1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
SportNiemcy

Union Berlin i RB Lipsk. Różne oblicza klubów ze wschodu

Dominik Owczarek
4 października 2020

Union Berlin i RB Lipsk to jedyne kluby z terenów dawnej NRD, które grają w Bundeslidze. Ich wizerunek jest bardzo odmienny.

Fani Unionu Berlin
Fani Unionu Berlin Zdjęcie: picture-alliance/dpa/B. Pedersen

Z jednej strony mowa o tradycjonalistach z przedmieść Berlina. Po drugiej stronie stoi „marketingowy twór Red Bulla”, jak często mawiają ich przeciwnicy. Definicja sukcesu po obu stronach również jest postrzegana zgoła inaczej.

Niemieckie środowisko piłkarskie uwielbia tradycję – zarówno kibice, jak i działacze. Przykładów może być wiele: piłkarze Bayernu Monachium uczestniczą co roku w tradycyjnym święcie piwa, a przechodzenie zawodników na zawodowstwo wywołało przed laty zaciekłą debatę. 

Tradycjonalizm kibiców obecnie nie oznacza też akceptacji RB Lipsk. Klub zadomowił się w czołówce Bundesligi, osiągnął półfinał Ligi Mistrzów i regularnie szlifuje piłkarskie diamenty. Mimo godnej reprezentacji Niemiec w Europie, fani nie mogą wybaczyć im jednego – bycia produktem producenta napojów energetycznych. Klub z Lipska jest ze wschodu Niemiec, ale nie pamięta czasów NRD. Powstał w 2009 roku, sukcesywnie przeskakując kolejne szczeble od lig regionalnych do pierwszej Bundesligi.

Union Berlin istniał z kolei jeszcze w poprzednim systemie, ale nie cieszył się specjalnymi względami ówczesnych władz NRD. Z czasów socjalistycznych do dziś ostało się poczucie wspólnoty i sprzeciw wobec komercji. Korzenie berlińskiego klubu wskazują na tradycje robotnicze, co uzupełnia się przez ceny biletów. Prezydent Unionu Berlin Dirk Zigler zapewnia, że „połowa sezonowego karnetu kosztuje u nich tyle, co jednorazowa wejściówka na mecz Bayernu”.

Walka z problemami

Ponowne zjednoczenie Niemiec było dla czołówki dawnej Oberligi NRD początkiem końca ich potęgi. Choć mur berliński nie istnieje już od ponad 30 lat, w niemieckiej piłce nadal widać przepaść między zachodem a wschodem. Awans Unionu Berlin do Bundesligi w 2019 roku był pierwszym takim przypadkiem od dziesięciu lat. Wcześniej ostatni ślad enerdowskiej obecności na szczycie odcisnął Energie Cottbus, spadając z ligi w 2009 roku.

Kibice, piłkarze i właściciele świętowali awans berlińskiego klubu tak, jak inne zespoły świętowałyby zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Oznaczało to ukoronowanie wieloletniej walki z problemami, które nie ominęły żadnej ze wschodnioniemieckich drużyn po 1989 roku. Bytowanie na niższych poziomach rozgrywkowych, kłopoty finansowe, balansowanie na krawędzi bankructwa to tylko wierzchołek góry lodowej.

Brak inwestorów berlińczycy nadrabiali ślepą kibicowską miłością. Ponad dekadę temu awansowali na drugi poziom rozgrywkowy, ale wśród wymogów władze ligi postawiły wyremontowanie obiektu „Przy starej leśniczówce” – jak nazywany jest stadion Unionu. Od razu zabrali się za to… kibice. W ramach czynu społecznego ponad dwa tysiące fanów ruszyło do prac remontowych.

Przykłady takich akcji przysporzyły mnóstwo sympatii w całych Niemczech. Union uosabia romantyzm w futbolu, którego według tradycjonalistów jest dziś jak na lekarstwo. Według nich przyczynia się do tego inny klub ze wschodu Niemiec – RB Lipsk. „W Lipsku zabija się futbol” – głosił transparent kibiców z berlińskiego Koepenick.

Arena Red Bull: mecz RB Lipsk z Werder BremenZdjęcie: Imago-Images/Nordphoto/Kokenge

Szlifowanie diamentów

Konstrukcja sponsorska Red Bulla dodała skrzydeł nie tylko rozwojowi RB, ale też niechęci ze strony kibiców. – Oni istnieją tylko po to, by reklamować produkt i sprzedać więcej puszek. Jesteśmy temu przeciwni – mówił DW jeden z kibiców Unionu tuż przed jednym z ostatnich meczów między obiema drużynami.

Wyrażenie protestu było wyjątkowo pokojowe w porównaniu do jednego z incydentów w Dreźnie. Kilka lat temu w trakcie meczu RB Lipsk z miejscowym Dynamem z trybun na murawę rzucono odciętą głowę byka. Symbolizowało to sprzeciw wobec klubu sygnowanego znakiem Red Bulla.

