Szkoła na pełnym morzu - lekcje geografii i biologii
24 marca 2014Wspinanie się na maszt, wędrówka przez las deszczowy czy płynięcie w łódce z Indianami z plemienia Naso ‒ to wszystko wynagradza 16-letniej uczestniczce wyprawy Silas Jurkat chwile, które musi spędzić leżąc w koi i cierpiąc na chorobę morską. Od października wraz z 33 innymi uczniami z całych Niemiec dziewczyna przemierza Atlantyk na pokładzie trzymasztowego szkunera. ‒ Nawet jeśli od czasu do czasu nie jest fajnie, to nigdy w życiu nie zamieniłabym tej podróży na nudne lekcje w klasie ‒ mówi. Wielka wyprawa kończy się w kwietniu, a Silas jest pewna, że długo nie usiedzi na miejscu.
Ciężka praca
Silas wraz z innymi uczniami bierze udział w projekcie „Szkoła pod żaglami” (niem. KUS). Statek Thor Heyerdahl, noszący swoją nazwę od norweskiego podróżnika i poszukiwacza przygód, wyruszył w morze wypełniony uczniami już sześć razy od 2008 roku. Pomysłodawcami projektu są wykładowcy Uniwersytetu w Erlangen. Każdego roku na pokładzie statku wyrusza 16 marynarzy, 5 nauczycieli i 34 uczniów gimnazjum. Lekcje odbywają się na morzach w pobliżu Teneryfy, Grenady, Panamy czy Kuby. To, co brzmi jak wspaniała przygoda jest w rzeczywistości bardzo ciężką pracą. Uczniowie stanowią jednocześnie załogę statku i razem ze wszystkimi innymi uczestnikami muszą rozstawiać maszt, trzymać wachtę, gotować, myć statek czy obsługiwać śródokręcie lub żagle cumy na rufie.
Nowe przyjaźnie
190 dni i 12 tysięcy mil morskich na niewielkiej powierzchni, ciężka praca i nauka ‒ to wszystko wymaga zdolności pracy w grupie, dyscypliny i mocnych nerwów. ‒ Czasami człowiek ma dosyć ciągłej pracy w grupie ‒ objaśnia jedna z uczestniczek Zoe Gschossman ‒ Ale staramy się tutaj o wszystkim rozmawiać, od razu wszystko wyjaśniać ‒ dodaje dziewczyna. 190 dni na statku przyczyniło się do powstania nowych przyjaźni. ‒ Najfajniejsze jest, że również nauczycieli traktujemy bardzo po przyjacielsku ‒ tłumaczy Zoe.
W czasie podróży na statku Thor Heyerdahl młodzież zwolniona jest z typowych zajęć w szkole. Koszty projektu na jednego ucznia, które muszą pokryć rodzice, w miesiącu wynoszą aż 2700 euro. Ale prowadzący projekt Ruth Merk zaznacza, że adresatami tego przedsięwzięcia są nie tylko dzieci z zamożnych rodzin. Każdy z uczestników może starać się o częściową refundację kosztów. ‒ Dodatkowo w wakacje pracowałam w ogródku piwnym, żeby sobie dorobić ‒ mówi jedna z uczestniczek.
Wymagane świetne oceny
Każdego roku o uczestnictwo w projekcie stara się aż 200 uczniów, 50 z nich będzie zaproszonych na rozmowę kwalifikacyjną, a ostatecznie wyłonionych zostaje 34 podróżników. Liczy się nie tylko ciekawość świata czy motywacja, ale także świetne oceny, bo na statku odbywa się tylko 40 procent normalnych zajęć szkolnych. ‒ Jednak wielu uczniów po tej podróży ma jeszcze lepsze oceny niż wcześniej ‒ podsumowuje Ruth Merk.
Przyczyną tych uczniowskich sukcesów jest, zdaniem szefa projektu, fakt, że uczniowie muszą wykazać się na statku dużą odpowiedzialnością. ‒ Żeby umieć posługiwać się mapami muszą potrafić obliczać sinus i cosinus, a podczas nurkowania w rafie koralowej uczą się więcej o ekosystemie oceanu niż nauczyliby się w szkole ‒ wyjaśnia Merk. Uczniowie dowiadują się więc w praktyce jak ciężkie jest zdobywanie wulkanicznych szczytów, jak trudne są wędrówka po deszczowym lesie czy rozpalanie ogniska razem z Indianami z plemienia Naso.
Przewartościowanie
‒ Jedzenie odgrywa ważną rolę, bo na statku jest po prostu racjonowane. Nie jest więc tak jak w domu, a czekoladowy batonik jest skarbem na wagę złota ‒ objaśnia Merk ‒ W ten sposób uczniowie zyskują inne spojrzenie, inny system wartości ‒ podsumowuje prowadzący projekt. Do przewartościowania przyczyniają się także spotkania z Indianami i mieszkanie u goszczących ich rodzin na Kubie czy Grenadzie. ‒ Wielu z nas stało się wrażliwszych na ubóstwo i socjalną niesprawiedliwość ‒ objaśnia Zoe ‒ Jesteśmy więc bardziej dojrzali i bardziej odpowiedzialni.
tłum. Aleksandra Wojnarowska
red. odp. :Barbara Cöllen