1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Sylwester 2015: Noc, która zmieniła Niemcy

Katarzyna Domagała
31 grudnia 2016

Sylwestrowa noc 2015 roku w Kolonii zaskoczyła wszystkich – policję i tłumy zgromadzone w okolicach dworca głównego. Nie przewidziały jej też media, które zbyt późno zareagowały na informacje o brutalnych ekscesach.

Köln Übergriffe in der Silvesternacht
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Boehm

„Setki mężczyzn”, „wiele rąk na pośladkach, piersiach, w torbach”, „palce wpychane między nogi”, „zdzierane z ciała ubrania” – takie szczegóły pojawiają się w relacjach ofiar sylwestrowej nocy 2015 w Kolonii. Wobec brutalnych ataków policja była bezradna. Jeszcze na długo przed północą wiadomo było, że około 200 policjantów przydzielonych w okolice głównego dworca kolejowego nie zapanuje nad sytuacją. W godzinach szczytu na placu między dworcem a katedrą przebywało do 1500 osób. Policja obawiała się wybuchu masowej paniki. Około północy zaczęła usuwać tłumy z placu między katedrą a dworcem. To dodatkowo ułatwiło sprawcom molestowanie i okradanie ofiar.

Jeszcze w sylwestra na policję zgłaszały się pierwsze ofiary molestowania seksualnego i kradzieży. Mówiły, że zostały otoczone przez grupę mężczyzn i dotykane w intymnych miejscach, a potem okradane. Ginęły telefony, portmonetki, biżuteria. Sprawcy mieli „cudzoziemski wygląd” i „mówili po arabsku”. Wiele ofiar zgłosiło się na policję dopiero po upływie kilku dni. Łącznie kolońska policja odnotowała 1205 zawiadomień o przestępstwie. W 509 przypadkach napad miał podłoże seksualne, a w 28 chodziło o gwałt lub próbę gwałtu.

Szef MSW Thomas de Maizière przed komisją śledczą parlamentu Nadrenii Północnej-Westfalii: przemoc była „nieprzewidywalna”Zdjęcie: picture-alliance/dpa/F. Gambarini

Szef niemieckiego MSW Thomas de Maizière zeznał przed powołaną do zbadania zajść komisją śledczą parlamentu Nadrenii Północnej-Westfalii, że przemoc w sylwestrową noc była „nieprzewidywalna”, a tego rodzaju „masowe napady” w przeszłości nieznane. Jak podkreślił przewodniczący komisji śledczej Peter Biesenbach, policja „popełniła poważne błędy”. Jednym z nich była rezygnacja z policyjnych posiłków. W efekcie panował chaos i nieudolna komunikacja.

W mediach z poślizgiem

Rozeznania nie miały także media, które zbyt późno zaczęły informować o dramatycznych zajściach. Minęły aż cztery dni, zanim opinia publiczna dowiedziała się o nich z mediów ogólnokrajowych. Redakcje tłumaczyły, że „nie rozpoznały ogólnokrajowego charakteru tych wydarzeń”. Nie bez znaczenia był fakt, że panował długi weekend i wielu pracowników redakcji było na urlopie. 4 stycznia o sylwestrze w Kolonii poinformowało główne wydanie wiadomości w pierwszym programie telewizji publicznej ARD, dopiero dzień później w telewizyjne sprawozdanie włączył się drugi program publicznej ZDF. Później zastępca redaktora naczelnego ZDF Elmar Theveßen przyznał, że decyzja o wykluczeniu tego tematu z programu informacyjnego była „błędem”, bo już dzień wcześniej „stan informacji był jasny”. Z kolei Kai Gniffke – redaktor naczelny ARD-Aktuell – tłumaczył na łamach branżowego magazynu „Journalist”, jakie były powody opóźnienia. Mówił, że zespół „Tagesschau” „najzwyczajniej nie wiedział o ekscesach”. Redakcja internetowa zauważyła wprawdzie wpisy w mediach społecznościowych, ale „skala tych wydarzeń” nie była klarowna. Gniffke podkreślił, że nie miało znaczenia, że w zajściach uczestniczyli imigranci. W poniedziałek, 4 stycznia, „nazwaliśmy rzeczy po imieniu” – dodał. 

