Szkocki wirus. Kto jeszcze myśli o rozwodzie?
16 września 2014Po rozpadzie ZSRR i Jugosławii we wschodniej części Europy powstało wiele nowych państw. W Europie Zachodniej natomiast można odnieść wrażenie, że ustalone dawniej granice państw narodowych obowiązują raz na zawsze. Zdarzały się w niej wprawdzie ruchy i tendencje separatystyczne, ale szanse na oderwanie się tego czy innego regionu od "macierzy", o ile to właściwe słowo, były zerowe. To wszystko może ulec zmianie 18 września po zwycięstwie zwolenników niepodległej Szkocji, oderwanej od Wielkiej Brytanii. Czy może to spowodować lawinę rozwodową? Kto jeszcze w Europie nosi się z myślą ustanowienia własnego państwa? Oto potencjalni kandydaci:
Szkocja
Unia między królestwem Anglii i królestwem Szkocji z 1707 roku, która stworzyła nowe państwo - Wielką Brytanię, wytrzymała długą, bo liczącą ponad 300 lat próbę czasu. Ale 18 września może przejść do historii. Wystarczy, że większość Szkotów odpowie TAK na pytanie, czy chcą niepodległości. Gdyby szkockie referendum niepodległościowe dopuszczało obok oderwania się Szkocji od Anglii albo pozostania w granicach Wielkiej Brytanii trzecią opcję - nadanie jej dużo większej autonomii, możnaby twierdzić z góry, że zdecydowana większość uczestników głosowania opowiedziałaby się za takim rozwiązaniem. Londyn się jednak na to nie zdecydował, licząc pewnie na to, że pełna niepodległość i możliwe następstwa takiego kroku przestraszą Szkotów. Może teraz zapłacić za to wysoką cenę, bo jeśli szkoccy separatyści wezmą górę, 24 marca 2016 roku Europa powita narodziny, a mówiąc ściślej, ponowne narodziny wolnego państwa szkockiego.
Katalonia
Nigdzie indziej w zachodniej części Europy szkocki wirus nie okazał się tak zaraźliwy, jak w Katalonii. Za czasów dyktatury generała Franco wszelkie dążenia niepodległościowe Katalończyków były z góry skazane na klęskę. Zabronione było nawet posługiwanie się językiem katalońskim. Dziś Katalonia jest jedną z 17 wspólnot autonomicznych Hiszpanii, wyróżniającą się spośród nich wysokim poziomem rozwoju gospodarczego. To on, oprócz tendencji niepodległościowych, które w odróżnieniu od Kraju Basków nigdy nie przybrały formy działalności terrorystycznej, stanowi główny argument zwolenników oderwania się od Hiszpanii. Ich zdaniem Hiszpania bezlitośnie łupi i wykorzystuje pracowitą i dlatego bogatą Katalonię. W styczniu 2013 roku parlament Katalonii przyjął deklarację suwerenności, która stanowiła pierwszy krok do przeprowadzenia referendum niepodległościowego w listopadzie tego roku. Rząd w Madrycie się na to nie zgadza. Konfrontacja wydaje się nieunikniona.
Kraj Basków
Genarał Franco tępił także baskijski nacjonalizm i język baskijski. Baskonia jest znacznie słabsza gospodarczo od Katalonii i dlatego baskijskie dążenia separatystyczne przybrały inną formę, której symbolem jest, uznawana za terrorystyczną, organizacja ETA, co jest skrótem hasła "Baskonia i Wolność". Bojownikom ETA zarzuca się, że w ciągu 50 lat ich walka pociągnęła za sobą ponad 800 ofiar śmiertelnych. Trzy lata temu ETA odżegnała się od stosowania przemocy i skupiła się na działalności politycznej. Ani jedno, ani drugie nie przybliżyło jej do głównego celu w postaci ustanowienia niepodległego Kraju Basków. Konstytucja Hiszpanii stanowi, że decyzję o przeprowadzeniu referendum niepodległościowego może podjąć wyłącznie rząd w Madrycie, ale ten jest od tego jak najdalszy, zarówno w odniesieniu do Katalonii, jak i Kraju Basków.
Flandria
W najnowszych wyborach parlamentarnych w Belgii Nowy Sojusz Flamandzki z Bartem De Weverem na czele stał się najważniejszą siłą polityczną w Regionie Flamandzkim. Tak bowiem brzmi oficjalna nazwa tego, jednego z trzech regionów federalnych Belgii. De Wever jest przekonany, że Belgia prędzej czy później się rozpadnie i zmierza do utworzenia niepodległej Flandrii. Gdyby do tego kiedyś doszło, wtedy Belgia utraciłaby ponad połowę obywateli i ponad połowę swego potencjału gospodarczego. Innymi słowy: niewiele by z niej zostało. Ale w takim przypadku należałoby zastanowić się, co zrobić z Brukselą, która jest oficjalną centralą UE i NATO. Nie wiadomo też, co stałoby się z Walonią. Mówi się o jej przyłączeniu do Francji, Luksemburga, a nawet do Niemiec, ale takie dywagacje mają czysto teoretyczny charakter, bo do tej pory Belgowie potrafili utrzymać jedność swego kraju.
