Uwaga, drony!
25 czerwca 2012W ciągu dwóch ostatnich lat niemieckie Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Rozwoju Miast wydało około 500 zezwoleń na użycie zdalnie sterowanych dronów, wyposażonych w kamerę telewizyjną. W porównaniu z helikopterami drony mają wiele zalet. Są od nich dużo tańsze, ale równie użyteczne.
Użyteczne drony
Przed rokiem spory rozgłos zyskało użycie takiego bezzałogowego obiektu latającego w Düren, średniej wielkości mieście przemysłowym w Nadrenii Północnej-Westfalii. Przez dłuższy czas unosił się on w powietrzu nad miejskim gimnazjum, fotografując jej teren i otoczenie. Okazało się, że nie była to żadna, tajna akcja policji, ani wojska, tylko zwykłe fotografowanie terenu, wykonane na zlecenie przez prywatną firmę wyspecjalizowaną w krajobrazowych reportażach filmowych.
To tylko jeden z przykładów, pokazujących szerokie możliwości użycia dronów dla celów cywilnych. W Niemczech coraz więcej firm przemysłowych stosuje miniaturowe drony do patrolowania z powietrza należących do niej obiektów i wczesnego wykrywania ewentualnych zagrożeń, na przykład pożaru. W podobnej roli drony unoszą się nad lasami, nitkami rurociągów, liniami wysokiego napięcia oraz dużymi instalacjami solarnymi.
Policja wykorzystuje je do kontroli ruchu na autostradach a koleje federalne do nadzorowania linii w ruchu dalekobieżnym. Tego typu akcje nie budzą na ogół większych zastrzeżeń. Chodzi wszak o poprawę stanu bezpieczeństwa i porządku publicznego.
Nieco inaczej ma się sprawa z użyciem dronów przez policję podczas demonstracji na ulicach miast lub wielkich imprez sportowych. W tym przypadku podlegają one odrębnym przepisom, podobnie jak kontrolowanie z lotu ptaka transportu pojemników typu Castor, używanych do przewozu odpadów radioaktywnych, albo wykrywanie nielegalnych plantacji marihuany.
Największe problemy wiążą się z użyciem dronów tam, gdzie mogą naruszyć przepisy o ochronie danych osobowych. Od maja tego roku o dronach po raz pierwszy wspomniano w ustawie o ruchu w przestrzeni powietrznej. Na wniosek federalnego pełnomocnika ds. ochrony danych osobowych Petera Schaara trzeba ją było znowelizować tak, aby uwzględniała obowiązujące przepisy w tej materii.
Co wolno, a co nie?
Przyjęte rozwiązanie nikogo jednak nie zadowoliło, bo okazało się zbyt ogólnikowe. Bardzo łatwo jest bowiem zobowiązać się do ochrony danych osobowych podczas użycia dronów do sfotografowania z powietrza, dajmy na to, zabytkowego centrum miasta, ale na takich zdjęciach, obok zabytków i ulic, znajdą się przecież także przechodnie. A co będzie, jeśli któryś z nich nie życzy sobie, żeby mu zrobić zdjęcie? W praktyce nie ma przecież sposobu, żeby zapobiec takim przypadkom.
Na pozór wygląda to na jeszcze jeden dowód niemieckiego przewraźliwienia na punkcie najszerzej pojętej prywatności, która dała o sobie już raz znać w głośnym sporze o internetową usługę Street View, ale tylko na pozór. W istocie rzeczy nie chodzi tu bowiem wcale o czyjeś prywatne uprzedzenia wobec zrobienia mu zdjęcia, tylko podstawową w ochronie danych osobowych zasadę, że filmowanie i fotografowanie osób oraz obiektów prywatnych wymaga wcześniej uzyskania zezwolenia z ich strony.
Pół biedy, kiedy dron lata nad zakładem przemysłowym w roli strażnika. Wiadomo, że na zdjęciach będą wtedy uchwyceni przez kamerę pracownicy danej zmiany. Ale nawet taka sytuacja stwarza okazję do nadużyć, na co wskazują politycy z partii Zielonych i - zwłaszcza - Lewicy. Ulla Jelpke z Partii Lewicy otwarcie skrytykowała w Bundestagu niedostateczną informację ze strony rządu federalnego ws. użycia dronów.
W jej przekonaniu kierownictwo firmy może wykorzystać drony do potajemnego śledzenia załogi, w taki sam sposób, w jaki niektóre sieci dyskontowe śledziły potajemnie personel sklepowy przy użyciu kamer przemysłowych. Zdaniem posłanki Lewicy ta sprawa wymaga innego uregulowania niż te, które obowiązuje w tej chwili. A mówi ono, że każda firma może użyć na swoim terenie dronów z kamerą pod warunkiem, że ich ciężar nie przekracza 25 kg, i że dron będzie w locie przez cały czas w kontakcie wzrokowym z jego operatorem. To wszystko. Nawet Orwell nie marzył o takiej swobodzie działań Wielkiego Brata.
Arne Lichtenberg / Andrzej Pawlak
red. odp.: Iwona D. Metzner