TAZ: "Po latach boomu gospodarczego Polskę zaczyna ogarniać kac"
6 listopada 2013"Tempo, tempo" - tak zagrzewali się do pracy Polacy po przystąpieniu Polski do UE w 2004 r. W ciągu 10 lat stworzyli "cud gospodarczy nad Wisłą". Warszawa stała się metropolią na miarę Berlina, Londynu czy Brukseli - pisze Gabriele Lesser o rozkwicie gospodarczym Polski.
Lecz ten szybki rozwój spowodował tak wysokie zadłużenie, że Polska musiała zaciągnąć hamulec bezpieczeństwa: zreformowany już system emerytalny znów przejdzie w państwowe ręce, pisze korespondentka TAZ w Warszawie.
"Zimny prysznic przyszedł niespodziewanie, bo wszyscy przyzwyczaili się już do coraz większego długu. Większość Polaków żyje 'na krechę'. A większość polityków jakby wykreśliła ze swego słownictwa pojęcie 'oszczędzania'. Nawet w czasach dobrej koniunktury nic nie odłożyli na gorsze czasy.
Nowe kredyty, obligacje i miliardowe subwencje z Brukseli zrodziły wrażenie, że Polska opływa w pieniądze. Tylko biedni, stanowiący, jakby nie było, 20 proc. społeczeństwa, nie zobaczyli ani grosza z tego bogactwa. Polska nie jest jeszcze gospodarką rynkową o socjalnym obliczu: między Bugiem i Odrą każdy musi sobie radzić sam".
To dopiero początek
Autorka artykułu stwierdza, że o ile państwa eurostrefy powoli podnoszą się po kryzysie finansowym i gospodarczym, Polska teraz dopiera pogrąża się w koniunkturalnym dole. Stopa wzrostu, robiąca niegdyś wielkie wrażenie, spada.
Autorka podaje dokładne liczby: w latach 2009-2012 realny wzrost PKB wyniósł 12 proc.; najwięcej w całej Europie. W tym roku będzie to raptem 1 proc. Żeby podkręcić nieco słabnącą koniunkturę premier Donald Tusk przeznaczył na lata 2013-2015 10 mld euro na program stymulacji wzrostu.
"Co prawda sprawi to, że polski dług prawie osiągnie próg ostrożnościowy, zapisany w roku 1997 w konstytucji, lecz Tusk potrafił przekonać Sejm, że to ryzyko Polska może na siebie wziąć“, pisze Gabriele Lesser. Dodaje, że parlament zawiesił już pierwszy próg ostrożnościowy z trzech zapisanych w konstytucji.
(...) "Deficyt budżetowy, który już od lat przekracza referencyjny poziom trzech procent PKB, zapisanych w Traktacie z Maastricht, odsuwa w dalszą przyszłość wejście Polski do strefy euro. Politycy i ekonomiści ostrożnie wymieniają datę 2020-2025."
Tak odległy termin ma związek także z wynikami aktualnych sondaży: 70 proc. Polaków w ogóle nie pragnie euro. Boją się inflacji i utraty pracy. Bezrobocie rzeczywiście wzrosło w Polsce do ok. 13 proc., wyjaśnia dziennikarka TAZ.
Małgorzata Matzke
Red.odp.: Anna Mierzwińska