1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Znak solidarności. Wizyty prezydentów USA w Berlinie

18 października 2024

Pierwsza wizyta Bidena w Berlinie przejdzie do historii tylko dlatego, że jest to prawdopodobnie ostatnia wizyta zagraniczna przed jego odejściem. Skromnie – w porównaniu do Kennedy'ego, Reagana czy Obamy.

 Ronald Reagan przed Bramą Brandenburską 1987 rok
Ronald Reagan w Berlinie w 1987: niech pan zburzy ten mur, panie Gorbaczow!Zdjęcie: Dieter Klar/dpa/picture alliance

W czerwcu 1963 roku Ed Koch na prezydenta Kennedy'ego czekał ponad osiem godzin. –  Dziś pewnie tak zdeterminowany bym nie był. Nie ten wiek. I nie ten prezydent – uśmiecha się 75-latek. Wtedy miał 14 lat i po raz pierwszy mógł zobaczyć prezydenta USA. I to takiego. – Byliśmy w sektorze amerykańskim, żyliśmy ich życiem, ich świętami i byliśmy nimi zainteresowani. A sam Kennedy budził euforię: był młody, przystojny, energiczny. Celebryta tamtych czasów, tak różny od Adenauera, czy innych polityków. Szczególnie mlodzi byłi pod wrażeniem.

Ed Koch od pół wieku obserwuje wizyty amerykańskich prezydentów w BerlinieZdjęcie: Magdalena Gwozdz-Pallokat/DW

Jestem berlińczykiem

Berlin Zachodni nie był wtedy celem oficjalnych wizyt polityków. Stolicą RFN był Bonn. Sam Berlin Zachodni był oddzielony od reszty państwa, jak wyspa, przypomina Ed Koch. Ta część miasta, strefy okupacyjne USA, Francji i Wielkiej Brytanii, otoczona była przez zależne od Moskwy NRD. 2 lata wcześniej Berlin został podzielony murem. Pamięć o radzieckiej blokadzie 15 lat wcześniej, była nadal żywa.  Dopiero co miejsce miał kryzys kubański, zimna wojna była w pełni. – W Berlinie Zachodnim żyliśmy w lęku, że alianci nas zostawią na pożarcie Moskwie. Że im się nie opłacamy, że nie pozwolą sobie na następny most powietrzny – wspomina Koch.

Ed Koch urodził sie i mieszkał w dzielnicy Schoeneberg. To tu, przed ratuszem mial przemawiać Kennedy, po odwiedzinach przed zamkniętą Bramą Brandenburską i na Check Point Charlie, przejściu między strefą radziecką i zachodnią. Uczniowie w Berlinie Zachodnim tego dnia dostali wolne. – Miałem ze sobą radio, w którym na żywo relacjonowano drogę Kennedy'ego i przekazywałem ludziom w tlumie, że się zbliża – wspomina Koch.  Kiedy już przyjechał i wszedł na podium, ludzi ogarnęła euforia. A potem stało sie TO. „Wszyscy wolni ludzie, gdziekolwiek żyją, są obywatelami Berlina, i tym samym ja, jako wolny człowiek z dumą mówię Jestem berlińczykiem”. „Ich bin ein Berliner”. Brawa, okrzyki, szał. –To było zobowiązanie, że bedą nas wspierać. Znak solidarności.

Prezydent John F. Kennedy w 1963 roku w Berlinie ZachodnimZdjęcie: AP Photo/picture alliance

 Panie Gorbaczow, niech Pan zburzy ten mur!

Po Kennedym Berlin – najpierw Zachodni, potem już zjednoczony – odwiedzali następni amerykańscy prezydenci:  Nixon, Carter, Reagan, Clinton, Bush junior, Obama. Ten ostatni w Niemczech był podczas swojej kadencji aż 6 razy, choć w samym Berlinie tylko dwukrotnie.  A właściwie trzykrotnie – bo po raz pierwszy jeszcze jako kandydat na prezydenta. Na jego przemowę, przy Kolumnie Zwycięstwa, przyszło ponad 200 tys. osób. Niemieckie media obwołały go „nowym Kennedym” – i podobną euforię w Berlinie Obama wtedy wzbudził, przyznaje Koch.  