Padania
Separatystyczny ruch w północnych Włoszech ma czysto ekonomiczny charakter. Północ, na którą składają się Lombardia, Valle d'Aosta, Piemont, Liguria, Wenecja i Emilia-Romania wytwarza zdecydowaną większość włoskiego PKB. Wielu mieszkańców północnych Włoch jest przekonanych, że środkowa i zwłaszcza południowa część kraju marnotrawi ciężko zapracowane przez nich pieniądze, i że najlepszym wyjściem dla nich byłoby ogłoszenie niepodległości tego regionu. W 1996 roku Liga Północna, partia powstała w roku 1989, proklamowała powstanie Federalnej Republiki Padanii, nie uznanej jednak oficjalnie przez żaden rząd. Była to decyzja równie operetkowa, jak hymn Padanii, którym jest Va, pensiero - chór niewolników z opery Nabucco. Dziś Liga Północna domaga się tylko zachowania przez Padanię trzech czwartych pieniędzy wypracowanych w tym regionie.
Tyrol Południowy
W Tyrolu Południowym, zwanym też Górną Adygą, dochodzi do głosu wiele czynników politycznych, historycznych, gospodarczych i kulturowych. Do końca I wojny światowej Tyrol Południowy należał do Austro-Węgier. Na mocy traktatu w Saint-Germain został wcielony do Włoch jako region Trydent-Górna Adyga. Po II wojnie światowej stale zwiększał zakres swojej autonomii. Złote czasy dla Tyrolu skończyły się z chwilą wybuchu kryzysu gospodarczego w UE i we Włoszech, co spowodowało ożywienie tendencji separatystycznych. Wielu Południowotyrolczyków, którym wiedzie się dobrze, nie chce mieć nic wspólnego z problemami gospodarczymi całych Włoch i domaga się oderwania od Rzymu.
Korsyka
Rząd w Paryżu długo starał się wyrugować język korsykański z życia publicznego i szkół na wyspie. Równie stanowczo tępił wszelkie przejawy tendencji separatystycznych, korzystając z podziałów wśród Korsykańczyków w ich stosunku do Francji. Najbardziej wojowniczy i nieustępliwy stosunek wobec niej ma Front Narodowego Wyzwolenia Korsyki (FLNC), który nie stronił od aktów przemocy i działalności ocierającej się o terroryzm. Dopiero latem tego roku przywódcy FLNC zapowiedzieli, że rezygnują ze stosowania przemocy, ale w dalszym ciągu są za przyznaniem Korsyce niepodległości. Inne ugrupowania domagają się poszerzenia autonomii wyspy, za czym kryją się żądania większej promocji języka korsykańskiego, większych uprawnień regionalnego samorządu oraz zwolnień od niektórych podatków państwowych. W roku 2000 ówczesny premier Francji Lionel Jospin zgodził się na zwiększenie autonomii w zamian za powstrzymanie przemocy, ale sprzeciwiła się temu gaullistowska opozycja we francuskim Zgromadzeniu Narodowym, która bała się, że doprowadziłoby to do wysunięcia żądań autonomii przez inne regiony, z Bretanią, Prowansją i Alzacją na czele. W rezultacie konflikt na Korsyce tli się nadal i w niesprzyjających dla rządu w Paryżu okolicznościach może wybuchnąć z nową siłą.
Bawaria
Bawarskie dążenia niepodległościowe należy traktować z przymrużeniem oka, jako jeszcze jedną osobliwość tego regionu. Faktem jednak jest, że jego oficjalna nazwa brzmi "Wolne Państwo Bawaria" i dopóki ktoś tego nie zmieni, dopóty Bawarczycy będą skłonni się tym zadowolić jako wyrazem uznania dla ich historii, tradycji, obyczajów i osiągnięć. Z drugiej strony warto podkreślić, że Bawaria bez trudu utrzymałaby się jako samodzielne państwo. Liczy prawie 13 mln mieszkańców, a więc więcej niż Szwecja czy Portugalia i dysponuje imponującym potencjałem gospodarczym. Bawarczycy, tak jak mieszkańcy Padanii, chcą aby większość wypracowanych przez nich pieniędzy zostawała na miejscu. Skarżą się na "janosikowe", ale na tym ich ambicje separatystyczne się kończą.
Christoph Hasselbach / Andrzej Pawlak