1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

UE: Autonomia strategiczna to daleka przyszłość

4 stycznia 2023

W świecie pełnym kryzysów i przy malejącym wsparciu ze strony USA, kraje UE chcą działać bardziej niezależnie. Łatwiej to powiedzieć niż zrobić.

Symbolbild Flaggen China USA
Zdjęcie: Ute Grabowsky/photothek/picture alliance

W Berlinie i Brukseli rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi, gdy w listopadzie ogłoszono wyniki wyborów połówkowych w USA: Przesunięcie władzy w Kongresie w stronę Republikanów okazało się mniejsze niż się obawiano, a były prezydent Donald Trump wyszedł z nich poturbowany. Pod rządami Trumpa relacje transatlantyckie osiągnęły niski pułap.

Europejczycy nie powinni jednak cieszyć się zbyt szybko, uważa Thorsten Benner, dyrektor Global Public Policy Institute w Berlinie. W komentarzu gościnnym dla Deutsche Welle Benner napisał po wyborach: „Joe Biden przejdzie prawdopodobnie do historii jako ostatni prawdziwie transatlantycki gospodarz Białego Domu". Czas hojnego wspierania polityki bezpieczeństwa jego zdaniem dobiega końca, niezależnie od tego, kto w przyszłości będzie zasiadać w Białym Domu, choćby dlatego, że USA znacznie bardziej będą się skupiać na Chinach.

Autonomia strategiczna jako program Berlina

Ameryka powoli odwracająca się od Europy, coraz bardziej agresywne Chiny, a teraz putinowska Rosja najeżdżająca bez powodu niepodległe państwo europejskie – oto nowa niewygodna sytuacja geopolityczna, w której znaleźli się Europejczycy. Wojna w Ukrainie była zaskoczeniem dla prawie wszystkich, ale dwa pozostałe zjawiska nie są bynajmniej nowe. W UE i w poszczególnych stolicach wyciągnięto wnioski. Jako odpowiedź upowszechnił się termin „autonomia strategiczna". Oznacza to, że UE ma działać militarnie, politycznie i gospodarczo niezależnie od innych światowych aktorów politycznych.

Josep Borrell, przedstawiciel UE ds. zagranicznych, napisał w eseju, że Europie grozi, że stanie się „nieistotna". Przekonuje o malejącym znaczeniu Europy w świecie: „Trzydzieści lat temu na nasz kontynent przypadała jedna czwarta światowego bogactwa. Za 20 lat nasz udział w globalnej produkcji gospodarczej wyniesie najwyżej 11 procent". Autonomia strategiczna to jego zdaniem „kwestia politycznego przetrwania".

W umowie koalicyjnej niemieckiego rządu z 2021 roku zapisano z kolei: „Chcemy zwiększyć strategiczną suwerenność Europy. (...) Naszym celem jest suwerenna UE jako silny aktor w świecie naznaczonym niepewnością i konkurencją systemową". Tak więc coś się dzieje, zarówno w Niemczech, jak i na poziomie europejskim.

Amerykański system wyrzutni rakietowych HIMARS rozmieszczony w Ukrainie: bez amerykańskiego wsparcia „Ukraina dziś by nie istniała".Zdjęcie: File Photo/PAVLO NAROZHNYY/REUTERS

Krytyka „samozadowolenia" Niemiec

Ale gdzie na tej drodze znajdują się UE i Niemcy? European Council on Foreign Relations (ECFR) publikuje Europejski Indeks Suwerenności, w którym mierzona jest „europejska suwerenność" w dziedzinie ochrony klimatu, obrony, gospodarki, zdrowia, migracji i technologii. Według indeksu, UE jako całość ma wysoki poziom niezależności w dziedzinie gospodarki i zdrowia, a zadowalający w dziedzinie obronności, ochrony klimatu i migracji. Źle to wygląda w obszarze technologii – tu UE jest uważana za szczególnie zależną.

W czerwcu 2022 oceniono także każdy poszczególny kraj członkowski i to, co wnosi do suwerenności europejskiej. Niemcy uzyskały najlepszy wynik ze wszystkich krajów, ponieważ są nie tylko silne w różnych dziedzinach, ale także – zdaniem autorów ECFR – inwestują „w zdolność Unii do działania" i publicznie zobowiązują się do zachowania suwerenności europejskiej. Jednak Niemcy otrzymują również duży minus: pomimo swojej siły gospodarczej, ich wkład w europejską suwerenność gospodarczą plasuje je dopiero na piątym miejscu w indeksie. Ma to związek z „samozadowoleniem" Niemiec pomimo ich zależności od Rosji i Chin" – twierdzą autorzy indeksu. I uważają, że Niemcy muszą się tu jeszcze uczyć na błędach z przeszłości.