Część prezydentów, jak Eisenhower, Carter, Ford, Johnsson, czy Bush senior poprzestała na odwiedzinach ówczesnej stolicy, Bonn – i do historii Niemiec nie przeszła. Ale i Donald Trump  nigdy nie był w Berlinie. Może wiedział, że na powitanie, jakie mieli jego poprzednicy, nie ma szans.  

Do niemieckiej świadomości i historii weszła jeszcze ostatnia wizyta Reagana w Niemczech, w 1987, kiedy z okazji 750-tej rocznicy powstania Berlina odwiedził to miasto. Po raz pierwszy. Wcześniej Reagan był już w Niemczech, m.in. w byłym obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen.

– Stał przed zasłoniętą Bramą Brandenburską, która była na terytorium NRD – wspomina Koch. Ze wschodniej strony zobaczyć go nie było można, ale usłyszeć – jak najbardziej. A Reagan adresował swoją mowę we wschodnim kierunku: „sekretarzu Gorbaczow, jeśli zależy ci na pokoju, dobrobycie Związku Sowieckiego i Europy Wschodniej, liberalizacji, to podejdź do tej bramy! Panie Gorbaczow, otwórz tę bramę! Panie Gorbaczow, zburz ten mur!”. Euforia dorównywała tej, po słowach Kennediego o berlińczykach.

Od euforii do partnerstwa

Ed Koch, który został w dorosłym życiu dziennikarzem, był przy wizycie każdego amerykańskiego prezydenta w Berlinie.  – Kiedyś wizyty amerykańskich notabli były odbierane jednoznacznie pozytywnie – wspomina. – Podczas pamiętnej wizyty Kennedy'ego w Berlinie była tylko jedna, wielka demonstracja wspierająca go. Za czasów Busha seniora było już mniej entuzjazmu, ale nadal ogólnie panowała pozytywna atmosfera. Teraz jest zdecydowanie inaczej.

Przed wizytą Joe Bidena w Berlinie zostało zgłoszonych kilka demonstracji przeciwko amerykańskiej polityce. To skutek tego, że Niemcy już od dawna nie postrzegają USA bezkrytycznie, jako mentora i wsparcia, jak było to za czasów „zimnej wojny”, tłumaczy Koch.

Już prezydent Bush senior widział Niemcy jako głównego partnera Waszyngtonu w nowej Europie. Bill Clinton, w Berlinie w 1994 r. powtórzył słowa Kennedy'ego o „byciu berlińczykiem" i wezwał kanclerza Kohla do wzięcia odpowiedzialności za Europę. Wizytę Clintona Koch wspomina zresztą z wyjątkowym sentymentem. – Tak blisko amerykańskiego prezydenta niegdy nie byłem. Bo po oficjalnych uroczystościach, Clintonowie na lotnisku spotkali się jeszcze z uczniami szkoły – jakby inaczej –  imienia Kennedy'ego. – Uczniom i ludziom, którzy byli w okolicy Clinton normalnie podawał rekę – wspomina Koch. Z tego spotkania został mu do dziś autograf.

Autograf Billa Clintona w zbiorach Eda KochaZdjęcie: DW

Wizyta Reagana w Berlinie w 1987 roku było ostatnia oficjalną, państwową wizytą amerykańskiego prezydenta w Niemczech. Potem prezydenci przybywali na spotkania wielostronne – szczyty gospodarcze, polityczne, obrady  OBWE itp. Zeszłotygodniowa wizyta Joe Bidena miała być pierwszą prawdziwą wizytą państwową, po prawie 40 latach – i pierwszą bilateralną od czasów Obamy. Huragan obniżył jej rangę.  Nie będzie bankietu, wspólnej konferencji prasowej – a przede wszystkim spotkania z publiką. Biden otrzymał jednak Krzyż Wielki klasy specjalnej Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec za wkład w rozwój stosunków transatlantyckich. Jest drugim prezydentem USA, po Georgu Bushu seniorze, który to odznaczenie otrzymał.

Ed Koch tym razem poprzestanie na oglądaniu prezydenta w telewizji. Tak blisko prezydenta, jak kiedyś, i tak nie da się podejść.  Spotkanie z obywatelami nie jest zaplanowane, przemowy nie będzie. – To nic nadzwyczajnego, nic porównalnego z historycznymi wizytami Kennedy'ego, Reagana, czy Obamy – wzrusza ramionami. Euforii nie przewiduje.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>