W dobitny sposób potrafili wyrazić się też kibice z Kolonii. „Ósmego dnia Bóg stworzył FC Koeln. Was stworzył jakiś gów…ny producent puszek” – głosił transparent na jednym z meczów.

Wbrew złośliwościom tradycjonalistów, RB Lipsk nie różni się szczególnie od pozostałych klubów Bundesligi. – W dzisiejszych czasach żadna drużyna nie może obejść się bez handlu i sponsorów. Nieważne czy jest nim Red Bull, czy Audi – mówił DW przed meczem z Unionem jeden z kibiców RB Lipsk.

Włodarze klubu od samego początku inwestowali w akademię, by szkolić młody narybek. Wśród przedstawicieli niemieckiej czołówki RB wyróżnia się też sprowadzaniem i szlifowaniem talentów, co w ciągu kilku lat przyniosło setki milionów zysków.

Futbol i marketing

Tuż przed startem sezonu włodarze Lipska pokazali też odrobinę futbolowego romantyzmu. Gdy politycy przebąkiwali o możliwości stopniowego powrotu kibiców na stadiony pod koniec października, RB wyszedł przed szereg.

- Chcieliśmy w ten sposób objąć pionierską rolę w lidze. Wierzymy, że nasza decyzja mogłaby służyć za wzór w całej Europie. Mecze bez udziału kibiców to nie to samo – mówi DW Florian Scholz, dyrektor handlowy ds. sportu i mediów RB Lipsk. Miejscowy sanepid zaakceptował koncepcję zapełnienia Red Bull Areny w 20 procentach, co zmusiło władze wszystkich krajów związkowych do dyskusji. Kibice ostatecznie powrócili na stadiony w całych Niemczech.

RB Lipsk stara się łączyć sukcesy sportowe z tymi na polu marketingowym. W porównaniu z Unionem Berlin klub jednak nie ma szans w osiąganiu sympatii poprzez tradycję. Mimo braku większych sukcesów zarówno za czasów NRD, jak i obecnie, drużyna z Koepenick uchodzi za nie mniej medialną niż Saksończycy.

Składa się na to również wyjątkowa atmosfera na stadionie. Bardzo dobre wspomnienia zachowa były bramkarz Unionu Rafał Gikiewicz. W trakcie pożegnania z klubem polski bramkarz nie mógł powstrzymać łez w oczach.

Rafał Gikiewicz podczas meczu Union Berlin z SC Freiburg (marzec 2020)Zdjęcie: picture-alliance/Eibner-Pressefoto

Polak grający obecnie w Augsburgu do tej pory jest jednym z ulubieńców kibiców swojego byłego klubu. Niemały wpływ miały na to historyczne, pierwsze stołeczne derby w Bundeslidze. Pod koniec spotkania z Herthą Berlin święto postanowili zepsuć kibole, którzy weszli na murawę. Rafał Gikiewicz zachował wówczas zimną krew i odesłał ich na trybuny.

Mało wschodu w Bundeslidze

Charakteru Unionowi nie brakowało jeszcze za czasów istnienia muru berlińskiego. Byli przekonani o swojej odrębności – w odróżnieniu od lokalnego rywala. Dynamo Berlin było oczkiem w głowie szefa Stasi Ericha Mielkego. Wsparcie ze strony władz zapewniło im dziesięciokrotne mistrzostwo NRD z rzędu. Przyczyniali się do tego również sędziowie.

„Nawet kibice Dynama wyczuli, że zwycięstwa nie są zdobywane uczciwie. Na początku lat osiemdziesiątych na trybunach pojawiało się jeszcze 15 tysięcy widzów. U schyłku NRD liczba ta spadła do około 5,5 tysiąca” – można przeczytać w „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej” autorstwa Uliego Hesse.

Po ponownym zjednoczeniu Niemiec los nie okazał się zbyt łaskawy dla Dynama. Potentat enerdowskiego futbolu chylił się stopniowo ku upadkowi. Obecnie występuje w lidze regionalnej.

Dotychczas poza Unionem jedynie pięć klubów z dawnej NRD wystąpiło w „zjednoczonej” Bundeslidze. Zaszczytu tego dostąpiły Hansa Rostock, Energie Cottbus (któremu kibicuje kanclerz Angela Merkel), Dynamo Drezno i VfB Lipsk. Wszystkie z nich nie zagrzały zbyt długo miejsca w elicie.

– Chciałbym zobaczyć więcej tradycyjnych wschodnioniemieckich klubów w pierwszej i drugiej Bundeslidze. Wymaga to jednak długoterminowego planu i działania – powiedział prezydent Niemieckiego Związku Piłki Nożnej Fritz Keller z okazji 30-lecia zjednoczenia Niemiec.

Kontrasty można dostrzec nawet na samym wschodzie. Union jest robotniczym klubem z przedmieść Berlina. Na ich mecze chodzi się nieraz przez las. RB Lipsk uchodzi z kolei za „marketingowy twór” Red Bulla z areną położoną w pobliżu centrum miasta. W dyskusji o ciągle istniejących różnicach między zachodem a wschodem piłka nożna wciąż odgrywa niebagatelną rolę.