„FAZ”: Czy Polacy ratujący Żydów to byli „typowi" Polacy?
15 kwietnia 2016Obszerny tekst Kamińskiego to odpowiedź na artykuł „FAZ” z 6 kwietnia pt. „Czy bohaterska rodzina Ulmów naprawdę była typowa?". Jego autor Joseph Croitoru podważa sens powstania Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów w Markowej. Dowodzi, że to projekt PiS-owski - partyjny i powołując się na ekspertów próbuje ocenić, jakie były „typowe” zachowania Polaków w stosunku do Żydów podczas II wojny. Z artykułu wynika, że ratujący Żydów, m.in. rodzina Ulmów, to wyjątki, a postawy Polaków wobec mordowanych przez Niemców Żydów były odwrotne. Autor nie wspomina, w jakich warunkach żyli Polacy pod niemiecką okupacją.
Ulmowie - bestialsko zamordowani wraz z dziećmi
Robi to dziś w „FAZ” dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej dr Łukasz Kamiński. „Skąd Niemcy chcieliby dowiedzieć się, co jest typowo polskie? My sami wiemy jedynie, co było u nas typowe pod niemiecką okupacją” - zaczyna tekst.
Przypomina historię Ulmów - Józefa i jego żony Wiktorii, rolników zamordowanych przez Niemców za ukrywanie dwóch rodzin żydowskich. Zdradził ich granatowy policjant, skazany potem za to przez władze podziemne na karę śmierci - wyrok wykonano. W marcu 1944 małżeństwo zostało rozstrzelane w Łańcucie przez niemieckich żandarmów. Wraz z nimi zamordowano szóstkę ich dzieci - najstarsze miało osiem lat. Wiktoria Ulma była wtedy w dziewiątym miesiącu ciąży - poród rozpoczął się podczas egzekucji.
Właśnie taka kara groziła Polakom nie tylko za pomoc Żydom, ale i za inne, mniejsze „przewinienia”. Kamiński przypomina, że Polska była najbardziej sterroryzowanym terytorium pod niemiecką okupacją, a przemoc wobec Polaków miała na celu nie tyle utrzymanie porządku, co po prostu niszczenie - fizyczne i psychiczne - polskiego społeczeństwa.
Czy to było typowe? „Absurdalne pytanie”
„Pytanie zawarte w tytule artykułu Croitoru można potraktować albo jako absurdalne, albo retoryczne. To oczywiste, że postawa Ulmów, którzy dla ratowania Żydów poświęcili własne życie, nie była typowa. Postawy heroiczne nigdy nie są typowe!” - zauważa szef IPN. „Tak samo mało typowa była działalność Ireny Sendlerowej, która uratowała przed niemieckimi mordercami 2,5 tys. żydowskich dzieci, umieszczając je w polskich rodzinach i katolickich klasztorach. Podobnie nietypowy był los kuriera Podziemia Jana Karskiego, który w 1943 roku doniósł prezydentowi Rooseveltowi o tragedii polskich Żydów, co niestety nie wywołało żadnej realnej reakcji” - przypomina Kamiński.
„Postawa Ulmów i tysięcy podobnych rodzin nie była typowa. Podobnie jak nie można uznawać za typową postawę tych, którzy szantażowali i wydawali Niemcom Żydów i pomagających im Polaków” - zauważa.
Przypomina też - co pominął w swoim tekście dziennikarz „FAZ” - co w latach 1939-1944 było w Polsce typowe: egzekucje, masowe mordy na inteligencji i elitach, łapanki uliczne, wysiedlenia, które dotknęły 800 tys. Polaków, rabunki i niszczenie mienia i dorobku kulturowego, praca przymusowa, niszczenie gospodarki… Typowe było wreszcie karanie śmiercią za pomoc Żydom. Kamiński obszernie wylicza te i inne fakty znane większości polskich uczniów. Przypomina też słowa gubernatora Hansa Franka z lutego 1940 roku: „W Pradze np. rozlepiono wielkie czerwone plakaty, które obwieszczały, że oto dzisiaj zostało rozstrzelanych siedmiu Czechów. Pomyślałem sobie: Gdybym chciał wywiesić jeden plakat zawiadamiający o każdych siedmiu rozstrzelanych Polakach, to lasów całej Polski nie wystarczyłoby na ich wydrukowanie”.
Po co to muzeum? Bo bohaterowie na to zasługują
Dyrektor IPN odnosi się też do samej kwestii muzeum w Markowej - jak wyjaśnia, idea powstała dawno, jeszcze za poprzednich rządów i nie jest inicjatywą polityczną: „Muzeum tego nie powołano do tego, by sugerować, że postawa Ulmów była typowa. Wręcz przeciwnie: ma ono wskazywać, jak wyjątkowa była ich ofiara i stawiać Ulmów i podobnie działających ludzi za wzory dla nas i przyszłych pokoleń”.
"IPN i wiele innych instytucji w Polsce badają los Polaków, który pomogli Żydom, nie po to, by odpowiadać na jakieś ideologiczne zapotrzebowanie. Jesteśmy zdania, że to nasze zobowiązanie w stosunku do bohaterów, którzy ryzykowali życie. Że zasłużyli na to, by zachować ich nazwiska w pamięci potomnych” - podkreśla dr Kamiński.
opr. Monika Margraf