1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ukraińscy emigranci więźniami stanu wojennego

Amien Essif
1 czerwca 2022

Wielu z mieszkających na stałe za granicą mężczyzn z Ukrainy, którzy odwiedzali swoją ojczyznę akurat wtedy, gdy wybuchła wojna, nie może teraz z niej wyjechać.

Na głównym dworcu autobusowym we Lwowie Andriej mówi żonie: „Do widzenia!”
Na głównym dworcu autobusowym we Lwowie Andriej mówi żonie: „Do widzenia!” Zdjęcie: Amien Essif/DW

Andriej mieszka poza Ukrainą już od ponad dziesięciu lat, ale gdy zmarł jego ojciec, przyleciał z żoną do kraju, w którym się urodził, aby w połowie lutego wziąć udział w jego pogrzebie. Po krótkiej wizycie planowali powrót do domu w Miami.

Tydzień po jego przylocie Rosja najechała na Ukrainę, a Kijów ogłosił stan wojenny, zakazując ukraińskim mężczyznom w wieku od 18 do 60 lat opuszczania kraju. Andriej został na Ukrainie sam, z jedną tylko walizką, w której znajdowały się przede wszystkim zimowe ubrania.

Jego siostra i matka uciekły na Łotwę, a żona, której ukraińska wiza miała wkrótce wygasnąć, wróciła do Stanów Zjednoczonych. Andriej rozpaczliwie pragnie też tam powrócić – do żony, domu, pracy i normalnego życia.

Ślepa plamka biurokracji

Tarapaty, w które wpadł Andriej, można by nazwać pechem, gdyby nie to, że takich jak on jest wielu: Witalij, lekarz pracujący w szpitalu w Czechach, na trzy dni przed wybuchem wojny wziął urlop, by odwiedzić rodziców na Ukrainie. Wito, pracownik muzeum w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, poleciał na Ukrainę 17 lutego i teraz nie ma żadnych dochodów, by utrzymać rodzinę. Mykoła, naukowiec w instytucie badawczym w Niemczech, musiał złożyć dokumenty w ambasadzie niemieckiej, aby uzyskać wizę dla żony, ale ambasada została zamknięta na krótko przed zamknięciem granicy dla ukraińskich mężczyzn. Ołeksa przyjechał z Polski na Ukrainę, aby walczyć na froncie, a teraz, po zakończeniu służby, nie może wrócić do rodziny i pracy w Gdańsku. Ołeksandr chciał tylko złożyć w Kijowie wniosek o paszport dla swojego nowo narodzonego syna, a teraz wspierany przez swojego pracodawcę z Łotwy walczy o powrót do tego kraju.

Andriej czeka na taksówkę we LwowieZdjęcie: Amien Essif/DW

Ci mężczyźni prosili DW o używanie tylko ich imion, żeby uniknąć ewentualnych reperkusji.

DW rozmawiała z ośmioma mężczyznami znajdującymi się w takiej sytuacji. Niektórzy z nich kontynuują pracę zdalnie, inni wzięli bezpłatny urlop w nadziei, że kiedyś wrócą do miejsca swojego zatrudnienia. Większość z nich została oddzielona od rodzin, a wszyscy twierdzą, że zakaz opuszczania kraju spowodował u nich problemy emocjonalne i finansowe.

Poszukiwanie drogi wyjścia

Andriej założył na Telegramie kanał dla emigrantów, którzy niespodziewanie utknęli na Ukrainie. O swojej sytuacji dyskutuje tam teraz ponad 130 jego członków. Andriej jest jednak przekonany, że takich jak oni jest o wiele więcej.

– Nie mogę zrozumieć, dlaczego rząd podjął takie decyzje – mówi Andriej. – Pewnie sobie mówią: „To tylko kilka tysięcy, ale trudno, ich pech".

Oficjalnie zakaz opuszczania kraju nie dotyczy ukraińskich mężczyzn, którzy nie są rezydentami Ukrainy. Ale dokumenty potwierdzające zamieszkanie za granicą nie wystarczają, by udowodnić taki status. Straż graniczna wymaga, by w paszporcie była stosowna pieczątka od władz ukraińskich. Jej posiadanie nie było jednak przed wojną obowiązkowe i teraz mają ją tylko nieliczni z około sześciu milionów Ukraińców żyjących za granicą. A dziś jest już prawie niemożliwe ją zdobyć, gdyż w całym kraju trwają walki.

Ołeksa (l.) we wschodniej Ukrainie w kwietniu. Nie może wrócić do PolskiZdjęcie: Amien Essif/DW

Mykoła mówi, że emigrantom trudno jest uzyskać pomoc, czy choćby empatię, z powodu ich skomplikowanego statusu prawnego. – Na papierze wygląda to dobrze, jakbyśmy mogli wracać do domu – mówi. – Ale w rzeczywistości nie możemy.

Po naciskach ze strony poszkodowanych mężczyzn na Facebooku, państwowa straż graniczna potwierdziła, że jedynym akceptowalnym dowodem stałego pobytu za granicą jest odpowiedni stempel w ukraińskim paszporcie, który potwierdza wyprowadzkę z kraju. „Jeśli dana osoba faktycznie mieszkała za granicą, ale nie zarejestrowała swojego wyjazdu zgodnie z oficjalną procedurą… to niestety, nie może opuścić Ukrainy", napisały władze.