Lokalny dziennik "Kölner Stadt-Anzeiger" jako jeden z pierwszych poinformował o napadachZdjęcie: ksta.de

Lokalne media pierwsze 

Szybciej zareagowały na wydarzenia sylwestrowej nocy media lokalne, w tym dziennik „Kölner Stadt-Anzeiger” („KStA”). Już w pierwszy dzień nowego roku redakcja online „KStA” poszła śladem relacji na Facebooku i Twitterze. – Były to nieliczne doniesienia, wręcz punktowe relacje naszych czytelników lub ofiar zajść – mówi Joachim Frank, naczelny korespondent „KStA”. Podkreśla, że z mediów społecznościowych wyłaniał się inny obraz sylwestra niż ten prezentowany w policyjnej informacji dla mediów rozesłanej rankiem w Nowy Rok. Ta mówiła o „raczej pokojowym przebiegu nocy sylwestrowej”. Mimo, iż dziennikarze kolońskiej gazety nie mogli skonfrontować doniesień z policją, zdecydowali się na ich publikację. Już wczesnym popołudniem 1 stycznia portal internetowy „KStA” informował: „Seksualne molestowanie w sylwestrową noc. Masowe ataki na kobiety na kolońskim dworcu”. Oparł się na informacjach pochodzących od dwóch ofiar i wspomniał o wpisach na jednej z kolońskich grup na Facebooku. Zaznaczył, że strona grupy została zablokowana, bo roiło się na niej od rasistowskich treści.

Joachim Frank: Były to nieliczne doniesienia naszych czytelników lub ofiar zajśćZdjęcie: Peter Rakoczy

To właśnie one powodowały, że media społecznościowe nie cieszyły się już wcześniej dobrą sławą. Od początku kryzysu migracyjnego nie brakowało w nich populistycznych, ksenofobicznych wpisów, pogłosek, których bohaterami byli uchodźcy. Po sylwestrowej nocy w Kolonii redakcje stanęły przed trudnym wyzwaniem. – Mieliśmy do czynienia z niejasnymi faktami – mówi Joachim Frank. – Musieliśmy zważyć, co wiemy i co możemy uznać za wiarygodne, a co jest niejasne – wyjaśnia. Frank przypomina sobie, że masowy fenomen kolońskich ekscesów redakcja rozpoznała tydzień później, kiedy reporter dziennika dotarł do skrawka papieru, znalezionego u jednego z podejrzanych. Ręcznie sporządzone notatki zawierały seksistowskie zwroty. 

Policja: „pozytywny przebieg”

O niejasnej sytuacji mówił także pełniący wówczas dyżur w publicznej rozgłośni Westdeutscher Rundfunk (WDR) w Kolonii reporter policyjny Jochen Hilgers. Siedziba rozgłośni sąsiaduje z miejscem, w którym rozegrały się sylwestrowe ekscesy. – Dzwoniąc w pierwszy dzień nowego roku do rzeczniczki kolońskiej policji, zostałem poinformowany o pozytywnym przebiegu nocy sylwestrowej. Nic nie przemawiało za tym, by informacje te podawać w wątpliwość – przyznał Hilgers. Jak zaznaczyła rzeczniczka prasowa WDR, do redakcji nie zgłaszały się ofiary napadów, które mogłyby naświetlić sprawę. – Pełny obraz wydarzeń ujawnił się dopiero w ciągu kolejnych dni, kiedy drastycznie wzrosła liczba zgłoszeń na policji i coraz więcej kobiet opisywało zajścia w mediach społecznościowych – wyjaśniła Annette Metzinger z Biura Prasowego WDR. Rozgłośnia poinformowała o zajściach 2 stycznia.

Publiczna rozgłośnia WDR, sąsiadująca z miejscem napadów, włączyła się w sprawozdania 2 styczniaZdjęcie: wdr.de

Związki zawodowe dziennikarzy wykazały zrozumienie dla medialnego poślizgu w informowaniu o kolońskich napadach. Przewodniczący Niemieckiego Związku Dziennikarzy (DJV) Frank Überall oświadczył, że „dziennikarze mają informować, a nie spekulować”, innymi słowy zanim dana informacja trafi do mass mediów musi bazować na co najmniej kilku faktach.

