SZ: Niemieccy sadownicy boją się konkurencji z Polski
Elżbieta Stasik26 kwietnia 2016
Kwietniowy powrót zimy, płace minimalne i tanie jabłka z Polski – sadownicy znad Jeziora Bodeńskiego mają aż nadto powodów do obaw, pisze „Sueddeutsche Zeitung”.
Reklama
„Na początku kwietnia wśród bawarskich sadowników panował optymizm. "Jeśli tak dalej pójdzie, już teraz możemy się cieszyć na piękne jabłka” – monachijski dziennik przytacza wypowiedź szefa bawarskiego związku sadowników sprzed kilku tygodni.
Drzewa zakwitają dziś wprawdzie wcześniej niż jeszcze kilka lat temu, ale rolnicy kładą to na karb zmian klimatycznych i nie widzą powodów do obaw. Przed zapowiadanymi na połowę tygodnia przymrozkami, które mają być znacznie ostrzejsze niż w minioną niedzielę, hodowcy jabłek przyznają, że „trzęsą portkami”.
Tym bardziej, że jak pisze gazeta: „Od dwóch lat i tak już doskwiera im obowiązująca płaca minimalna. Rolnicy muszą teraz płacić swoim pracownikom osiem euro na godzinę” – przypomina SZ.
Praca sezonowa w Niemczech. Czy wciąż się opłaca?
Na niemieckich polach zatrudnia się rocznie około 400 tys. robotników sezonowych. Najwięcej przyjeżdża ich z Polski, Rumunii i Bułgarii. Ustawowa stawka minimalna 7,40 euro pozwala lepiej zarobić.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Praca sezonowa wciąż się opłaca
Przekonują Polacy zatrudnieni u farmera Roberta Bossmanna w Monheim pod Düsseldorfem. "My tutaj mamy teraz po 7,40 euro na rękę za godzinę"
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Nocleg za 9 euro
Pani Bożena, Kasia, Paulina, pan Tadeusz, Marcin i wielu innych Polaków, którzy przjedżają na zbiory truskawek pod Monheim, mieszkają w kontenerach. Nocleg i korzystanie z innych dobrodziejstw takiego mieszkania kosztuje każdego z nich 9 euro dziennie.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Emeryt pan Tadeusz
Gdańszczanin pan Tadeusz przyjeżdża, żeby dorobić sobie do emerytury. Dwa miesiące wystarczą, by móc pokryć grubsze wydatki, takie jak opał na zimę.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Pieniądze na czesne
Syn pana Tadeusza Piotr, student na wydziale budownictwa w Gdańsku, przyjeżdża z ojcem na 2 miesiące i zarabia tyle, że starcza nie tylko na czesne.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Kierowca Marcin
Z zawodu jest mechanikiem samochodowym. Do pracy u Roberta Bossmanna przyjechał już 5 raz z rzędu. Zatrudniony jako kierowca rozwozi truskawki do 30 kiosków, które są własnością farmera. Pracuje od 3 do 6 miesięcy i "wychodzi na swoje".
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Pani Bożena ze Stargardu Gdańskiego
Praca przy truskawkach jest jak każda inna. Pani Bożena, z zawodu kelnerka, całe życie pracowała fizycznie."Tutaj wszyscy są tacy sami i nieważne, że jeden jest studentem, ktoś nauczycielką czy dyrektorem. Przyjechaliśmy w jednym celu: zarobić pieniądze!
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Nauczycielka geografii
Pani Kasi uczy na co dzień w szkole podstawowej w Gowidlinie na Kaszubach. Do farmera Bossmanna przyjeżdżała jej siostra. Kiedy urodziła dziecko, miejsce się zwolniło. Pani Kasia zarabia na wyjątkowy urlop.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Będzie przyjeżdżał
Krzysztof z Malborka ma na utrzymaniu żonę Paulinę i dziecko. W Polsce pracuje dorywczo na budowie lub w cukrowni. W Monheim jest już 3 miesiące i zostanie jeszcze miesiąc.Będzie tu przyjeżdżał dopóki starczy mu sił.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Paulina
Przyjechała razem z Krzysztofem. Źle znosi rozłąkę z mężem, ale musi już wracać do domu do Malbora. Tam czeka na nią ich dziecko, którym opiekuje się mama Pauliny.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Telefon od szefa
Kiedy na komórkę dzwoni farmer Robert Bossmann, pan Tadeusz słucha bardzo uważnie. Na szczęście mówi trochę po niemiecku."Szef jak szef musi kontrolować wszystko, bo tu jest kupa ludzi z różnych stron", tłumaczy i zaraz zwołuje ekipę do wyjścia w pole.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Kilka koszyków
W jednym z kiosków zabrakło truskawek. W niecałą godzinę uzbiera się kilka koszyków.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Rumun Janos
Przyjechał do Monheim z małej miejscowości w Siedmiogrodzie. Bardzo lubi Polaków i nie tylko chętnie z nimi pracuje, ale spędza też z nimi każdą wolną chwilę, pilnie ucząc się polskiego.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Po pracy
Z ulgą zrzuca się brudne spodnie, przepocone koszule i zmienia gumiaki na nieco lżejsze buty.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
Powrót na Mazury
Studentka Kasia zarabiała przez 3 tygodnie na wyjazd na południe Woch, bo chce poduczyć się włoskiego.
Zdjęcie: Maciej Atamanczyk
14 zdjęć1 | 14
Boleśnie odczuwają to zwłaszcza hodowcy szparagów, truskawek i jabłek. Tu bowiem nie można zautomatyzować pracy, tylko trzeba zbierać ręcznie. "Chętnie płacimy naszym pracownikom osiem euro, ale jeżeli słoweński rolnik płaci swoim ludziom tylko 2,30 euro i hurtowo sprzedaje u nas jabłka, nasze już nie mają szans" – przyznał gazecie szef związku sadowników z powiatu Lindau.
„Do płacy minimalnej dochodzi dodatkowo nałożony przez Rosję zakaz importu owoców z UE” – pisze SZ. – „Od czasu wejścia zakazu w życie niemiecki rynek zalewają przede wszystkim polskie jabłka. "Po cenach najniższych z możliwych” – dodał cytowany przez "Sueddeutsche Zeitung" sadownik z Lindau. Region wokół Jeziora Bodeńskiego jest drugim co do wielkości „zagłębiem owocowym” Niemiec.