Nie wszyscy w Europie podzielają ten cel

Ale Europa jako całość jest jeszcze daleka od celu, jakim jest strategiczna autonomia, uważa Henning Hoff z Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych. „W polityce obronnej i bezpieczeństwa, jak pokazała agresja Rosji na Ukrainę, Europejczycy są zależni od Amerykanów" – twierdzi. Dotyczy to jego zdaniem zarówno odstraszania nuklearnego, jak i konwencjonalnych sił zbrojnych. „Nie ma wątpliwości: gdyby Ukraina musiała polegać tylko na Europie, dziś już by nie istniała” – podkreśla ekspert.

O europejskiej niezależności militarnej mówi przede wszystkim prezydent Francji Emmanuel Macron. Od czasu Brexitu Francja jest jedynym krajem UE posiadającym broń jądrową. Z kolei sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg na początku grudnia na berlińskiej Konferencji Bezpieczeństwa ostrzegał przed europejską niezależnością w polityce obronnej. „Nie wierzę w 'samą Europę', ani w 'samą Amerykę'" – powiedział, dodając, że tylko NATO może zagwarantować bezpieczeństwo. Przypomniał, że państwa UE odpowiadają jedynie za 20 proc. wydatków na obronę w NATO; 80 proc. pochodzi z takich krajów jak USA, Wielka Brytania, Kanada czy Turcja.

W kwestii autonomii wojskowej Europejczycy i tak są już podzieleni: Gdyby zależało to od krajów bałtyckich i Polski, to USA i NATO powinny zachować silną rolę w Europie.

Mihai Chihaia z brukselskiego think tanku European Policy Centre uważa natomiast, że można połączyć różne interesy. USA popierają wysiłki UE, by stać się bardziej niezależną: „Bardziej zdolna UE przyczyni się do bezpieczeństwa transatlantyckiego i uzupełni NATO" – pisze ekspert.

Niemiecki rząd dał zielone światło dla chińskiego udziału w terminalu portowym w Hamburgu.Zdjęcie: Georg Wendt/dpa/picture alliance

Portowe interesy Chin

Cel strategicznej autonomii to nie tylko bezpieczeństwo i obrona. Polityka handlowa i przemysłowa, finanse i inwestycje są również jej częścią. Europejczycy od dawna stawiają na multilateralizm i wolny handel, robili to zwłaszcza wbrew Trumpowi. Tymczasem Josep Borrell przyznaje, że „gospodarcza współzależność staje się politycznie bardzo konfliktowa": łańcuchy dostaw zostały zakłócone podczas pandemii; Chiny celowo tworzą zależności; Rosja może w dowolnym momencie zakręcić kurek z gazem.

Zaopatrzenie w energię jest jednym z obszarów, który berlińska umowa koalicyjna z końca 2021 roku wymienia jako szczególnie godny ochrony. Wojna w Ukrainie dobitnie pokazała, jak bardzo Niemcy są zależne w tej dziedzinie.

A dzisiaj? Czy Niemcy wyciągnęły wnioski? Krytycy zarzucają kanclerzowi Scholzowi na przykład, że bez potrzeby zezwolił na częściowe przejęcie terminalu portowego w Hamburgu przez chińską firmę Cosco i tym samym wszedł w kolejną zależność. „Szczególnie w tym przypadku lepsza byłaby reakcja europejska – np. 'europejska inicjatywa portowa', która zapewniłaby, że chińskie firmy państwowe nie rozgrywają lub nie szantażują jednego portu przeciwko drugiemu" – mówi politolog Henning Hoff. Z drugiej strony, krótko po transakcji portowej, niemiecki rząd w dwóch przypadkach odrzucił chińskich inwestorów, którzy chcieli kupić niemieckie firmy elektroniczne.

Dysonans francusko-niemiecki

Tradycyjnie Niemcy i Francja postrzegają siebie jako bliskich partnerów. Dotyczy to również celu, jakim jest autonomia strategiczna. Tak jak kilkakrotnie mówi o tym niemiecka umowa koalicyjna, tak Francja – według Pałacu Elizejskiego – widzi siebie jako „motor europejskiej autonomii strategicznej", zwłaszcza w zakresie obronności.

Ale akurat w tej dziedzinie zgrzyta. Postępy w realizacji wspólnego projektu samolotu myśliwskiego FCAS są powolne po obu stronach. Również w innych projektach współpracy czasem jedna strona czuje się pominięta, czasem druga.

Henning Hoff krytykuje niemiecki rząd za ignorowanie „faktu, że jego własne, rzekomo narodowe działania mają europejskie konsekwencje i powinny być zawsze koordynowane z Francją". Scholz „nie znalazł jeszcze swojej roli na scenie europejskiej". Jeśli liczne dysonanse w stosunkach francusko-niemieckich nie zostaną wkrótce zredukowane, to jego zdaniem „z europejską autonomią będzie trudno".

Cała UE ma jeszcze długą drogę do przebycia – uważa Mihai Chihaia z European Policy Centre w Brukseli. Ale dodaje: „Cel jest realistyczny i uważam, że jeśli istnieje wola uporania się z wieloma istniejącymi problemami bezpieczeństwa, to celem nie może być nic innego."

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>