Mówi o tym także dziennikarz ZDF Thomas Münten. – W odróżnieniu od tego, co ukazuje się w mediach społecznościowych naszym zadaniem jest publikowanie sprawdzonych informacji. Po sylwestrze ich ewaluacja zawiodła, bo to właśnie policja pierwsza podała nieprawdziwe informacje – mówi.

Dziennikarzom udzieliła się społeczna euforiaZdjęcie: picture-alliance/dpa/F. Rumpenhorst

Media w ogniu krytyki

Po wydarzeniach w Kolonii media znalazły się w ogniu krytyki. Mowa była o „systemowym błędzie”, „zatajaniu”, „informowaniu w duchu rządu”. Były minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich nazwał media „kartelem milczenia" i stwierdził istnienie embarga na informacje, kiedy chodzi o zarzuty pod adresem imigrantów. 

Oliwy do ognia dolali dziennikarze, którzy krytycznie ocenili reakcję redakcji na ekscesy, tłumacząc to m.in. autocenzurą. Freelancerka WDR Claudia Zimmermann w wywiadzie dla holenderskiego radia powiedziała, że w jej rozgłośni istnieją wytyczne dla dziennikarzy odnośnie informowania o wydarzeniach politycznych. Wyjaśniła, że dziennikarze publicznej rozgłośni są zobowiązani do informowania w duchu polityki Angeli Merkel i „bardziej pozytywnie” podchodzić do kwestii imigrantów.

Wypowiedź dziennikarki publicznej rozgłośni oburzyła jej redakcyjnych kolegów. Niezależni dziennikarze pracujący dla WDR wystosowali list otwarty, w którym zaznaczyli: „Nie otrzymujemy żadnych politycznych zaleceń!”.

Głosów podobnych do Zimmermamm było jednak więcej. Na Niemieckim Kongresie Medialnym 2016 dziennikarz magazynu „Stern” Hans-Ulrich Jörges mówił o wiarygodności niemieckich mediów. Przestrzegał: „Świadome kłamstwo to nie jest nasz problem, tylko przedstawianie rzeczywistości w różowych barwach, rozpowszechnianie, powierzchowność, utrata pamięci i nieprzestrzeganie zasad researchu”. 

W sierpniu 2015 gazeta tygodniowa „Die Zeit” zatytułowała swoje wydanie „Witamy!", a wersję internetową "Ziemia obiecana" Zdjęcie: zeit.de

Zarażeni euforią

Czy w czasie kryzysu migracyjnego media zaczęły upiększać rzeczywistość? Jochen Hilgers i Thomas Münten podkreślają, że nie ma żadnych zaleceń z góry odnośnie sposobu informowania o imigrantach. Münten przyznaje jednak, że w początkowej fazie kryzysu migracyjnego dziennikarze „zarazili się euforią w społeczeństwie” i „powszechnym hasłem damy radę'”. – A problemy związane z integracją zostały odsunięte na dalszy plan – mówi Thomas Münten. – Powinniśmy byli dużo wcześniej zdjąć różowe okulary – dodaje.

Euforyczną postawę mediów w czasie kryzysu uchodźczego potwierdzają też badania Michaela Hallera z Hamburg Media School. Jego zespół przeanalizował ponad 34 tys. artykułów w prasie krajowej i regionalnej w latach 2009-2015. Wniosek: media podchwyciły od polityków narrację „kultury gościnności” („Willkommenskultur”). Haller obliczył, że tylko w 2015 liczba artykułów poświęconych „Willkommenskultur” wzrosła do 19 tys. i była o 4 tys. wyższa niż w latach 2009-2014 łącznie. Szczytem było lato 2015, kiedy pojedyncze gazety drukowały dziennie po 7 tekstów na ten temat. Aż 82 proc. wszystkich artykułów poświęconych imigrantom miało pozytywną konotację, 12 proc. miało charakter czysto informacyjny, a jedynie 6 proc. problematyzowało politykę migracyjną rządu. Opiniotwórcze media zagospodarowały hasło Angeli Merkel „damy radę” jako własne. W sierpniu 2015 gazeta tygodniowa „Die Zeit” zatytułowała swoje wydanie „Witamy!", tabloid „Bild” ruszył z akcją pomocy uchodźcom. Media pokazały wielką falę pomocy niesioną przez Niemców i tylko sporadycznie donosiły o problemach związanych z przyjęciem tak dużej liczby uchodźców. – Dziennikarze zapomnieli o swojej roli – stwierdził Haller, który uczula dziennikarzy, by krytycznie śledzili działania związane z polityką imigracyjną: przyglądali się skutkom tworzenia wielkich ośrodków dla azylantów, obserwowali powstawanie gett, prezentowali różne opinie, rozmawiali z ekspertami.

