1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Uchronić od zapomnienia. Dzieci robotnic przymusowych

Katarzyna Domagała
1 listopada 2018

Prawie nikt o nich nie pamięta. Nie mają nawet grobów. W niemieckim Osnabrueck o zmarłych dzieciach robotnic przymusowych z Polski przypomina teraz miejsce pamięci.

Deutschland Osnabrück Friedhof | Gedenkort gestorbene Kinder von NS-Zwangsarbeiterinnen
Osnabrueck: miejsce pamięci o zmarłych dzieciach robotnic przymusowych Zdjęcie: DW/K. Domagala-Pereira

Cmentarne karty zawierały kilka rubryk. Na maszynie wypisano imię i nazwisko dziecka, datę oraz miejsce urodzenia, a potem zgonu. Nieraz jeszcze przyczynę śmierci i obywatelstwo, rzadko dane ojca. Każda karta opatrzona była numerem.

Pożółkła kartoteka to jedyny ślad po zmarłych dzieciach robotnic przymusowych z Polski, Związku Radzieckiego, Francji, Belgii czy Holandii. Kiedy Anika Groskurt znalazła ją jesienią 2016 r. w piwnicy cmentarnej administracji, zaczęła szukać dziecięcych grobów. Bezskutecznie. Na starych planach cmentarza Heger w Osnabrueck (południowo-zachodnie Niemcy) odkryła areał nr 9. To tam w czasie wojny – i najwyraźniej bez wiedzy rodzin – musiały być chowane dzieci robotnic przymusowych. Miały po kilka dni, tygodni, miesięcy. Rzadko dożywały paru lat. – Wiele z nich przychodziło na świat martwe, albo nie przeżyło pierwszego dnia – mówi Groskurt, pracownica cmentarza Heger. Niedożywienie było najczęstszą przyczyną śmierci, przynajmniej oficjalnie. 

Pożółkła kartoteka to jedyny ślad po zmarłych dzieciach robotnic przymusowych z PolskiZdjęcie: DW/K. Domagala-Pereira

Ofiary, które się nie liczyły

Szacuje się, że w okolicach Osnabrueck pracowało 13 tys. robotników i robotnic przymusowych. – Przypuszczalnie więcej kobiet niż mężczyzn – zaznacza Volker Issmer, emerytowany historyk, który bada losy robotników przymusowych w rejonie Osnabrueck. Robotnice były pozbawione praw i ochrony, padały ofiarami przemocy i gwałtów – mówi. Były zmuszane do pracy w zakładach przemysłowych, na kolei, w porcie i gospodarstwach rolnych. Były bezbronne, bez prawa do własnego ciała i bez prawa bycia matką – podkreśla Issmer. Zgodnie z obowiązującym w Trzeciej Rzeszy rozporządzeniem matki te miały być zaopatrywane w najprostszy sposób i jak najszybciej wrócić do pracy – dodaje Issmer.

Nikt nie był też zainteresowany przeżyciem ich dzieci, które uchodziły za „rasowo bezwartościowe”. Wiele z nich – niedożywionych i chorych – nie miało szans na przeżycie. Nie wiadomo, ile z nich celowo zgładzono. Nie wiadomo też, jak zostały pochowane. Jeśli niektóre z nich miały groby, w dekadę po wojnie nic już nie przypominało o ich istnieniu. – A mogiły te powinny były przetrwać do dziś – tak zakłada niemiecka ustawa o grobach ofiar wojny – wyjaśnia Volker Issmer. Tylko, że dzieci te nie uchodziły za ofiary. – Nie liczyły się – mówi historyk.

108 nazwisk

Anika Groskurt i Petra Joachimsmeyer chciały to zmienić – wymienić zmarłe dzieci robotnic przymusowych z imienia i nazwiska, stworzyć miejsce pamięci o nich. Szukały informacji, przeglądały akta cmentarne i miejscowe archiwa. Po dwóch latach dzięki zaangażowaniu ludzi dobrej woli i datkom udało im się stworzyć miejsce pamięci o najmłodszych ofiarach II wojny światowej.

Anika Groskurt (śr.) i Petra Joachimsmeyer upamiętniły zapomniane ofiary wojny. Historyk Volker Issmer zbadał ich los Zdjęcie: DW/K. Domagala-Pereira

Dzisiaj trzy kamienie nagrobne, a na nich imiona i nazwiska 108 dzieci przypominają o ich istnieniu. Obok każdego zamiast daty śmierci – długość dziecięcego życia.

Wkrótce na kamieniach pojawią się dalsze imiona. – Co rusz natrafiamy w archiwach na kolejne ofiary – mówi Petra Joachimsmeyer z administracji cmentarza Heger.

Porodowy barak

O dziesiątkach zmarłych dzieci dowiedział się już wcześniej Volker Issmer, który zbadał historię obozu pracy przymusowej Fernblick w Osnabrueck. W obozie przebywało do tysiąca robotników i robotnic ze Związku Radzieckiego, Polski, ale i krajów Europy Zachodniej. Jeden z baraków przeznaczony był do przyjmowania porodów. Przywożone były do niego robotnice z całej okolicy. Issmer doliczył się 312 porodów w latach 1943-1945. Wśród nich 79 porodów Polek. W większości przypadków brakuje informacji o ojcu. – Nie wiadomo, czy kobiety już podczas deportacji były w ciąży, czy ojcem był robotnik przymusowy, niemiecki pracodawca lub strażnik obozowy – mówi Issmer. Niektórym dzieciom nadawano niemieckie imiona – może to świadczyć o pochodzeniu ojca – sugeruje historyk.

W tworzeniu miejsca pamięci pomagali uczniowie, m.in. szkoły podstawowej z Olsztyna Zdjęcie: DW/K. Domagala-Pereira

Z ponad trzystu dzieci, które udokumentował Issmer, w obozie Fernblick zmarło 42. Inne opuściły obóz ze swoimi matkami, ale potem wskutek niedożywienia lub infekcji umarły w przyfabrycznych barakach. – Ciągle zbyt mało wiemy o tych ofiarach i warunkach, w jakich przychodziły na świat. Mało wiemy o losie ich matek – zauważa Volker Issmer. – Jeszcze nie jest za późno, jeszcze żyją świadkowie historii – dodaje.

W poszukiwaniu rodzin

Również Anika Groskurt chce się dowiedzieć czegoś więcej o najmłodszych ofiarach wojny. Przeczesuje media społecznościowe w poszukiwaniu rodzin zmarłych dzieci i kobiet, które były w Osnabrueck zmuszane do pracy. Chciałaby znaleźć rodziny z Polski, Rosji i Ukrainy.

Na razie udało jej się dotrzeć do rodzeństwa holenderskiej dziewczynki pochowanej na cmentarzu w Osnabrueck. Jakoba żyła zaledwie cztery miesiące. Jej matka do końca życia pytała o miejsce pochówku pierworodnej córki. Nigdy się o nim nie dowiedziała. Zmarła dwa lata przed odsłonięciem miejsca pamięci poświęconego dzieciom robotnic przymusowych. Jej mała Jakoba otwiera długą listę nazwisk wypisanych na kamieniach nagrobnych.

Miejsce pamięci o zmarłych dzieciach robotnic przymusowych

00:48

This browser does not support the video element.