Ukłon Monachium w stronę sztuki ulicy
3 kwietnia 2014Monachium odegrało ważną rolę w historii sztuki ulicy, Street art. To tutaj po raz pierwszy w Niemczech na murach domów i pociągach pojawiły się współczesne graffiti; w Nowym Jorku już na początku lat siedemdziesiątych.
W 1985 roku monachijscy graficiarze przeobrazili linię tramwajową S4, w pierwszy w kraju „wholetrain”. Cały wagon tramwajowy ozdobili udziwnionymi literami i postaciami.
Mniej więcej w tym samym czasie dostali w stolicy Bawarii do dyspozycji pierwszy w Niemczech mur, będący zarazem najdłuższym w Europie.
Sztuka współczesna kontra wandalizm
Ponieważ Monachium ma się stać miastem przyjaźniej nastawionym do Street art i nawiązać do historii graffiti w stolicy Bawarii, ojcowie miasta zdecydowali się promować kontrowersyjną kiedyś sztukę ulicy. Chcą wygospodarować dla artystów więcej powierzchni, organizować festiwale, które mają służyć jako forum spotkań dla artystów miejscowych i zagranicznych, przeznaczyć na te cele fundusze w wysokości 80 tysięcy euro i kooperować z muzeami.
- To może być tylko pierwszy krok - uważa Martin Arz, organizator spacerów po mieście od graffiti do graffiti. Jest on jednocześnie ko-autorem publikacji „Street Art. München”. W przekonaniu Arza Monachium, w przeciwieństwie do innych miast, robi stanowczo za mało dla Street art.
Dziś do sztuki Street art podchodzi się bardziej tolerancyjnie, ale ponieważ większość ścian i murów znajduje się w rękach prywatnych, mieszkańcy powinni być według niego bardziej niż tolerancyjni i sami wyrazić zgodę na malowanie na ich własności.
Podczas gdy Miejski Wydział Kultury uważa, że trzeba więcej zrobić dla Street art., miejscowy wydział komunikacji (MVG) uważa Street art za wandalizm.
Dla Miasta bardziej intratnym interesem jest promowanie legalnej sztuki ulicy i udostępnienie ścian i murów do legalnego artystycznego wyżywania się. Podczas gdy koszt usunięcia nielegalnego graffiti wynosi średnio 15 euro za metr kwadratowy, opłacenie powierzchni dla legalnej sztuki ulicy wynosi niecałe 10 euro.
Sprzeczności nie do pogodzenia?
A jednak graficiarze z krwi i kości mają z tym problem. Street art, a zwłaszcza graffiti, zawsze były dla subkultur sposobem wyrażania swojego ja. Dlatego dotacje i komercjalizacja nie pasują do ich buntu i anarchistycznych korzeni tej grupy.
Pomimo że środowisko nielegalnych graficiarzy znacznie zmalało, niejeden nie chce pracować legalnie nad swoją sztuką.
Rico, który z nielegalnego graficiarza przeobraził się w legalnego, twierdzi, że większość nielegalnych graficiarzy, poza paroma wyjątkami, należy do młodszego pokolenia. - Ci młodzi artyści pracują nielegalnie, żeby zdobyć uznanie w zorganizowanych grupach graficiarzy, które ze sobą rywalizują, a nie po to, by dokonać przewrotu społecznego - przekonuje.
- Street art rozwijał się jak każda sztuka – mówi Rico. Jeśli chcesz stworzyć coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, potrzebujesz więcej czasu, a to jest niemożliwe, gdy pracujesz nielegalnie.
Zdjęcia pochodzą z publikacji „Street Art. München” by Reinhild Freitag
DW English, Krisha Kops / Iwona D. Metzner
red. odp.:Alexandra Jarecka