1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

USA - Wielka Brytania. Nadzieje związane z Trumpem

4 lutego 2017

Premier Wielkiej Brytanii Theresa May ma nadzieję na specjalną umowę handlową z USA po Brexicie. Wiele dla niej ryzykuje.

Treffen mit dem US-Präsidenten - May bei Trump
Zdjęcie: Reuters/C. Barria

Dla wielu Brytyjczyków było to jak nieoczekiwany prezent: właśnie teraz, kiedy na skutek opuszczenia UE Wielkiej Brytanii grozi polityczna i gospodarcza izolacja, prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump. Miliarder już w czasie kampanii wyborczej chwalił Brytyjczyków za Brexit i obiecywał zawarcie bilateralnej umowy o wolnym handlu.

Premier Wielkiej Brytanii Theresa May, pierwotnie przeciwniczka Brexitu, od razu przystąpiła do działania. Jako pierwsza szefowa zagranicznego rządu pojechała do Waszyngtonu. Z Trumpem ożywiła często wspominane „specjalne relacje” między USA a Wielką Brytanią, dla fotografów ona i Trump podali sobie ręce. May dostała też to, czego pragnęła najbardziej: Trump zobowiązał się do niezwłocznego rozpoczęcia rozmów na temat nowej umowy dwustronnej. Ma ona po Brexicie zastąpić te negocjacje handlowe z Waszyngtonem, które Wielka Brytania prowadziła dotąd przez Unię Europejską.

Londyński protest przeciwko polityce Trumpa (30.01.2017)Zdjęcie: Getty Images/J. Taylor

Wysoka cena

May zapłaciła już za to wysoką cenę. Jej wizyta u tak bardzo krytykowanego Donalda Trumpa była politycznym uznaniem jego osoby. Ale na tej kontrowersji nie koniec. Podczas wspólnej konferencji prasowej Trump wypowiedział cieszące się złą sławą zdanie „tortury działają”, a kilka godzin po wyjeździe May wydał najbardziej kontrowersyjny ze swoich dotychczasowych dekretów, który ogranicza swobodę wjazd do USA obywatelom siedmiu muzułmańskich krajów.

Początkowo May milczała na temat dekretu, później dodała, że „nie zgadza się z tym”. Wiedziała, że była Trumpowi coś winna. I Trump znów okazał Wielkiej Brytanii wdzięczność, kiedy szef brytyjskiego MSZ Boris Johnson interweniował na rzecz brytyjskich posiadaczy podwójnego obywatelstwa. Kto posiada obywatelstwo brytyjskie i obywatelstwo jednego z krajów, o których mowa w dekrecie, może wjechać do Stanów Zjednoczonych. To kolejny znak, że Wielka Brytania cieszy się wyjątkowym statusem. Obecnie regulacja odnosi się już do innych krajów UE, ale przepis ten pojawił się później.

Ronald Reagan i królowa Elżbieta II: rzadki zaszczytZdjęcie: Everett Collection/picture-alliance

Obiad u królowej

Prawdziwa burza nastała jednak po powrocie brytyjskiej premier z Turcji, kiedy Theresa May zaprosiła Trumpa w imieniu królowej do złożenia wizyty w Londynie. Trump przyjął zaproszenie. Do tej pory amerykańscy prezydenci mogli zjeść obiad z królową dopiero po latach od inauguracji, otrzymując tym samym najwyższe wyróżnienie, jakie kraj ten może okazać zagranicznym gościom. Peter Ricketts, były sekretarz w resorcie spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, nazwał wizytę na łamach „The Times” „przedwczesną”. Należałoby najpierw „odczekać, jaki to jest prezydent” – napisał, dodając, że królowa jest teraz „w bardzo trudnej sytuacji”. Już ponad 1,6 miliona osób podpisało petycję wzywającą do zdegradowania odwiedzin Trumpa do wizyty roboczej. Ma to „uchronić krolową”.

Szef dyplomacji Johnson opowiada się jednak za wizytą państwową ze wszystkimi dodatkami, w końcu brytyjski sojusz ze Stanami Zjednoczonymi „ma ogromne znaczenie”. Jeden z jego poprzedników, William Hague, napisał w „Daily Telegraph”: „Królowa, która przez lata była proszona o przyjmowanie tyranów, takich jak prezydent Zairu Mobutu czy rumuński prezydent Ceausescu, upora się z zarozumiałym milionerem z Nowego Jorku”. May wie, że sprowadziłaby na siebie "niełaskę" amerykańskiego prezydenta, gdyby wizyta w Pałacu Buckingham nie doszła do skutku. Trump cieszy się już na wizytę, która przyniesie mu najwyższe uznanie.

Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair (po lewej) postrzegany był jako „oswojony pudelek” BushaZdjęcie: Win McNamee/Getty Images

Stawka jest wysoka

Przeciwnicy Brexitu wątpią, czy oczekiwana z nadzieją umowa handlowa z Waszyngtonem jest warta sojuszu z Trumpem. Konserwatysta Ken Clarke twierdzi, że obietnica różowej przyszłości gospodarczej poza UE jest jak fantazyjna „Alicja w Krainie Czarów”. Nick Clegg, były szef Liberalnych Demokratów, ostrzegł z kolei, że May czuje się zmuszona do współpracy z człowiekiem, którego „izolacjonizm i protekcjonizm są diametralnie sprzeczne ze strategicznymi interesami Zjednoczonego Królestwa”. Clegg wciąż ma nadzieję, że parlament zmusi rząd do poszukiwania umowy z UE, która utrzyma kraj w ramach jednolitego rynku. Premier May takie rozwiązanie już wykluczyła, a większość posłów wydaje się ją popierać.

Dla Brytyjczyków stawka jest wysoka: wzajemne obroty handlowe wynoszą rocznie 176 mld euro. Stany Zjednoczone są drugim największym partnerem handlowym Wielkiej Brytanii (po Niemczech). USA są też największym inwestorem, podczas gdy Wielka Brytania zajmuje zaledwie siódme miejsce w rankingu największych partnerów handlowych Stanów Zjednoczonych.

Podwójny dylemat

Zdaniem krytyków May ma podwójny dylemat: ekonomiczny i polityczny. Obydwa dotyczą bezpośrednio Trumpa. Dlaczego handel transatlantycki – pytają – ma rozkwitać za prezydenta, który powtarza „Ameryka przede wszystkim” i zwalcza umowy o wolnym handlu. Drugie pytanie dotyczy politycznej izolacji, w której może znaleźć się Theresa May, współpracując z politykiem, który na całym świecie traktowany jest jak wyrzutek społeczny. Iain Begg, profesor London School of Economics, uważa solidaryzowanie się z Trumpem za „ryzyko polityczne”. Podobne doświadczenia miał już premier Tony Blair z prezydentem George'm W. Bushem. Blair, który aktywnie wspierał wojnę w Iraku, postrzegany był jako „oswojony pudelek” Busha. Etykietki tej nie pozbył się do dziś.

Christoph Hasselbach / Katarzyna Domagała

 

Pomiń następną sekcję Dowiedz się więcej