„Jak gonitwa bez końca"

Aby dostać pieczątkę, mężczyzna z Ukrainy musi najpierw uzyskać pozwolenie z państwowego urzędu migracyjnego, potem wymeldować się z miejscowego urzędu poboru wojskowego i wreszcie wymeldować się z miejsca zamieszkania. Jeszcze przed rosyjską inwazją procedura ta trwała do trzech miesięcy. Wskutek wojny wiele urzędów administracji na wschodzie i południowym wschodzie zostało jednak zniszczonych lub zamkniętych przez Rosję. Na obszarach kontrolowanych przez Ukrainę zaś wiele urzędów albo też zamknięto, albo nie ma dostępu do akt, co uniemożliwia uzyskanie pieczątki. – To jest jak gonitwa, która nie ma końca – mówi Mykoła.

Andriej stworzył na Telegramie specjalny kanał; ma już ponad 130 członkówZdjęcie: Amien Essif/DW

Urząd administracyjny w rodzinnym mieście Andrieja w obwodzie kijowskim potwierdził DW, że wydanie „zaświadczenia zameldowania", które jest potrzebny do złożenia wniosku, jest niemożliwe, ponieważ nie ma dostępu do bazy danych.

– Ponieważ wymóg stawiania pieczątki w paszporcie w żaden sposób nie wpływa na możliwość wyjazdu za granicę i pobytu w miejscu stałego zamieszkania, w rzeczywistości tylko kilkaset tysięcy ludzi, którzy faktycznie żyją stale za granicą, wyrobiło sobie takie dokumenty – napisał przed wojną Władymyr Monastyrski z międzynarodowej firmy prawniczej Dentons w ukraińskiej gazecie internetowej „Ukrainskaja Prawda". Tę zasadę określił on jako „relikt epoki sowieckiej". Według Światowego Raportu Migracyjnego w 2020 roku za granicą mieszkało prawie 6 milionów Ukraińców.

Ani ukraińska służba graniczna, ani ministerstwo spraw wewnętrznych nie odpowiedziały na wielokrotne prośby DW o komentarz w sprawie sytuacji emigrantów, którzy nie mogą opuścić Ukrainy.

Mykoła mówi, że uważa się za szczęściarza. Jego żona jest przy nim, a on sam może zdalnie kontynuować pracę naukową. Jednak niektórzy mężczyźni, z którymi rozmawiała DW, zostali od tego wszystkiego odcięci. Ołeksandr Diubanow, kierownik projektu w niemieckiej fabryce tworzyw sztucznych Froli Baltic na Łotwie, mówi, że cierpi na depresję. Pojechał 20 lutego do Kijowa, aby wyrobić ukraiński paszport dla swojego nowo narodzonego syna, a teraz od trzech miesięcy nie widział ani żony, ani dziecka. Obawia się także, że może stracić pracę, a wraz z nią i możliwości utrzymywania rodziny.

Alicja Woroniecka, dyrektor generalna zakładu Froli Baltic, powiedziała DW, że firma robi wszystko, co w jej mocy, by pomóc Diubanowi. Zwrócili się do ambasady Łotwy na Ukrainie, ale bez skutku. – To nie jest praca, którą można wykonać z komputera – mówi.

Mężczyźni piętnowani za chęć wyjazdu z Ukrainy

Mężczyźni, z którymi DW rozmawiała na potrzeby tego raportu, powiedzieli, że kolejnym wyzwaniem jest dla nich piętnowanie tych mężczyzn, którzy chcą opuścić Ukrainę. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaapelował do Ukraińców za granicą, jak również do cudzoziemców, o obronę kraju przed rosyjską agresją. Stan wojenny został w tym tygodniu przedłużony o kolejny miesiąc. I choć nie zobowiązuje on mężczyzn do walki, uniemożliwia im jednak wyjazd z kraju.

Ołeksandr przyleciał z Rygi do Kijowa cztery dni przed inwazją, aby wyrobić paszport dla swojego synaZdjęcie: Amien Essif/DW

Andriej opisuje, z jakimi kpinami spotykają się ci mężczyźni, którzy skarżą się na zakaz opuszczania kraju. – Mówią: „Wstydźcie się, to nie są patrioci". Ale my chcemy tylko pracować, żeby wyżywić nasze rodziny – zapewnia i dodaje, że część swoich dochodów przeznacza na pomoc dla wolontariuszy i wojska.

Ukraina: Cudzoziemcy walczą przeciw Putinowi

Mykoła przyznaje, że każdy mężczyzna na Ukrainie, nie tylko ci, którzy mają domy i rodziny za granicą, musi zmierzyć się z pytaniem, czy i jak powinien służyć swojemu krajowi. Jest to pytanie, na które on sam z trudem stara się odpowiedzieć.

– To jest nie tylko kwestia prawna, ale także emocjonalna – mówi. – Trzeba być krytycznym wobec samego siebie. Niektóre rzeczy jestem gotów zrobić dla mojego kraju, innych nie.

Narastający pesymizm

Gdy jego żona wyjechała z Ukrainy, Andriej przeniósł się do Kijowa, gdzie spędził ostatnie dziesięć dni, śpiąc w hotelu. Szanse na wyjazd w najbliższym czasie ocenia pesymistycznie. Codziennie dzwoni do żony, by ją zbudzić, i potem drugi raz, zanim pójdzie spać. – Zawiodłem się na Zełenskim i jestem naprawdę zły na rząd – mówi Andriej.

Podobnie jak inni mężczyźni w jego sytuacji, mówi, że rozumie, dlaczego władze ukraińskie nie potraktowały jego sprawy priorytetowo. Ale uważa też, że jego prośba o pozwolenie na powrót do domu nie jest zbyt wygórowana.