Sylwestrowe ataki na kobiety wykorzystały w swojej retoryce populistyczna Alteratywa dla Niemiec i antyislamska PegidaZdjęcie: DW/D. Regev

Pochodzenie: ważne czy nie?

Niemieckie media już na to zareagowały. – Wydarzenia w Kolonii to pewna cezura. Media krytyczniej podchodzą do tematu imigrantów i uchodźców, informują o ciemnych stronach polityki migracyjnej – mówi Hendrik Zörner, rzecznik prasowy DJV.

Napady w Kolonii ożywiły też debatę na temat sposobu informowania o sprawcach i podejrzanych, szczególnie wtedy, gdy chodzi o obcokrajowców. Niemiecki kodeks prasowy nakazuje z obawy przed dyskryminacją rezygnować z podawania cech etnicznych i religijnych sprawcy, jeśli nie ma to rzeczowego związku z popełnionym czynem. Już w przypadku sylwestrowych zajść w Kolonii dziennikarze mieli problem z interpretacją tej wytycznej. Część redakcji nie podała, że sprawcy w większości pochodzili z krajów Afryki Północnej i mówili po arabsku, poza tym, że wśród rzekomych sprawców byli też ubiegający się o azyl Syryjczycy, Afgańczycy i Irakijczycy. „Kölner Stadt-Anzeiger” podał te informacje. – Naszym zdaniem były niezbędne do zrozumienia istoty tamtych zajść – tłumaczy Joachim Frank.

Temat wytycznej powrócił na początku grudnia po aresztowaniu afgańskiego uchodźcy podejrzanego o gwałt i zamordowanie studentki we Fryburgu. W głównym wydaniu telewizyjnych wiadomości informacja o pochodzeniu domniemanego mordercy nie padła. Padły za to zarzuty o tuszowanie sprawy.

Niemiecka Rada Prasowa nie zamierza jednak zmieniać wytycznej, choć redakcje coraz częściej podają pochodzenie sprawcy, nawet jeśli informacja o tym nie ma związku ze sprawą. Drezdeńska gazeta „Sächsische Zeitung” uznała nawet, że pomoże w ten sposób cudzoziemcom, bo wiernie odda rzeczywistość. Od tego czasu czytelnik dowiaduje się, czy podejrzanym lub sprawcą jest Niemiec czy obcokrajowiec.

Kolonia - cezurą

Kolonia na długo pozostanie w pamięci Niemców. Uchodzi za cezurę w stosunku do imigrantów. Nienawiść i przemoc odczuwają na własnej skórze uchodźcy, szczególnie wtedy, gdy płoną ich kwatery. Sylwestrowe ataki na kobiety wykorzystały w swojej retoryce populistyczna Alteratywa dla Niemiec (AfD) i antyislamska Pegida. Udaje im się mobilizować masy.

Media muszą pisać o tych wszystkich nastrojach. Nie mogą popadać w euforię, ani w odwrotną skrajność. – Musimy podążać środkiem – konstatuje Thomas Münten. W tym roku będzie czuwał reportersko nad wydarzeniami sylwestrowej nocy w Kolonii. Również inne redakcje wyślą swoich dziennikarzy na ulice Kolonii i wzmocnią ekipę śledzącą media społecznościowe.

A w nowym roku dziennikarzom pozostanie jeszcze rozwikłać niejedną kwestię związaną z tragiczną nocą sylwestrową 2015. Muszą ustalić m.in. wiarygodność doniesień  policji o nieświadomości ogromu zajść, dowiedzieć się, kto polecił wykreślić z policyjnych raportów słowo „gwałt”, i kiedy rząd Nadrenii Północnej-Westfalii dowiedział się o sylwestrowych napadach.

Katarzyna Domagała

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej