Węgry: „Są wolne organy prasowe, ale nie ma wolności prasy”
4 maja 2021Dziennikarz – to zawsze był wymarzony zawód dla Attili Babosa. 44-latek pochodzi z Peczu na południu Węgier i ma wyższe wykształcenie w zakresie zarządzania kulturą. Po ukończeniu studiów w 2004 r. zaczął jednak pracować dla lokalnej gazety. „Dunántúli Napló” był dziennikiem o długiej tradycji i wówczas szerokim zasięgu w południowych Węgrzech.
Nigdy nie było łatwo krytykować lokalne władze – mówi Babos w rozmowie z DW – bez względu na to, którzy politycy byli u władzy. Mimo to w swoich reportażach nigdy nie szedł na skróty. W grudniu 2016 r. dziennikarz i inni współpracownicy zostali zwolnieni z dnia na dzień. Biznesmen i szkolny kolega węgierskiego premiera Viktora Orbána kupił dziennik wraz z tuzinem innych lokalnych gazet. Nie było już miejsca dla niezależnych dziennikarzy.
Niedługo potem Babos wraz z dwoma kolegami założył niezależny portal internetowy „Szabad Pécs” (Wolny Pecz). Chcieli kontynuować tworzenie dobrego i krytycznego dziennikarstwa lokalnego. Nie wiedzieli, że będzie to odyseja, ale i historia sukcesu, dzięki której zdobyli na Węgrzech rozgłos.
Sponsor ze strachu odmówił
To przykład tego, jak trudna za rządów Viktora Orbána jest sytuacja mediów i jak mogą mimo wszystko przetrwać niezależne głosy dziennikarskie, nawet poza stolicą Węgier, w środowisku prawie całkowicie zdominowanym przez rząd.
Początkowo Babos finansował portal z własnej kieszeni. Później doszły jeszcze datki czytelników. Mimo to trzej dziennikarze często pracowali za darmo. Jeden z przedsiębiorców, który chciał sponsorować portal, wycofał się, bo – jak wspomina Babos – groziły mu niekorzystne warunki biznesowe ze strony kręgów zbliżonych do rządu.
Twórcom „Szabad Pécs” wielokrotnie udawało się ujawnić mniejsze i większe skandale. Najsłynniejszym, który od pewnego czasu jest również przedmiotem procesów sądowych, jest „Volvo-Gate” z 2018 r., czyli wielomilionowy skandal korupcyjny związany z zawyżonym cenowo zakupem lokalnych autobusów Volvo dla Peczu, w który zamieszane były ówczesne władze miejskie z partii Orbána. Ze względu na swoje zasługi „Szabad Pécs” został w 2019 r. nagrodzony przez węgierskie stowarzyszenie dziennikarzy MÚOSZ.
Utrudnianie niezależnych relacji
Portal od samego początku doświadczał nienawiści i podżegania ze strony zwolenników Orbána w Peczu. Jednocześnie Babos i jego koledzy byli odcięci od jakichkolwiek informacji w administracji miasta. Punktem kulminacyjnym w utrudnianiu im pracy był incydent z jesieni 2018 r. Podczas inauguracji Narodowej Akademii Koszykówki w Peczu przez Viktora Orbána, Babos został ostro odepchnięty przez pracowników ochrony. Aby uniemożliwić niezależne relacje na temat finansowanej z pieniędzy podatników areny, teren uznano nagle za „własność prywatną”.
Od jesieni 2019 r. w Peczu rządzi niezależny burmistrz, którego w wyborach lokalnych poparły partie opozycyjne. Również nowy zarząd miasta musi się liczyć z krytyką ze strony „Szabad Pécs”. Ale warunki pracy są teraz „bardziej normalne” – mówi Attila Babos, a dzięki dotacji z Open Society Foundations amerykańskiego miliardera George'a Sorosa portal będzie mógł przynajmniej w tym roku sfinansować dwa niepełne etaty redakcyjne. Mimo to Babos nie kryje pesymizmu. – Na Węgrzech mamy jeszcze wolne organy prasowe, ale nie mamy już wolności prasy – mówi.
W rankingu mediów spadek o 36 miejsc
W sektorze tradycyjnych mediów – gazet, radia i telewizji – nie ma już prawie żadnych niezależnych organów. Media publiczne zostały podporządkowane rządowi tuż po dojściu Orbána do władzy w 2010 r., a większość prywatnych, niezależnych mediów została w ciągu ostatnich lat wykupiona przez powiązanych z rządem biznesmenów. Jeśli to nie skutkowało, odcinano je od źródła dochodów z państwowych reklam lub szykanowano latami przez lojalny wobec Orbána urząd ds. mediów NMHH, jak budapeszteńskie Klubrádió, które najpierw straciło wszystkie częstotliwości poza Budapesztem, a w lutym tego roku także te w stolicy.
Nic dziwnego, że w ostatnich latach Węgry poleciały w rankingu wolności prasy ostro w dół. W najnowszym rankingu Reporterów bez Granic kraj ten zajmuje 92. miejsce, co oznacza spadek o 36 miejsc od 2013 r. W UE tylko Bułgaria jest za Węgrami. Polska zajmuje 64. miejsce.
Cyfrowe historie sukcesu
Niemniej jednak zdarzają się też historie sukcesu – poza klasycznymi mediami, jak w przypadku „Szabad Pécs” – w internecie. Najbardziej znany jest „Telex”, który istnieje zaledwie od kilku miesięcy. Portal internetowy o tej nazwie tworzony jest przez byłych pracowników redakcji największego niegdyś węgierskiego serwisu informacyjnego Index.hu. Redakcja odeszła zbiorowo latem ubiegłego roku po przejęciu portalu przez biznesmena zbliżonego do rządu i zwolnieniu redaktora naczelnego. „Telex” jest w całości finansowany z datków i przez czytelników. Dociera do ok. 500 tys. czytelników dziennie.
Mniej znany jest niezależny portal (także finansowany z datków i przez czytelników), który w 2018 r. powstał w środowisku Fideszu – „Válasz Online” (Odpowiedź Online). Twórcami są młodzi konserwatyści, którzy czują się związani z doktryną partii Orbána, ale krytycznie odnoszą się do faktycznych rządów premiera i jego zwolenników.
„Rząd widzi w nas zdrajców"
Jednym z nich jest 44-letni András Bódis, który w filmie dokumentalnym na początku 2021 r. zdemontował jedną z długo utrzymywanych przez Viktora Orbána narracji – że ponad 50 procent mediów na Węgrzech jest krytycznych wobec rządu. Uchodzi teraz „za takiego samego wroga jak każdy, kto nie reprezentuje bez zastrzeżeń rządowej narracji” – stwierdza Bódis w rozmowie z DW. – Ponieważ opowiadamy się za konserwatywnymi wartościami, jesteśmy być może nawet większymi wrogami w oczach rządu, który widzi w nas zdrajców.
„Válasz Online” publikuje głównie długie analizy i wywiady. Portal jest jedynym liczącym się na Węgrzech niezależnym medium o wyraźnie konserwatywnej orientacji. Pod względem finansowym nie ma żadnych trudności, mimo wyłącznie dobrowolnych datków od czytelników i otwartego dostępu do treści. Nawet, jak mówi Bódis, w czasie pandemii koronawirusa „Válasz Online” był w stanie podwoić liczbę swoich donatorów.
Potrzeba niezależnych informacji
Bódis tłumaczy to „radykalną zmianą w węgierskim krajobrazie medialnym, niespotykaną na Zachodzie”. Nie ma już prawie żadnych dużych koncernów medialnych, ale w internecie pojawia się coraz więcej ważnych niezależnych portali, które utrzymują się w dużej mierze lub całkowicie z pieniędzy swoich czytelników.
Wynika to również z absurdalnej sytuacji, w której prorządowe media na Węgrzech mają wprawdzie monopol na informacje, ale z obawy przed rządem prawie nie mają odwagi publikować istotnych wiadomości. Dlatego nawet wielu sympatyków rządu czerpie informacje z tzw. mediów opozycyjnych. – To wszystko pokazuje, że wielu ludzi na Węgrzech ma wielką potrzebę niezależnej informacji – podkreśla Bódis. – Dlatego właśnie portale, takie jak nasz, mogą istnieć. I dlatego muszę powiedzieć, że nie czuję się obecnie źle jako dziennikarz na Węgrzech.