Trudny rok dla Bundeswehry
28 grudnia 2010W Selsingen w Dolnej Saksonii w kościele pod wezwaniem świętego Lambertusa dzwony nawołują wiernych do udziału w nabożeństwie żałobnym. Nad trumnami trzech żołnierzy Bundeswehry, poległych w potyczce z talibami w Wielki Piątek, pochylają się wojskowe sztandary. Ci, którym udało się szczęśliwie wrócić do domu z tej budzącej coraz więcej wątpliwości misji, mówią bez ogródek o tym, że powrócili z wojny. Z wojny, na której grozi im śmierć, rany i trudne do wymazania z pamięci, traumatyczne przeżycia. Niemieccy kombatanci są przekonani, że tego konfliktu środkami militarnymi rozwiązać się nie da.
Afgańska pułapka
Po dziewięciu latach niemieckiej obecności pod Hindukuszem także niemieccy politycy nie widzą żadnego sposobu na rozwiązanie problemów Afganistanu. "Nasza misja w tym kraju nie potrwa ani dnia dłużej, niż jest to bezwzględnie konieczne" - oświadczyła kanclerz Angela Merkel, która po raz pierwszy wzięła udział wj nabożeństwie żałobnym.
Równocześnie jednak pani kanclerz podkreśliła, że "Niemcy nie mogą sobie pozwolić na zrezygnowanie z dnia na dzień z ponoszenia odpowiedzialności politycznej za ustabilizowanie Afganistanu". W grudniu minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle zapowiedział, że Niemcy zaczną się wycofywać z Afganistanu razem z Amerykanami, którzy przystąpią do tej operacji pod koniec przyszłego roku. Jak można pogodzić jedno z drugim? Oto jest pytanie!
Zabici, ranni, straumatyzowani
Cena, jaką Bundeswehra płaci za udział w misji ISAF, okazuje się coraz wyższa. W dwa tygodnie po potyczce w Wielki Piątek w kolejnym starciu z talibami poległo następnych czterech żołnierzy niemieckich. W październiku zginął jeszcze jeden, a w grudniu stracił życie, ale tym razem w wypadku z bronią, kolejny żołnierz. Miał zaledwie 21 lat.
Kanclerz Merkel, która udała się z przedświąteczną wizytą do żołnierzy w bazie w Kunduzie, po raz pierwszy przyznała, że prowadzone przez nich operacje oznaczają w praktyce "uwikłanie w takie walki, jakie toczy się na wojnie". W sumie, do tej pory, w Afganistanie zginęło 45 żołnierzy Bundeswehry.
Minister obrony Karl-Theodor zu Guttenberg przyznał w tym roku po raz pierwszy, niestety pośmiertnie, ustanowiony w październiku 20089 roku Honorowy Krzyż Zasługi Bundeswehry za Męstwo. To także świadczy o zmianie podejścia do operacji pod Hindukuszem, bo Niemcy, inaczej niż inne kraje NATO, do tej pory nie odznaczały swych żołnierzy za odwagę na polu walki. Pytanie tylko, czy odznaczenie to zrównoważy rany fizyczne i psychiczne uczestnikom walk.
Za duża, za droga i nieruchawa
Na froncie wewnętrznym, o ile to właściwe słowo, Bundeswehra stoi na progu największej reformy w jej dotychczasowej historii. Samej potrzeby reform nikt już nie kwestionuje. Bundeswehrę powołano do życia jako armię opartą na powszechnym obowiązku służby wojskowej dla odparcia spodziewanego ataku wojsk Układu Warszawskiego na Europę Zachodnią. Po zakończeniu zimnej wojny okazało się, że taka Bundeswehra jest zupełnie nie przygotowana do stawienia czoła wyzwaniom nowych czasów, z misjami za granicą i walką z międzynarodowym terroryzmem na czele.
Liczby mówią same za siebie. Jeżeli licząca w tej chwili 252 tysiące żołnierzy Bundeswehra nie może wysłać w misję zagraniczną więcej niż siedem tysięcy ludzi, co odpowiada liczebności dwóch pułków, to znaczy, że coś trzeba z tym fantem zrobić - mówi minister zu Gettenberg i trudno mu zaprzeczyć.
Pożegnanie z poborem
Wszystkie dotychczasowe próby zmodernizowania niemieckich sił zbrojnych po zjednoczeniu kraju miały charakter półśrodków. Obcinano wydatki na ten czy inny system uzbrojenia, zamykano kolejny garnizon i obniżano liczebność tej czy innej służby, ale nie naruszano politycznego fundamentu armii, w postaci służby zasadniczej obliczonej na "wychowanie obywatela w mundurze" (co po niemiecku nazywa się "innere Führung" i jest często mechanicznie tłumaczone na polski jako mało zrozumiałe tzw. "wewnętrzne dowodzenie").
Dopiero Karl-Theodor zu Guttenberg zdobył się na odwagę zaatakowania tej świętej krowy. Od marca przyszłego roku nie będzie w Niemczech kolejnego poboru. "W kamasze" pójdą tylko ochotnicy, a już uchwalone zawieszenie powszechnego obowiązku służby wojskowej równa się de facto stopniowemu wprowadzaniu w Niemczech armii zawodowej.
Przeciwnicy tego rozwiązania argumentują, że taka armia będzie dużo droższa w utrzymaniu od obecnej, straci walor wychowaczy, a jej zdolność wystawienia do misji zagranicznych "aż" dziesięciu tysięcy żołnierzy zamiast obecnych siedmiu, niewiele w gruncie rzeczy zmienia. Co zaś najważniejsze - i ten argument, wysunięty przez posłankę Partii Lewica, Inge Höger, należy potraktować z powagą - "taka reforma Bundeswehry służy dalszej militaryzacji niemieckiej polityki zagranicznej i polityce interwencji na całym świecie". Co dalej? No cóż, odczekajmy. Reforma w armii dopiero się zaczyna.
Nina Werkhäuser / Andrzej Pawlak
Red.odp: Barbara Cöllen