwartą działalność w Wolnych Związkach Zawodowych i przemycanie na teren stoczni podziemnych czasopism i ulotek. Do nabycia praw emerytalnych zabrakło jej kilku dni.

Koledzy Walentynowicz byli poruszeni. Akurat w jednym z zaprzyjaźnionych domów świętowali wypuszczenie z więzienia dwóch swoich kolegów, gdy Bogdan Borusewicz wywołał na zewnątrz Jerzego Borowczaka, Lecha Wałęsę i Bogdana Felskiego. Coś trzeba z tym zrobić – przekonywał. Jerzy Borowczak mówił jednak po latach, że nawet wśród nich „nie było wtedy atmosfery strajkowej.” Ale na pytanie Borusewicza „robimy ten strajk czy nie?” odpowiedzieli twierdząco.

Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa Zdjęcie: picture-alliance /Leemage/Effigie

Felski wspominał: „Ustaliliśmy, że za wszelką cenę musimy pozostać wewnątrz zakładu. Na zewnątrz może być prowokacja, dojdzie do kradzieży, rozbijania szyb, do wandalizmu. A nie chcieliśmy, jak to w siedemdziesiątym roku było, że robotnicy to niby banda nierobów i chuliganów”.

Plan był taki, że spróbują wywołać strajk, zanim stoczniowcy zaczną pracę, jeszcze w szatniach. Potem mieli poprowadzić ludzi w stronę historycznej bramy, gdzie rozegrał się dramat Grudnia ’70 i uczcić pamięć ofiar minutą ciszy. Tam też miał czekać Lech Wałęsa, zwolniony ze Stoczni cztery lata wcześniej za krytykę partyjnej organizacji związkowej. „Myśleliśmy, że strajk potrwa przez czwartek i piątek, może trzeba będzie zostać na noc” – przyznał Felski. – „Ale nikt sobie nie wyobrażał, że tak się przeciągnie”.

Tekst powstał w ramach wspólnego cyklu Deutsche Welle i Newsweek Polska. 
#CzasSolidarności