Ucieczka z NRD w podręcznym schowku Cadillaca
2 października 2011Kto ma coś do ukrycia, ten powinien zwracać na siebie uwagę - w myśl tej zasady działała grupa zachodnioniemieckich przemytników pomagających w ucieczkom obywatelom NRD. W połowie lat 60. każdy luksusowy zachodni samochód przyciągał uwagę, a co dopiero amerykański krążownik szos, Cadillac De Ville, rocznik 1957 z charakterystycznymi skrzydłami z tyłu i białymi kołami, który wielokrotnie przejeżdżał ostro strzeżoną niemiecko-niemiecko granicę.
Od 1964 do 1967 roku pomógł on wydostać się na wolność 200 mieszkańcom NRD. Podróże te nie były wygodne, ale najważniejsze, że się powiodły. W innych samochodach uciekinierów ukrywano w wydrążonej tapicerce siedzeń, przebudowanych oparciach czy w podwójnym podwoziu pomiędzy bagażnikiem i tylnią osią. Zaletą Cadillaca było to, że miał gigantyczną deskę rozdzielczą, pod którą żadnemu pogranicznikowi nie przyszłoby do głowy szukać ludzi.
Nogi we wnęce na koło
Przestrzeń, w której mogli schować się uciekinierzy miała rozmiary: 1,40 m długości, 45 cm szerokości i 30 cm wysokości. Człowiek kładł się z głową we wgłębieniu z prawej strony obok kolumny kierownicy i zginał nogi tak, że mieściły się we wnęce koła. Deskę rozdzielczą trzymał zamek elektromagnetyczny, który można było tylko otworzyć wsadzając metalowy przedmiot do otworu zapalniczki samochodowej, ale na ten pomysł nie wpadł żaden pogranicznik, bo zapalniczki normalnie były pod napięciem.
Od października 1964 roku do listopada 1967 trzy różne organizacje pomagające uciekinierom z NRD posługiwały się tym samochodem - zmieniając kierowców, numery rejestracyjne i kolor karoserii - czasami była beżowa, czasami czerwona jak w wozie strażackim. Wygląd pojazdu i papiery manipulowano tak dalece, że wyglądał on wręcz na inny model: po zmianie atrapy chłodnicy wyglądał jak Mercury, potem jak Plymouth. Ale to nie "podpadało" kontrolerom na granicy, bo i tak nie rozróżniali dokładnie typów tych limuzyn. W notatkach Stasi zapisano jedynie, że generalnie uciekinierzy przemycani są jakimś Cadillakiem.
Szczegóły tych ryzykownych, lecz udanych akcji przemytniczych - jak i pomysł przebudowy samochodu pochodziły od Burkharta Veigela, który był jednym z najaktywniejszych przemytników ludzi z NRD. Ze szponów enerdowskiego reżimu udało mu się wyrwać 650 osób. Opisał on to wszystko w książce, która ukaże się na dniach na niemieckim rynku księgarskim "Wege durch die Mauer" ("Drogi przez mur") nakładem wydawnictwa Edition Berliner Unterwelten (Berlin, 432 str., 19,95 euro).
Przez cuchnące rury kanalizacji
Po wzniesieniu muru berlińskiego w sierpniu 1961 roku ludzie szukali ucieczki z "państwa robotników i chłopów" najróżniejszymi drogami: poprzez kanalizację podzielonego miasta, tunelami wykopanymi pod pasem śmierci, forsując rzeki i kanały czy przeprawiając się na Zachód balonem. Tylko przez samą kanalizację do późnej jesieni 1961 powiodła się ucieczka ok. 750 osób.
O tych wszystkich sposobach ucieczek traktuje książka "Fluchthelfer" ("Pomocnicy w ucieczkach") Klausa-M. von Keisslera i Petera Schulenburga (Berlin-Story-Verlag, Berlin, 384 str. 19,80 euro).
Książka dokumentuje m.in. w jaki sposób przeprowadzane były tak poważne przedsięwzięcia jak budowa pięciu tuneli przez grupę skupioną wokół Wolfganga Fuchsa, jak zdobywano pieniądze od sponsorów i mieszkających na Zachodzie rodzin osób szykujących się do nielegalnego opuszczenia NRD.
Małgorzata Matzke
red.odp.: Alexandra Jarecka